Z profesorem Czerwińskim spotykamy się dwa tygodnie po tamtej uroczystości.
– Kiedy rozpoczynałem pracę w gdańskiej Wyższej Szkole Wychowania Fizycznego [obecnie AWFiS – red.], to dla mnie warszawska uczelnia była niedościgniona: najlepsi zawodnicy i świetna kadra naukowa. Byli wzorcem, do którego chcieliśmy w Gdańsku równać. Byliśmy bardzo blisko, w wielu plebiscytach plasowaliśmy się minimalnie za nimi, ale zawsze czegoś brakowało. Nigdy nie sądziłem, że ta uczelnia mnie wyróżni – mówi.
Tymczasem w ubiegłym roku na przełomie kwietnia i maja zaskoczony prof. Czerwiński odebrał od rektora warszawskiej AWF telefon z pytaniem, czy zechciałby przyjąć godność doktora honoris causa tej uczelni. Oczywiście odpowiedział, że tak. Dopiero później naszły go wątpliwości: procedura jest kilkustopniowa, tajne głosowania i tak dalej. A co będzie, jeśli odrzucą jego kandydaturę albo przejdzie niewielką liczbą głosów? Pozostanie niesmak.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Gdynianin prof. Janusz Czerwiński doktorem honoris causa AWF w Warszawie
Tygodnie mijały, on trwał w nerwach, ale uznał, że nie wypada dzwonić do rektora. Oczywiście wszystko poszło bez przeszkód. Tylko w jednym z trzech głosowań był jeden głos wstrzymujący, poza tym wszyscy byli za.
***
Rozmowę prowadzimy w gdyńskim domu państwa Czerwińskich. Na ścianach i regałach można podziwiać imponującą kolekcję świadectw dokonań gospodarza – zarówno sportowych, jak i naukowych: medale, puchary, dyplomy, nagrody, pamiątkowe fotografie.
A było tych osiągnięć sporo. Karierę piłkarza ręcznego zaczynał w Nysie Kłodzko. Po przenosinach do Gdańska w 1959 roku zasilił Spójnię, gdzie po czterech latach zastąpił w roli trenera legendarnego Leona Walleranda, trzykrotnie doprowadzając gdańską „drużynę inżynierów” do tytułu mistrzowskiego. Przez niemal 10 lat trenował seniorską reprezentację Polski, co zaowocowało zdobyciem brązowego medalu na igrzyskach w Montrealu (1976). Szkolił też reprezentacje Islandii i Grecji. Był prezesem Związku Piłki Ręcznej w Polsce (którego obecnie jest Prezesem Honorowym) oraz członkiem władz Europejskiej Piłki Ręcznej. Jest profesorem nauk o kulturze fizycznej, autorem licznych prac naukowych z dziedziny obciążeń treningowych i metod nowoczesnego treningu. Przez trzy kadencje pełnił funkcję rektora gdańskiej AWFiS.
W tej sytuacji nie sposób nie zadać pytania, o to, które ze swoich osiągnięć ceni sobie najwyżej.
– Trudne pytanie – odpowiada profesor po chwili zastanowienia. – Człowiek zawsze najchętniej sięga pamięcią do tych czasów, które były najprzyjemniejsze, a to były młode lata i okres zawodniczy. To nieustające pięcie się w górę, starania, by osiągnąć coraz więcej. Miałem ambicję, by grać w reprezentacji. Udało się. Co więcej, pojechałem na mistrzostwa świata, gdzie zajęliśmy czwarte miejsce. To był bardzo sympatyczny okres, który pozostawił wiele wspomnień i przyjaźnie, które trwają do dnia dzisiejszego.
W wieku 31 lat został najmłodszym trenerem reprezentacji w grach zespołowych. Jednocześnie pracował naukowo i organizacyjnie na gdańskiej uczelni, która ze szkoły wyższej przekształcała się w pełnowymiarową akademię. W 1981 roku, w pierwszych wyborach rektora (wcześniej wyznaczało ich ministerstwo), to właśnie jego wybrano na to stanowisko.
***
Zdaniem prof. Czerwińskiego w sporcie, zresztą nie tylko tam, o sukcesie decydują trzy czynniki: wiedza, umiejętności i szczęście. Bez tego ostatniego trudno jest o wielki sukces.
Ale też szczęściu trzeba pomagać. W latach 70. mieliśmy zupełnie niezłą szkołę trenerską, co zaowocowała sukcesami w grach zespołowych. Siatkarze, pod wodzą Huberta Wagnera byli mistrzami olimpijskimi i mistrzami świata. W piłce nożnej był Kazimierz Górski, który zdobył trzecie miejsce na Mistrzostwach Świata oraz złoto i srebro na igrzyskach olimpijskich, a także Antoni Piechniczek. W piłce ręcznej zdobyliśmy brąz oraz dwukrotnie byliśmy wicemistrzami w Pucharze Świata. Polskich trenerów rozchwytywano na świecie.
– Tamta władza peerelowska, jak dużo złego by o niej nie mówiono, to jednak o sport dbała, wspierała go systemowo – wspomina prof. Czerwiński. – Teraz nie ma koncepcji. Nie ma podstaw, nie ma bazy, nie ma szkoły, nowoczesnej aparatury, laboratoriów i badań na najwyższym światowym poziomie.
Nic dziwnego, że Polska z eksportera stała się importerem trenerów zagranicznych. Bez mocnego zaangażowania nauki nie ma bowiem mowy o sukcesie na najwyższym poziomie sportowym. A to oznacza, że nauczać poszczególnych dyscyplin sportowych, konkurencji, powinni ludzie tacy, którzy mają wiedzę i umiejętności. Oczywiście nie ma takich omnibusów, którzy wiedzą wszystko, ale ich wiedza musi być wystarczająca, żeby umieć postawić pytania specjalistom z takich dziedzin jak fizjologia, psychologia, czy cybernetyka. I umieć skorzystać z ich podpowiedzi.
– Jeżeli w sporcie nie ma czytelnego programu, to regres jest bliski.
***
O tym właśnie profesor Czerwiński mówił w swoim wykładzie na AWF, zwracając uwagę, że w nowoczesnej praktyce treningu obserwujemy zastępowanie kierowania intuicyjnego metodami naukowymi opartymi na danych, uzyskiwanych przy pomocy precyzyjnych urządzeń pomiarowych oraz bardzo dokładnych obliczeń z zastosowaniem wielowymiarowych metod statystycznych. Stąd konieczność ścisłej współpracy środowiska trenerskiego ze środowiskiem naukowym. Trudno na to liczyć w sytuacji, gdy tytuły trenera przyznaje się osobom bez specjalistycznego wykształcenia, a jedynie po kilkutygodniowym kursie. Dlatego prof. Czerwiński tak jednoznacznie – krytycznie – ocenia podjętą przez byłego ministra Jarosława Gowina decyzję, dotyczącą deregulacji m.in. zawodu trenera. Konieczna jest decyzja władz sportowych, które jednoznacznie powinny zobligować AWF-y do kształcenia trenerów na poziomie światowym (a takich przecież mieliśmy). Specjalistyczne wyższe studia muszą być przepustką do zawodu, który obejmowałby systemowe rozwiązania problemu szkolenia kadr trenerskich. Począwszy od animatorów sportu, a skończywszy na trenerach, wyedukowanych i przygotowanych do pracy z zespołami najwyższej klasy.
Inne niepokojące zjawisko to uzależnienie sfery szkoleniowej, szczególnie w grach zespołowych, od biznesu. Przejawem tego jest istotna zmiana struktury treningu w makrocyklu rocznym. Następuje skracanie okresu przygotowawczego na rzecz okresu startowego, który w większości gier zespołowych rozbudowany jest do granic ludzkich możliwości (biznes zainteresowany jest rozgrywkami, a nie treningiem).
– W tej sytuacji trzeba wyszukiwać takie jednostki, które mają wyjątkowe predyspozycje wydolnościowe, psychiczne i tak dalej. Ale to się odbywa kosztem ich zdrowia. A przy okazji po drodze przepada mnóstwo młodych ludzi, na których się nie patrzy.
No i kolejna sprawa: baza, czyli sport szkolny. To tu pojawiają się uzdolnione jednostki o określonych predyspozycjach. Problem polega na tym, żeby je wychwycić. A do tego potrzebny jest dobry nauczyciel, wszechstronnie wyedukowany. Bez wiedzy i umiejętności nie szans na sukces. Dobrego nauczyciela cechować powinna wiedza metodyczna, pasja i stałe dążenie do poszerzania swoich kwalifikacji. Od dobrego nauczyciela wszystko się zaczyna
***
– Mnie nauczono, że zawsze człowiek musi mieć w działaniu plan, zmierzać do określonego celu. W tej chwili w polskim sporcie ja tego nie widzę – podsumowuje profesor Czerwiński.
Napisz komentarz
Komentarze