Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Wydobywała z bursztynu duszę. Wspomnienie [nl] o Danucie Czapnik

Po ciężkiej chorobie w sobotę, 15 stycznia zmarła malarka i projektantka biżuterii Danuta Czapnik. Była uwielbiana zarówno przez tych, którzy się znają na sztuce jubilerskiej, jak i tych, którym tajniki tego zawodu nie były znane.
Danuta Czapnik na targach Amberif 2019 (Fot. Archiwum MTG SA)

Mówi się, że stworzyła w Trójmieście nieformalny klan kobiet, rozpoznających się nawzajem po tym, że noszą jej biżuterię. Kiedy posiadaczka wisiora, czy pierścionka autorstwa Danuty Czapnik widzi inną, nieznaną sobie panią przyozdobioną dziełem tej samej artystki, z miejsca traktuje ją jak „swoją”. Bo kto ceni biżuterię Danki Czapnik, sam jest godzien tego, by go cenić.

Danuta Czapnik. Przełożyła malarskość na biżuterię

A wcale nie zanosiło się na to, że zostanie gwiazdą gdańskiego bursztynnictwa. Zawsze myślała i mówiła o sobie jako o malarce. Studiowała w latach 70. w PWSSP w Gdańsku u prof. Kazimierza Ostrowskiego, i na warszawskiej ASP u prof. Stefana Gierowskiego. Ceniła sobie niezwykle Barbarę Jonscher, która przygotowywała ją do egzaminów.

– Danka wraz z mężem zaczęła pojawiać się u nas na targach na początku lat 2000. – wspomina Ewa Rachoń, wieloletni komisarz targów Amberif organizowanych przez Międzynarodowe Targi Gdańskie. – Potem on zginął w wypadku. Zamartwialiśmy się, że Danka sobie nie poradzi, bo ona sprawiała wrażenie osoby, która raczej fruwa niż mocno stąpa po ziemi. A jednak był w niej jakiś rodzaj siły, dzięki której przełożyła tę swoją malarskość na biżuterię.

Ewa Rachoń wspomina, że Danuta Czapnik, nie mając bezpośredniego doświadczenia z materiałami jubilerskimi, współpracowała m.in. z rzemieślnikiem Czesławem Majką, który początkowo był mocno sceptyczny wobec jej pomysłów. Patrzył z niedowierzaniem na projekty, które mu podsuwała, uważając, że tego nie da się zrobić. Z czasem jednak polubił prace Danki. Dzięki tej współpracy były one nie tylko fantastyczne w założeniach artystycznych, ale też bardzo dobrze wykonane.

– Jej talent malarski, wyobraźnia przełożona na znajomość materii bursztynnictwa dały efekt zupełnie nieprawdopodobny. Była uwielbiana zarówno przez tych, którzy się znają na sztuce jubilerskiej, jak i tych, którym tajniki tego zawodu nie były jakoś specjalnie znane – ocenia Ewa Rachoń.

Danuta Czapnik. Duety nieoczywiste

Renata Adamowicz, kierowniczka gdańskiego Muzeum Bursztynu poznała Danutę Czapnik właśnie na targach Amberif.

– Jej stoisko zawsze się wyróżniało pracami trochę innymi, oryginalnymi. Przez to, że była malarką i potrafiła podejść do bursztynu nie jak jubiler, złotnik, ale dodać swoją myśl. Przemycić jakąś historię, jakąś narracyjność.

Z czasem biżuteria Danuty Czapnik zaczęła „chodzić” na pokazach.

– Danka okazała się zwierzęciem wybiegowym – mówi Ewa Rachoń. – W 2010 r. namówiłam ją na pierwszy pokaz na naszej gali. Potem już praktycznie co roku brała w nich udział. 

Idea tych pokazów polegała na tym, że artysta od biżuterii był zapraszany do współpracy z projektantem mody.

– Danka występowała w wielu duetach, czasem nieoczywistych – kontynuuje Ewa Rachoń. – Czasem z bardzo młodymi osobami, czasem z osobami, które też mają mocne widzenie swojej idei, swojego stylu. Tylko raz w ciągu tych lat nie dogadała się z projektantką, z którą ją skojarzyliśmy. W innych przypadkach to była współpraca otwarta, komplementarna. Fantastycznie pracowała z Jola Słomą i Mirkiem Trymbulakiem. Ich „Gotyk w Paryżu” to była kolekcja nieprawdopodobnie malarska, ze zrozumieniem i tkanin, i tworzywa jubilerskiego. Niezwykła była jej ostatnia kolekcja z Katarzyną Konieczką. To kompletnie nieoczywista para, bo jedna i druga pracują z metalem. A jednak udało im się wykreować niezwykle widowiskową kolekcję.

Przez to, że była malarką, potrafiła podejść do bursztynu nie jak jubiler, złotnik, ale dodać swoją myśl. Przemycić jakąś historię, jakąś narracyjność.

Renata Adamowicz / kierowniczka Muzeum Bursztynu

Jolanta Słoma i Mirosław Trymbulak przygotowali z Danutą Czapnik trzy pokazy: „Gotyk w Paryżu”, „Postulaty” i „Kolekcja smaczna”.

– Szukamy takich twórców, którzy nie traktują ubrań jako tła, gabloty do prezentacji swojej biżuterii. Spotkaliśmy kilku, ale współpraca z Danką była najbliższa naszemu sercu. Bardzo dobrze się rozumieliśmy. Wspólnie pozwalaliśmy sobie na przekraczanie różnych granic. Podkręcaliśmy w taki trochę wariacki sposób – opowiadają.

Wspominają ją jako osobę z filuternym błyskiem, takim chochlikiem w oku i uśmiechem. Zawsze chętną do tworzenia. Nie było dla niej nigdy przeszkód i oporów. Cenili ją za skłonność do stosowania niecodziennych połączeń. A spotkania z nią, nawet jeśli dotyczyły pracy, były zawsze ucztą towarzyską.

Ich ostatnia wspólna kolekcja, która, niestety, nie dojdzie już do skutku, to „Murano-Burano”. Miały być w niej połączone szkło i owady z Murano z różnymi ceramicznymi częściami lalek, fiolkami z laboratorium i szklanymi lejkami.

Danuta Czapnik. Dawała drugie życie rupieciom

Słabość Danuty do porcelanowych lalek i innych podobnych rupieci podkreślają wszyscy, z którymi pracowała. Krążyła po pchlich targach. Na Jarmarku św. Dominika z reguły pojawiała się już w przeddzień otwarcia, kiedy kolekcjonerzy dopiero rozkładali swoje stoiska. A ona już zaglądała im do skrzyń w poszukiwaniu swoich skarbów. Wynajdywała kawałeczki porcelanowych lalek, zabawek, rzeźb, guziki, stare zepsute zegarki.

– Dawała drugie życie tym elementom, które znajdowała na bazarach. Tworzyła z nich pojedyncze, unikatowe egzemplarze. Swoje pomysły realizowała od A do Z, jak chciała. Była niezwykle twórcza – ocenia projektantka mody Joanna Weyna.

Ewa Rachoń posuwa się wręcz do stwierdzenia, że wyobraźnia Danuty Czapnik nie miała żadnych granic.

– Dla niej najważniejsze było to, co zobaczyła: przedmiot, który chciała stworzyć.  Kwestie techniczne, czyli to, co dla jubilera byłoby przeszkodą, jej zdawały się nie ograniczać. Żaden rozsądny jubiler nie robiłby biżuterii ze starych rozpadających się zegarków. Ona myślała o biżuterii w kategoriach sztuki. Miała malarską wizję swojego dzieła i realizowała ją swobodnie, manewrując kolorami, materiałami, wielkością przedmiotów. Widziała w swojej wyobraźni rzeczy, których nikt inny by nie zobaczył. Pierścionek kojarzy się z czymś małym. Jej pierścionki są bardzo duże.

Jej biżuteria przekraczała wszystkie granice, utarte kanony. Trudno nawet nazwać to biżuterią, to były dzieła sztuki użytkowej. W każdej z tych rzeczy zostawiała cząstkę siebie.

Michał Starost / projektant mody

– Ta jej biżuteria zachwycała, bo była inna – uważa Renata Adamowicz. – Na pokazy mody przygotowywała zawsze tak duże obiekty, że wydawałoby się, że są zbyt wielkie, przerysowane. Zresztą, Danusia zawsze mówiła, że lubi wyraziste i duże przedmioty.

Bursztynowa biżuteria Danuty Czapnik była na tyle niezwykła, że kierownictwo Muzeum Bursztynu uznało, iż powinna się ona znaleźć w jego kolekcji regionalnej sztuki współczesnej. Dzięki dofinansowaniu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego muzeum zakupiło jej dwie prace: „Tango” i „Totemy”, które można teraz podziwiać w Wielkim Młynie, pośród innych wybitnych dzieł sztuki bursztynniczej.

Wspomnienie o Danucie Czapnik. „Wielka strata”

Projektant mody Michał Starost, który z Danutą Czapnik przygotował m.in. kolekcję „Black Sun”, wspomina ją przede wszystkim jako osobę wyjątkowo otwartą, obdarzoną wrażliwością, której brakuje wielu innym twórcom biżuterii.

– Z Daną jako autorką pracowało mi się najlepiej w życiu – przekonuje. – Niczego sobie nawzajem nie narzucaliśmy. Wszystko rodziło się spontanicznie. Praca z nią zawsze była dla mnie wielkim wydarzeniem, wielką radością. Ona nie tylko była jubilerem, ale przede wszystkim była artystką. Brała bursztyn, brała kamień, czy inny materiał i wydobywała z niego duszę. Jej biżuteria przekraczała wszystkie granice, utarte kanony. Trudno nawet nazwać to biżuterią, to były dzieła sztuki użytkowej. W każdej z tych rzeczy zostawiała cząstkę siebie. Jej odejście to wielka strata.

Gdańskie Muzeum Bursztynu myśli o przygotowaniu indywidualnej wystawy prac Danuty Czapnik jako wystawy czasowej.

– Mówiłyśmy z nią o tym jeszcze w końcówce naszego rezydowania w Zespole Przedbramia – przyznaje Renata Adamowicz. – Potem przyszła pandemia i zniwelowała wszystkie plany. Ale tę wystawę na pewno jeszcze zrobimy, chociaż nie wiem, czy w tym roku. Szkoda, że bez niej.



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama