Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

To, jak ta literatura umościła się we mnie, uświadomiłem sobie dopiero, gdy wybuchła wojna w Ukrainie

Zapobiegliwość, niepewność, ostrożność, skrytość, nieufność to immanentne cechy kaszubskie. Piepka poddaje tropy, skąd one się wzięły, dlaczego tacy jesteśmy - mówi Jarosław Ellwart, działacz kaszubski, literaturoznawca, właściciel wydawnictwa Region, które wydało wznowiony zestaw sześciu powieści Jana Piepki.
Jarosław Ellwart: - Książki Jana Piepki nagle wydały mi się bardzo aktualne. Między innymi dlatego postanowiłem po latach je wydać. By zaistniały na nowo w świadomości, przede wszystkim tej lokalnej, pomorskiej.
Jarosław Ellwart: - Książki Jana Piepki nagle wydały mi się bardzo aktualne. Między innymi dlatego postanowiłem po latach je wydać. By zaistniały na nowo w świadomości, przede wszystkim tej lokalnej, pomorskiej.

Autor: Arch. prywatne

 Poznał pan Jana Piepkę?

To chyba jedyna postać, której - będąc od lat w środowisku regionalnych twórców, poetów, pisarzy - nie udało mi się spotkać.

Był ponoć świetnym gawędziarzem.

To jego gawędziarstwo to cecha charakterystyczna dla stron, z których pochodził. Stanowi też o jego twórczości. Miał z czego czerpać. Urodził się w Łebnie, w 1926 roku. Potem wraz z rodziną przeniósł się na północ Kaszub, do Starzyna. Tam zastała go wojna. Krótko przed jej zakończeniem został zmobilizowany do Wehrmachtu, nie trafił jednak do oddziałów frontowych, ale do służb pomocniczych. Na Kaszuby powrócił w 1945 roku. Jego gawędy… Korzystał z tego, co znał, co było mu bliskie, choćby z obyczajów wsi czasów jego młodości, gdy w długie zimowe wieczory ludzie zbierali się, by opowiadać i, by słuchać opowieści. Na kaszubskiej Nordzie tych wybitnych gawędziarzy było i jest więcej. Dziś to choćby znany na całych Kaszubach Józef Roszman z Gnieżdżewa. A to te same strony, w których wychował się i swoją społeczną aktywność zapoczątkował Piepka.

W Łebnie, gdzie mieści się filia Biblioteki Publicznej Gminy Szemud, jest Izba Pamięci Jana Piepki
W Łebnie, gdzie mieści się filia Biblioteki Publicznej Gminy Szemud, jest Izba Pamięci Jana Piepki

Co to za krajobraz?

Północ północy. Puszcza Darżlubska, potężne lasy z jednej strony, z drugiej – brzeg i bezkres morza. Jest w tym pejzażu jakaś nostalgia, tęsknota, ale i surowość, mrok, prawdziwie północna natura. Słynny pisarz Jan Drzeżdżon też pochodził z tego samego obszaru, jego powieści to także zamknięta w gawędach historia lokalna. Piepka – pisarz jest wierny tym stronom. W zasadzie nie pisze o niczym innym. Akcja wszystkich jego powieści dzieje się właśnie tam. Miedzy brzegiem morza, gdzie toczy się trudne, proste życie rybaków a wymagającą wysiłku, bo niezbyt urodzajną ziemią kaszubskich chłopów, ludzi żyjących w rytmie natury, do której – mimo wszystko - odnoszą się z szacunkiem i pokorą.

W Łebnie się o nim pamięta?

Tam się urodził i tam złożone zostały jego prochy, choć szukał szczęścia też w innych miejscach. Przyszedł na świat jako nieślubne dziecko Kaszubki i strażnika granicznego z Wielkopolski. Młodzi mieli się ku sobie, ale ojciec dziewczyny nie zgodził się na ślub. Kawaler wyjechał, a ona rychło wyszła za niejakiego Piepkę właśnie, ów usynowił chłopca.  Już jako uznany literat Jan Piepka osiadł z rodziną w Sopocie, gdzie spędził ponad 20 lat. Tam spotkał miłość, z którą próbował ułożyć sobie życie na nowo. Przeniósł się do Nowej Karczmy, a ostatnie lata życia spędził w Kościerzynie, gdzie w 2001 roku zmarł. Tuż przed śmiercią przekazał swoją literacką spuściznę bibliotece w Szemudzie, gminie, do której należy Łebno. Działa tam izba jego pamięci. Jest tam obecny.

W wielu miejscach zostawił ślady, ale to w Wejherowie jest rondo jego imienia.

Starzyno, gdzie zdobywał doświadczenia młodości to był powiat morski z siedzibą w Wejherowie, nic zatem dziwnego, że pamięta się tam o nim. Powiat wejherowski za swoją maksymę przyjął zresztą cytat z jego wiersza: „Mòje stronë, mòje stronë są nôlepszé z wszëtczich strón”. Ale region wejherowski to też Piaśnica. Była dla niego traumatycznym przeżyciem. Choć okres powojenny ukształtował go jako pisarza, to jednak wojna, z raną, która nigdy się nie zabliźniła, musi wybrzmieć we wszystkich jego utworach prozatorskich.

Dlaczego właściwie zainteresował się pan Janem Piepką?

To przypadek. Z wykształcenia jestem inżynierem, ale wydawnictwo, które prowadzę od 1992 roku, to też kontakty ze środowiskiem naukowym Pomorza. Kilka lat temu prof. Daniel Kalinowski z Akademii Pomorskiej w Słupsku namówił mnie na studia doktoranckie z literaturoznawstwa. Właśnie zbliżałem się do pięćdziesiątki, pomyślałem, że dobrze byłoby coś nowego w życiu zrobić, niejako rozruszać głowę. Wówczas pojawiła się propozycja, bym zajął się literacką spuścizną Piepki. Jego twórczość to przede wszystkim doskonała poezja w języku kaszubskim, którą publikował od 1952 roku, znałem . Stanęło jednak na powieściach, o których słyszałem już co nieco, ale… Tak, najpierw musiałem je przeczytać i niejako wgryźć się w temat. Początkowo moje podejście do tej części twórczości Jana Piepki było dość sceptyczne. Te utwory nie do końca we mnie rezonowały. Po pierwsze, lekko trąciły myszką, pojawiały się tam wątki socrealistyczne, wojenne, akcja rozgrywała się na kaszubskiej wsi, zresztą ukazanej w nieco wyidealizowany, tak to odbierałem, sposób. Najtrudniejsza była dla mnie chyba jednak ta tematyka wojenna, na którą „alergię” miałem jeszcze od czasów szkoły podstawowej i średniej. Ci, którzy - jak ja - przeszli przez peerelowską edukację zapewne mnie zrozumieją. Dopiero przy kolejnej lekturze uświadomiłem sobie, że to, co Piepka pisze jest - mimo wszystko - wyjątkowe. A cykl jego powieści jest jedynym w swoim rodzaju zbiorem pokazującym w dość zwięzły sposób historię Kaszub i losy Kaszubów, widziane z perspektywy prostego człowieka, od końca XIX wieku po lata 60. W literackiej twórczości regionalnej dość aktywne środowisko gdańskie w zasadzie opierało się na twórcach, którzy przybyli tu po 1945 roku z różnych stron Polski. Opisywali pomorski świat z własnej perspektywy. Piepka był wśród nich jedynym autochtonem, który chciał i pisał o Pomorzu niejako z lokalnej, kaszubskiej perspektywy. Przypuszczam, że tworząc myślał po kaszubsku, choć swoje przemyślenia, by dotrzeć do szerszego kręgu odbiorców, zapisywał też po polsku. Powiedział zresztą kiedyś, że z tej kaszubskiej ścieżki ma zamiar wejść na szeroką drogę literatury, że chciałby opowiedzieć całej Polsce o tym swoim miejscu na ziemi, o Kaszubach. Jednak czytany był głównie tutaj, na Pomorzu. W trakcie moich badań nad recepcją Piepki na ogólnopolskim rynku czytelniczym, trafiłem jedynie na pojedyncze wzmianki. Za to ówczesne pomorskie gazety są pełne recenzji, omówień i rozmów z nim. Tutaj był kimś.

Panu – Kaszubie to literatura bliska?

Łapię niuanse, które być może dla polskiego czytelnika nie są oczywiste. Pamiętam też, jakie wrażenie zrobił na mnie film „Kamerdyner”, obraz, do którego scenariusz napisał Mirosław Piepka, syn pisarza. Wykorzystał w tej opowieści, takie mam wrażenie, liczne wątki z powieści ojca, choćby graną przez Adama Woronowicza postać barona Hermanna von Kraussa. Te filmowe obrazy są bardzo „piepkowe”… Dzięki dokładnej i wielokrotnej lekturze jego książek łatwiej było mi to dostrzec. Pewnie niewielu dziś po książki Piepki sięga, bo też wydawane wiele lat temu, zniknęły z półek bibliotek. A swego czasu ukazywały się w bardzo przyzwoitych nakładach. Kiedy pisarz wygrał konkurs z okazji XXV - lecia Ludowego Wojska Polskiego, jego powieść o Kaszubie, który trafił do Wehrmachtu wydano w 100 tysiącach egzemplarzy! U nas, na Kaszubach pamięta się jeszcze o książce – „Dzierzby w głogach”, ale gdzieś tam w Polsce raczej nikt tego nie zna.

Jako wydawnictwo, będziemy promować Piepkę na Pomorzu. Warto po te książki sięgnąć, bo pokazują nam historię po trosze zapomnianą, a bardzo ważną. Mówię tu o wojennych traumach pokoleniowych, o dziedziczeniu doświadczeń, ran.

Po latach studiowania tych dzieł, coś szczególnie poruszyło pana serce?

Na pewno motyw wojny. Najpierw mnie uwierał. Czułem się nim przytłoczony. Za cierpieniem, za potwornymi doświadczeniami, o których pisał ciągnęły się złe emocje. Ci jego bohaterowie to w większości ludzie przegrani. Przychodzi Los i uderza w to, co dla nich najważniejsze. Tracą bliskich, są świadkami zbrodni, śmierci niewinnych i nie do końca potrafią sobie znaleźć już miejsce w świecie. Sam świat się też zmienia, a oni żyją jakby pomiędzy przeszłością i teraźniejszością, w samotności. To, jak literatura Piepki umościła się we mnie, uświadomiłem sobie tak naprawdę dopiero w minionym roku, gdy wybuchła wojna w Ukrainie. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z tego, jak wielkim przeżyciem dla tego nastoletniego chłopaka był wybuch II wojny światowej, jak wiele wojna w nim zmieniła, jak go zdefiniowała. Te książki nagle wydały mi się bardzo aktualne. Między innymi, dlatego postanowiłem po latach je wydać. By zaistniały na nowo w świadomości, przede wszystkim tej lokalnej, pomorskiej.

Kaszubi dziś czytają Jana Piepkę?

W środowisku kaszubskim doskonale funkcjonuje zbiór jego kaszubskich wierszy. Dzieci mówią je, niezmiennie, podczas konkursów i na akademiach szkolnych. Ale jego proza, jestem o tym przekonany, funkcjonuje jedynie w bardzo wąskim środowisku ludzi, którzy interesują się regionalną literaturą. Z drugiej strony, można by postawić pytanie, czy Kaszubi w ogóle czytają cokolwiek? Antoni Abraham już dawno temu pisał o swoich krajanach: „Brak garnięcia się do czytania. Wiele jest takich co mówią, że im wystarczy książka do nabożeństwa i kazanie w kościele.” (śmiech). Ale może nie jest tak źle. W każdym razie, jako wydawnictwo, będziemy promować Piepkę na Pomorzu. Warto po te książki sięgnąć, bo pokazują nam historię po trosze zapomnianą, a bardzo ważną. Mówię tu o wojennych traumach pokoleniowych, o dziedziczeniu doświadczeń, ran. Ta zapobiegliwość, niepewność, ostrożność, skrytość, nieufność to immanentne cechy kaszubskie. Piepka poddaje tropy, skąd one się wzięły, dlaczego tacy jesteśmy, jak doświadczenia wojny wywarły na nas piętno i że kolejne pokolenia nie potrafiły się z nimi uporać, choć pewnie sobie tego nawet nie uświadamiają.

Wiersze Jana Piepki… Ma pan swój ulubiony?

Niestety, nie będę oryginalny i na takie pytanie mogę odpowiedzieć od razu, że to jego, wspomniane przeze mnie już, „Mòjé stronë”. Tam jest wszystko, czego chcę od dobrej poezji – minimum słów i maksimum liryzmu. Ale jest jeszcze jeden wiersz. To jego „Prosba” ze zbioru „Kamiszczi”: Niech nicht/ nie jidze ze mną/ i nie depce/ pò mòjim céniu/ Sóm jem/ i sóm/ chcã bëc/ w mòjim przeznaczeniu.
Myślę, że nie wymaga tłumaczenia na polski. To trochę życiowe credo Piepki, który zawsze szedł własną drogą i żył na własnych warunkach, niekoniecznie oglądając się na mody czy na to, co myśli o nim środowisko.

Jego kaszubskie wiersze nie były przetłumaczone na polski. Szkoda.

Czy ja wiem? Pewna tłumaczka, którą próbowałem namówić na dokonanie wyboru i przekładu m.in. wierszy Jana Piepki powiedziała: Nie należy tłumaczyć kaszubskiej poezji, ona, by chwycić za serce, musi wybrzmieć po kaszubsku.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

jrk 11.04.2024 10:21
Przeczytałem 2 z nich i są wspaniałe. Dla mieszkańców Nordy to powinna być lektura obowiązkowa

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama