Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Fenomen truskawek z Kaszub. Owoce, które wzrastają jak najlepsze wino

Myśląc o dopiero co odbytym Truskawkobraniu na Złotej Górze koło Brodnicy Górnej muszę powiedzieć, że patrząc na zgromadzonych w tym kultowym miejscu ludzi zrozumiałem, że z każdą kolejną edycją doświadczamy swego rodzaju fenomenu. Choć stara szkoła uczy, że pokolenie to nawet 30 do 40 lat, to jednak obecnie uważa się, że pokolenie to raptem 25-letni okres zarówno czasu liczonego dniami i godzinami, ale i życia ludzi, okres zmieniania się zwyczajów, praktyk, itp., a także okres zmiany postrzegania świata.
Truskawkobranie, Brodnica Górna, 2023

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Multikulturowość pewnych zjawisk

Do grona zdarzeń ponadczasowych przechodzą fakty, które na swój sposób nie zmieniają się mimo upływu lat. Pytaniem jest to, czy one pozostały w skostniałym pokoleniu ludzi sprzed lat, czy może swoją uniwersalnością i wartością stanowią o multipokoleniowości, o multikulturowości pewnych zjawisk.

Za takowe uznałem Truskawkobranie AD 2023. Truskawkobranie, które odbyło się około 52 lata, po tym, jak po raz pierwszy, na placu przy pomniku poświęconym kaszubskim partyzantom stanęły wozy, samochody marki Star, Żuk lub Robur.

Kto pamięta te marki samochodów? Pamiętają je starsi panowie (bo pań te auta nie interesowały), którzy ze swoimi dziećmi w 1971 roku siedzieli na stoku opadającym do jeziora Bródno Wielkie, a dziś przywiezieni przez wnuków, czyli drugie pokolenie, patrzyli na swoje prawnuki biegające po tym samym stoku. Czy w oczach dziadków widok wnucząt, a co bardziej prawnucząt nie wywołuje wzruszeń? Oczywiście, że tak. Osoby, które obserwowałem, wydawały się być szczęśliwe i to w pełni szczęśliwe. Zarówno smakiem spożywanych truskawek, jak i tym, że w miejscu, które lubią, dobrze czują się ich potomkowie.

Zdziwicie się może temu powiązaniu dzisiejszego wydarzenia z motoryzacją, ale doskonale pamiętam swój udział w pierwszej edycji (wakacje po 1 klasie podstawówki to rzecz dość charakterystyczna). Był on związany z samochodem, którym mnie dowieziono na miejsce, a konkretnie z terkoczącym dwutaktowym silnikiem wartburgiem.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Truskawka kaszubska to jeden z najczęściej fałszowanych produktów rolnych w Polsce

Smak i niezwykła nazwa Murzynki zrobiły na mnie wielkie wrażenie

Doświadczanie zmysłów

Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę z tego, że jedzenie palcami jest naturalne dla właściwie całej ludności świata. Wielu je tak ze względów kulturowych, wielu je tak ze względów praktycznych, ale z pewnością większość z nas, w okresie niemowlęctwa przeszła etap, w którym stosunkowo młody zwyczaj posługiwania się sporym zestawem wyrafinowanych sztućców był zupełnie niepraktyczny, a nasze doświadczenia smakowe i aromatyczne budowaliśmy korzystając z dłoni.

Tak, w wieku niemowlęcym mieliśmy, znacznie większe niż dziś w wieku dojrzałym, zaufanie do zmysłu dotyku.

Zanim zaczęliśmy mówić i chodzić, a o trudnej sztuce zawiązywania sznurowadeł nawet jeszcze nie myśleliśmy, wbrew własnym rodzicom, babciom, opiekunkom, eksplorowaliśmy świat korzystając z naszych rąk, które bardzo sprawnie przekazywały to, co było do zbadania do otworu gębowego, w którym znajdują się receptory smaku i aromatów. W ten sposób poznaliśmy świat, dokonaliśmy pierwszych wyborów konsumenckich, ustaliliśmy nasze preferencje smakowe, które z reguły nie oscylowały wokół chrzanu i musztardy, jak chcieli dorośli bawiący się niewiedzą dziecka, a wokół słodkiego. W taki sposób większość z nas poznała z pewnością smak truskawki.

Zakochałem się w Murzynce

Późna wiosna 1971 roku, matka przynosi do domu zakupy. Kilkanaście rolek papieru toaletowego rzuconego w sklepie za rogiem przewiązała papierowym sznurkiem (kto to dziś pamięta) przez ramię, móżdżek cielęcy, bo mięsa w mięsnym nie było (ale wszyscy jedli go z jajkiem), pęczek rzodkiewek od ogrodniczki jeszcze funkcjonującej w odnoszącym sukcesy socjalizmie i truskawki, które jakiś gospodarz przywiózł z Kaszub mówiąc, że to Murzynki.

