Szok w Gdyni, Wojciech Szczurek po 26 latach rządzenia dostał czerwona kartkę. Ktoś spodziewał się, że "wieczny prezydent" nie wejdzie do drugiej tury?
Rzeczywiście, to jest sensacja, bo w Gdyni rządził King Kong samorządu, który, w najlepszym przypadku, osiągał 85 procent poparcia w pierwszej turze. A teraz tylko 23,53 procent! I nie możemy mówić o spadku, ale wręcz o tąpnięciu poparcia. Jest to odejście w najgorszy możliwy sposób dla polityka tego kalibru. Klęska. Z cząstkowych publikacji wiedzieliśmy, że poparcie dla Samorządności Wojciecha Szczurka spada. Nie zdawaliśmy sobie jednak sprawy, że ono błyskawicznie topnieje.
Dlaczego do tego doszło?
Przez bardzo proste rzeczy. W ostatnim czasie skala nieudolności w zarządzaniu miastem była wręcz niespotykana. Równocześnie wyrosło nam nowe pokolenie wyborców - bardzo sceptycznych, wymagających, bezkompromisowych. Ponadto, jako socjolog, przyglądałem się kampanii prezydenta Szczurka. Była ona robiona bardzo profesjonalnie, ładnie, kolorowo, przeznaczano na nią duże środki. Zauważyłem jednak dysonans, o którym mówi teoria teatru Goffmana, czyli niezgodność przedstawienia z aktorem. Prezydent Szczurek kojarzony był ze stonowanym sędzią, mówiącym trochę ex cathedra, mądrym człowiekiem. Raptem ten mądry człowiek pojawia się na Tik Toku, gdzie zaczyna się kręcić na podeście z panią Szadziul i pokazuje paluszkami "hop, hop, hop" . Dla młodych nie było to wiarygodne, a starsi wyborcy oczekiwali, że prezydent powinien być poważniejszy. Pojawiły się zgrzyty w kampanii, pan prezydent stracił na chęci bycia bardziej nowoczesnym. I na koniec - klęska prezydenta, czyli "numeru jeden" jest też pochodną klęski zespołu. Zespół Wojciecha Szczurka w ostatnim wydaniu jest ewidentnie historycznie najsłabszy. Zabrakło atutów, jakie miał w poprzednich wyborach. Kampania nie była specjalna, a kandydaci nie byli pierwszoligowi. Niektórzy z nich są powszechnie znielubiani. Stali się synonimem klęsk i wtop. Jeśli potwierdzi się, że do Rady Miasta nie dostanie się wiceprezydent Marek Łucyk, mamy do czynienia z kolejną czerwoną kartką. A jest to urzędnik kojarzony ze wszystkimi przebudowami, remontami, którymi żyła Gdynia. Taka "jedynka" zamiast ciągnąć listę pana prezydenta, spychała go w przepaść. Nie znam wyniku wiceprezydenta Bartosza Bartoszewicza, wiem, że Michał Guć pochwalił się, że został radnym. Spowodowało to setki komentarzy w stylu "nareszcie".
CZYTAJ TEŻ: Niespodzianka w Lęborku. Litwin wygrał z Namyślakiem
Może Wojciech Szczurek przegrał siłą swoich przeciwników?
Nie można też mówić o wielkim wzroście KO, która do bazowych 20 proc. dołożyła - dzięki koalicji z ruchami miejskimi i lewicą - jakiś odsetek dodatkowych wyborców. To skutek słabości SWS. Samorządność Wojciecha Szczurka, tracąc na popularności, stała się "obciachem". Gdynianie zapamiętali węzeł Karwiny, lotnisko w Kosakowie, brak obiecanego lodowiska, likwidację kortów Arki. Masa krytyczna się zebrała. Jeśli w dzielnicach północnych Gdyni, gdzie SWS brała w okręgach po dwa, trzy mandaty, a teraz tylko jeden - to jest klęska.
Już teraz rozkład mandatów pokazuje, że w przyszłej Radzie Miasta będą się musiały zawiązać koalicje.
Formalne i nieformalne. Koalicja może być zawiązana na stałe, ułożona co do pewnych priorytetów. Może też być tworzona tylko dla pewnych projektów. Na pewno każdy będzie podchodził do tego z pewną nieufnością, z obawy przed oskarżeniem o zdradę ideałów z SWS. To jest błąd, bo przecież miejskie sprawy wymagają consensusu. Jednego możemy się spodziewać - to koniec zarządzania z tylnego fotela. Nie będzie spotkań kształtujących świadomość i poglądy. To jest rewolucja! Radni będą mieli niecodzienna możliwość wybicia się na niepodległość. Jest to coś, czego za władzy Wojciecha Szczurka nie znali.
Nie oznacza to bałaganu w pracach rady?
Oczywiście, że oznacza. Zawsze dużym przemianom towarzyszy bałagan, chaos, tarcia. Ale ja już wolę taki bałagan podczas głosowań od jednomyślnej rutyny. Po to jest Rada Miasta, by dyskutowała, debatowała, kłóciła się, nie zgadzała. Lepiej niech tam się dzieje, niech kotłuje, aniżeli radni mieliby głosować patologicznie, podnosząc rękę na żądanie. Mieliśmy do czynienia w Gdyni z pewnego rodzaju nieprawidłowością. Oczywiście, podobnie jest w wielu polskich miastach, o czym zresztą pisał Andrzej Andrysiak w książce "Lokalsi. Nieoficjalna historia pewnego samorządu". Niemniej mieszkamy w Gdyni i chcielibyśmy, by to miasto było zarządzane w inny sposób. Pojawia się też kolejna ciekawa rzecz - kiedy radni zaczną się kłócić, mieszkańcy będą mieli inne poczucie sprawstwa i obywatelstwa. Jako wyborca słabo widzę, kiedy na posiedzeniu Rady Miasta jest zawsze tak samo i bez ryzyka błędu można przewidzieć każdy wynik głosowania. Teraz już tak nie będzie. Wprowadzi to chaos i niepewność, ale per saldo wyjdzie na korzyść dla demokracji.
Fenomenem niedzielnych wyborów jest Aleksandra Kosiorek, która nie tylko wygrała z Wojciechem Szczurkiem, ale pokonała także na pozór silniejszego Tadeusza Szemiota.
I proszę zauważyć w jakim stylu! Była to wręcz szarża. Wybory samorządowe w Gdyni przyniosły dwa duże zdziwienia.Pierwsze, większe, że Wojciech Szczurek tak znacznie przegrał i drugie - mniejsze - że Aleksandra Kosiorek wygrała tak mocno i znalazła się w drugiej turze. Wyniki Gdyni są największą niespodzianką wyborów samorządowych w Polsce.
Można to jakoś wytłumaczyć?
Gdynia ma dużą tradycję w głosowaniu na kobiety. Gdynianie już dostrzegli, że kobiety bardzo sprawdzają się w polityce. Myślę, że jest to początek zmian idących w tym kierunku. Mamy do czynienia z widocznym trendem i niewykluczone, że Trójmiastem będą rządzić trzy panie. Trzeba też podkreślić, że Aleksandra Kosiorek na zwycięstwo sobie zapracowała. Sama, ze swoją ekipą. Jeździła po wszystkich dzielnicach miasta, spotykając się non stop w śniegu, wietrze, deszczu z mieszkańcami. Po drugie - mamy do czynienia z efektem nowości. Nie jest związana z żadnymi układami, nie była w radzie, nie głosowała, nie ma na swoim koncie żadnych negatywnych decyzji. Trzeba też powiedzieć, że jej kandydatura bardzo budowała się w trakcie kampanii, z debaty na debatę. Końcową debatą w Radiu Gdańsk, na która prezydent Szczurek w ogóle nie przyszedł, zdeklasowała kontrkandydatów.
Komu, pana zdaniem, prezydent Szczurek udzieli poparcia w drugiej turze? Jeśli się na to zdecyduje, oczywiście...
Myślę, że Wojciech Szczurek jeszcze długo będzie otrząsał się z tej klęski. W poniedziałek wczesnym rankiem wydał wprawdzie bardzo ładne oświadczenie, na dobrym poziomie, natomiast psychologicznie jest to dla niego wstrząs. Jeśli już udzieli komuś poparcia, będzie to Tadeusz Szemiot. Pamiętajmy, że środowiska SWS i Platformy wzajemnie się przenikają. Przedstawiciel PO będzie mógł także liczyć na poparcie radnych Samorządności.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Aleksandra Dulkiewicz wygrywa w pierwszej turze w Gdańsku
A czyje głosy dostanie kandydatka Gdyńskiego Dialogu? I czy ma szansę na wygraną?
Wszystko tak się wywróciło do góry nogami, że trudno się wypowiadać. Po pierwsze jednak ma bazowe prawie 35 proc. poparcia.To jest bardzo dużo. Ponadto elektoratowi negatywnemu Wojciecha Szczurka może być bliżej do Gdyńskiego Dialogu. W kampanii pojawi się wizerunek świeżości, kobiety w nic nie umoczonej. Tadeuszowi Szemiotowi zapewne wyciągną ćwierć wieku zasiadania w Radzie Miasta, jakieś głosowania, związki KO z SWS. Pozostaje pytanie, jak zachowa się PiS. W przypadku Prawa i Sprawiedliwości może pojawić się schadenfreude, czyli przyjemność czerpana z cudzego niepowodzenia, co zakończy się poparciem dla konkurenta znienawidzonej Koalicji Obywatelskiej. Nic nie jest wykluczone.
To może być pocałunek śmierci... Aleksandra Kosiorek stanie się "ukrytą opcją pisowską"
Osobiście uważam, że Kosiorek ukrywa swoje mocno lewicowe poglądy proabo, czyli wspierające legalizację aborcji. To wszystko może się równoważyć. Myślę, że każdy z kandydatów będzie się czule uśmiechał do wszystkich środowisk i nikomu nie odmówi wsparcia. Pozostaje pytanie, jak te 23,53 proc. głosów oddanych na prezydenta Szczurka się rozłoży. To będzie walka na śmierć i życie o każdy głos. Tadeusz Szemiot dostał 25,85 proc. głosów i nawet jeśli wszyscy wyborcy Szczurka opowiedzą się za nim, nie będzie miał 50 procent. Pozostaje też kwestia mobilizacji. Nie mówiliśmy do tej pory o frekwencji, która jest niższa, niż w poprzednich wyborach samorządowych. Oznacza to znudzenie, sytuację, w której kilkadziesiąt procent wyborców nie widzi aż tak wielkiego problemu. Po trzecie to, że idą do wyborów ci, którzy doskonale wiedzą, po co to robią, a na koniec - że pogoda była piękna i wygrała z głosowaniem.
Napisz komentarz
Komentarze