Nie pamiętam, czy w dniu, w którym pierwszy raz sprawdziłem wartość truskawki noszącej taką egzotyczną nazwę, do domu trafił papier toaletowy, ale z pewnością skojarzenie wybornego smaku i niezwykłej nazwy zrobiło na mnie takie wrażenie, że przez kolejne lata chciałem poznać miejsce, z którego te Murzynki pochodzą.

Nie pamiętam, czy był to rok 1971, choć jest to wysoce prawdopodobne, ale pojechaliśmy na Kaszuby. Nie PKS-em, a Watburgiem, bo właśnie odwiedził nas znajomy ksiądz, który był posiadaczem tego dobra luksusowego. Dojechaliśmy na Złotą Górę, pozostawiliśmy cudo niemieckiej techniki motoryzacyjnej na parkingu i mijając pomnik wzniesiony na cześć kaszubskich partyzantów, odsłonięty w 1968 na Złotej Górze, który przytłoczył mnie wielkością monolitycznej bryły, zanurzyliśmy się w tłumie ludzi wpatrujących się w stosy truskawek piętrzących się na pośpiesznie przygotowanych, więc nieco prowizorycznych stoiskach.

Nie pamiętam, czy występowały zespoły regionalne, czy może gwiazdy Mam Talent, ale pamiętam zniewalający smak truskawek, o których wszyscy mówili murzynki. Pamiętam, że początkowo dostałem w skórę za to, że po konsumpcji moja odświętna koszula była w połowie czerwona od esencji błogości i szczęścia kulinarnego, choć to określenie mogę przytoczyć dopiero dziś, gdy mam inną świadomość. Wtedy trzeba było to jeść, bo było dobre, bo było inne niż w mieście. Pamiętam też, że z czasem wielu dorosłych wyglądało jak dzieci, bo na modnych sukienkach i białych koszulach wykwitały dowody na to, że i dorośli ulegli magii smaku kaszubskich truskawek.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Festyn, jarmark i występy na Truskawkobraniu 2023

Z wizyty na Złotej Górze pamiętam to, że ponownie dotyk miał wielkie znaczenie. Nie, nie ten niemowlęcy, gdy się brało wszystko do ust, rozmazywało po twarzy, cieszyło się nowo odkrywanymi smakami. Dotknięcie owocu, który nie był twardy i kwaśny jak wczesna papierówka, a miękki, poddający się naciskowi palców i tryskający sokami w chwili naciskania było czymś fascynującym. Mimo, że od tamtego czasu minęło około 50 lat, nadal pamiętam zniewalający aromat. Wyobrażając sobie raj, dziś mógłbym pływać na materacu dmuchanym w morzu truskawkowego soku.

Smak truskawek z Kaszub

Mijały lata. Truskawki były coraz to gorsze. Nie przypominały tej poznanej w dzieciństwie. Pewną odmianą było przypadkowe spotkanie w późnych latach 90. ubiegłego wieku zapomnianego poletka z Murzynkami w rejonie Ostrzyc. Choć znajoma, która mi o nim powiedziała twierdziła, że to zdziczałe poletko, to jednak mój umysł nie dał rady. Sentyment kazał zebrać wszystkie dojrzałe owoce z porzuconej działki.

Dziś, wiele lat później, zaczynam odnajdywać w nowych odmianach ślady tego, co jadałem przed laty. Tego, co mnie cieszyło, co kształtowało moją wrażliwość na smaki i aromaty.

Jednym z miejsc, w których mogę tego doświadczyć jest ponownie Złota Góra koło Brodnicy Górnej. Odbywające się tu kolejne Truskawkobranie, czyli cykliczna impreza odbywająca się od 1971 roku poświęcona truskawce odmienianej przez wszelkie przypadki. Impreza gromadząca tysiące, a właściwie dziesiątki tysięcy osób, którym nie jest obcy smak truskawek z Kaszub wzrastających jak najlepsze wino na łagodnych stokach nad rynnowymi jeziorami, które każdego wieczora oferują odżywczą bryzę sprawiającą, że owoce z naszego regionu są znacznie bardziej soczyste niż te pochodzące z pustynnych niemal plantacji mazowieckich lub lubelskich.

Wyjazd na Złotą Górę to najprostsza okazaja do zakupienia dobrych truskawek, które mają prawo do nazwy truskawka kaszubska, bo nie należy zapominać, że to nazwa chroniona i zastrzeżona, więc trzeba spełnić wiele warunków by sprzedawać truskawkę pod tą nazwą.

Truskawkobranie to imprezza gromadząca tysiące, a właściwie dziesiątki tysięcy osób, którym nie jest obcy smak truskawek z Kaszub wzrastających jak najlepsze wino na łagodnych stokach nad rynnowymi jeziorami, które każdego wieczora oferują odżywczą bryzę sprawiającą, że owoce z naszego regionu są znacznie bardziej soczyste niż te pochodzące z pustynnych niemal plantacji mazowieckich lub lubelskich

Być na Truskawkobraniu i nie zjeść kaszubskich truskawek byłoby głupio, więc zjadłem. Ubrudziłem się jak za dziecka, ale tym razem za plamy na białej koszulce burę dostałem od żony. Zabrałem też dwa koszyki ze sobą ryzykując stres w trakcie drogi powrotnej do domu. Wynika on z tego, że współczesne samochody są dość szczelne, więc i aromat truskawek przenika każdy kawałek wnętrza auta, ba nawet i ubrania pasażerów i trzeba wielkiej siły woli, by nie zacząć ich wyżerać w trakcie drogi do domu. Pół biedy, gdy jadę do siebie na wieś (jestem podatnikiem podatku od nieruchomości w gminie Kartuzy), bo wtedy jestem w stanie się opanować, więc nie trzeszczy mi zębach piasek, bo na to, by wsadzić truskawki pod wodę i je umyć wystarcza mi kwadrans poświęcony na dostanie się do Sitna. Gorzej jest, gdy potrzebuję kolejnych 30 minut na dojazd do Gdańska, nad brzeg zatoki, gdzie mieszkam na stałe. Najgorsze jest jednak to, gdy przy rondzie w Żukowie jest korek, a słońce praży jak w Afryce. Żądza zjedzenia eksplodujących aromatami rozgrzanych truskawek nieomal każe zatrzymać auto i oddać się czemuś przyjemniejszemu niż poruszanie się z prędkością mniejszą niż pieszy.

 

Aromaty pobudzone do życia

Jeżeli mówimy o myciu truskawek, to muszę powiedzieć, że jest to niezwykłe wydarzenie. Aromaty pobudzone do życia strumieniem lodowatej wody drażnią każdy z neuroprzekaźników zlokalizowanych w naszej głowie. Dotyk, wyczuwanie soczystości owoców bywa niesamowicie transcedentalne, nieomal tak, jak to w książce Afrodyta opisuje Isabele Aliende, która obcowanie z truskawkami odnosi do obcowania z kobiecymi sutkami.

Mówi się, że to skojarzenie związane jest z młodszą siostrą Napoleona Bonaparte, która w świetle zapisków historycznych wiodła rozpustne życie, a ukazywanie się w tiulowych szatach pokazujących walory jej piersi miało być całkiem codzienne.

To również z Pauliną Bonaparte wiązać się ma powiedzenie, że truskawki należy spożywać z szampanem. A może należy wypić więcej szampana, a truskawki tylko przegryzać? Kto bogatemu zabroni?

No przecież, że nikt nie zabroni bogatemu. Pytaniem jest jedynie to, czy warto zabraniać korzystania z idealnej kompozycji truskawek i szampana lub truskawek a’la Ritz?

Nazwa Ritz kojarzy się z eleganckimi stolicami. Czy jednak te eleganckie stolice dawałyby sobie radę bez truskawek z Kaszub? Raczej nie. Z najbardziej kuriozalnym przypadkiem ich eksportu spotykaliśmy się w latach 70. ubiegłego wieku, gdy nieomal każdego dnia w Gdańsku lądował radziecki samolot transportowy, który miał dostarczyć świeże owoce z porannego zbioru elicie władzy ZSRR.

Nazwa Ritz kojarzy się w polskich warunkach z hotelem w Warszawie, do którego miano dostarczać truskawki z najlepszych plantacji, za które uznawano już przed wojną truskawki kaszubskie.

Jak zaś było kiedyś na Kaszubach, które były źródłem tych smacznych owoców? Zygmunt Klebba z Łężyc koło Rumi na pytanie o truskawki w życiu kaszubskiego ludu powiedział, że pamięta truskawki z młodości, ale kojarzy je raczej z luksusem i dodaje, „më miele lasowe pòtrôwnice, a ti z miasta mieli truskawczi”.

Słowa Zygmunta Klebby potwierdzają to, że truskawka kaszubska pozwoliła wielu rodzinom przeżyć ciężki czas biedy na roli, gdy niedostatek nawozów nie pozwalał na osiąganie satysfakcjonujących plonów zboża lub kartofli. Truskawkę jako produkt wysokiej jakości sprzedawano jak w czasie Truskawkobrania miastowym, a sobie pozostawiano leśne i polne poziomki.

Słowa powyższe poświęcam wszystkim, którzy zgięci w pół zrywają truskawki w skwarze słońca, by mieszczuchy mogły cieszyć się ich smakiem. Jesteście naszymi bohaterami. Nie tylko na Złotej Górze, ale i każdego dnia, gdy kupujemy koszyk lokalnej, truskawki kaszubskiej. Dla wielu z nas, tak jak dla mnie, jesteście dostarczycielem sentymentalnych wspomnień, których nie zagłuszy gwiazda estrady, bo gwiazda na Truskawkobraniu 2023 jest jedna, jedyna. Jest nią truskawka.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama