Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Niezwykła żużlowa kolekcja Grzegorza Sońskiego, listonosza z Gdańska

Kiedy wchodzi się do „świątyni” Grzegorza Sońskiego, czuje się zapach klubowego garażu przy stadionie żużlowym. To jeden z zapachów dzieciństwa, pewnie trochę podobnego do tego, jakie miał gdański listonosz.
Grzegorz Soński
Grzegorz Soński w swoim żużlowym królestwie 

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Grzegorz Soński jest zakochany w żużlu. Co kryje niezwykła kolekcja listonosza z Gdańska?

W nietypowym garażu, gdzie Grzegorz Soński trzyma skarby, jest blisko 1300 plastronów żużlowych. Te najstarsze to czechosłowackie, jeszcze z lat 50.

– Kupuję je, zamieniam się, ale także dostaję – zaczyna swą opowieść. – Jeśli ktoś o tobie pamięta, tak jak np. Krystian Plech czy Eryk Jóźwiak, to moja kolekcja się zwiększa.

Jako młody mieszkaniec Dolnego Miasta, wybór miał raczej ograniczony. Tam z każdego zakątka słuchać, jak żużlowcy na swoich motocyklach jeżdżą na torze. Nie sposób nie pójść i nie zapamiętać.

Pamiętam, jak mi tata opowiadał, że pójdziemy na zawody, w których tacy panowie jeżdżą po piasku. Nie znałem słowa żużel. Najpierw myślałem, że będą jeździć po piasku na plaży w Brzeźnie, gdzie miałem dziadków. Wtedy na Angielskiej Grobli nic nie było, trzeba było się wykazać, by na podwórku się nie nudzić. Kiedyś stadion żużlowy miał boiska, to był kompleks rekreacyjno-wypoczynkowy, więc brało się rower i jechało na cały dzień.

Grzegorz Soński / właściciel żużlowej kolekcji

Tam były przestrzeń do zabawy i treningi żużlowców. Wtedy trenowali niemal codziennie.

Zaczynał swoje zbieranie od programów żużlowych, proporczyków i zdjęć. Prowadził, jak wielu jego rówieśników, zeszyty z wycinkami z gazet. Wtedy wiedział, że jest tym „zarażony”. Potem doszedł do momentu, w którym najcenniejsze były dla niego plastrony.

– Kolega ma prawie 5 tysięcy znaczków żużlowych, więc, jak mogę, to mu prześlę, a on będzie pamiętał o mnie. Tak to działa – dodaje.

Grzegorz Soński ma dziś największą w Polsce kolekcję plastronów, ale zbiera też kaski, siodełka do motocykli, plakaty i właściwie wszystko, co wiąże się z jego ukochaną dyscypliną sportu.

– Inny kolega ze Szwecji ma 140 motocykli, więc nie mogę się z nim równać, bo mam tylko trzy – mówi. – Ale naprawdę nie jest łatwo wytłumaczyć mojej żonie, że jest okazja kupić motocykl, na którym nigdzie nie pojedziemy, będziemy na niego tylko patrzeć, no i może go czasem pogłaskamy, a kosztuje 12 tysięcy złotych. Moja żona uwielbia podróże, więc przychodzą takie momenty, kiedy muszę odpuścić kolekcję i zająć się planowaniem wspólnej wyprawy. Jestem jej to winien, bo jest wyjątkowo cierpliwa i empatyczna – mówi o swojej małżonce Małgorzacie.


Dziś w powiększaniu kolekcji bardzo pomaga Grzegorzowi Sońskiemu Internet. W jego świątyni są miejsca na dział „Tylko Wybrzeże” i te pamiątki związane, np., wyłącznie z Tomaszem Gollobem. Te najstarsze to plastrony z Czechosłowacji. Duże, bo kiedyś na żużlu jeździli faceci więksi niż dziś. Plastron angielskiego żużlowca Rona How’a z 1951 roku ma na plecach inicjały, nie numer.

Wielką sprawą były dla Grzegorza Sońskiego odwiedziny idola Zenona Plecha z synem Krystianem. Miał go wtedy przez dwie godziny na wyłączność. W 1977 roku Grzegorz Soński miał 5 lat i do dziś pamięta, jak tata opowiadał mu, że transfer Plecha ze Stali Gorzów do Wybrzeża Gdańsk był niewiarygodnym wydarzeniem. Dziś ma jego plastron z 1981 roku, ale także ten Jerzego Rembasa z mistrzostw świata 1980 roku, który kupił na aukcji w Anglii, Jerzego Szczakiela z 1974 roku, z podpisem. One są najcenniejsze. Każdy ma swoją hierarchię ważności, nie dla każdego kolekcjonera – jak mówi Soński – one muszą być tak samo cenne.

Na półkach zwracają uwagę rzędy siodełek z motocykli.

– To Tomka Golloba, to pewnie za 100 złotych nie będzie do kupienia, może jest warte 500 złotych, ale kolekcjonerzy nie zbierają przecież pieniędzy – dodaje. – Owszem, mam kilka plastronów, za które mógłbym pojechać z żoną na wakacje, ale nie przeliczam tego na kasę. Są też kaski. Ten Bartosza Zmarzlika jest przez 3-krotnego mistrza świata wystawiany na aukcji za 10 tysięcy złotych, a za podobną cenę kupiłbym 2-zaworową Jawę z 1970 roku.

Miał kiedyś marzenie, by mieć wszystkie plastrony polskich klubów żużlowych.

– Dziś brakuje mi tylko Poloneza Poznań, który startował jeden sezon, w 1991 roku. Mówię o tym dlatego, by uświadomić innym kolekcjonerom, że nie można mieć wszystkiego – mówi Grzegorz Soński.

 Ta pasja to jednak nie tylko zbiory.

Dzięki niej poznałem wielu ludzi, z którymi od lat się przyjaźnię, jeździmy do siebie, pomagamy sobie. To jest niezwykle cenne i z tego się cieszę.

Grzegorz Soński / właściciel żużlowej kolekcji

Żużel ma to do siebie, że odbierasz go wszystkimi zmysłami naraz. Niektórzy właśnie w tym upatrują jego fenomenu. Zdaniem Grzegorza Sońskiego, to dawkowanie emocji.

– Bardziej maraton niż sprint. Rozmawiasz z obcym facetem, najpierw jesteście na „pan”, potem na „ty”, później już mówicie do siebie „stary”. Mecz żużlowy to przecież 15 biegów, czyli niewiele ponad 15 minut, a przecież trwa półtorej godziny albo i dwie. I tyle ma trwać. To obcowanie z tym, co uwielbiam, w towarzystwie ludzi, których uwielbiam.

Ale żużlem trzeba się delektować i trzeba go smakować – mówi. – Do dziś chodzę na żużel z moim tatą. Ja teraz mu oddaję to, co on dał mi kiedyś. Jest niedziela, ciepło, oglądamy żużel, rozmawiamy. Czego chcieć więcej?

Grzegorz Soński / właściciel żużlowej kolekcji

Gdański listonosz o żużlu może rozmawiać godzinami. Koledzy z pracy wiedzą o jego pasji.

– To jeden z nich podpowiedział mi, że istnieje coś takiego, jak Facebook. Dzięki niemu mogę zaangażować się, np., w zbiórkę pieniędzy dla poszkodowanych żużlowców, a ostatnio – na rehabilitację przyjaciela mojego syna.

Wiele rzeczy, które dostaje od kibiców żużla, idzie właśnie na aukcje charytatywne. Za chwilę będzie kolejna. Grzegorz Soński chce się dzielić dobrem, które od ludzi dostał, a pasja mu w tym pomaga.

Na co dzień chodzi z torbą listonosza. Jego rejon to gdańska Przeróbka. Zna wielu kibiców z tej dzielnicy.

– Chodzę po tej Przeróbce 29 lat, więc ci ludzie wiedzą, że jestem mocno „odpalony na żużel”, to bardzo fajna dzielnica z wieloma świetnymi ludźmi – mówi. – Może dlatego, że też lubią żużel?

O sympatii do żużla i Wybrzeża rozmawiamy w kontekście frekwencji w Gdańsku.

– Kiedy za długi zwalono nas do II ligi, czyli, de facto, trzeciej, to na pierwszy mecz z Polonią Piła przyszło 6,5 tysiąca widzów – mówi listonosz-kolekcjoner. – Myślę, że gdyby przyjechali do Gdańska na pierwszy mecz Falubaz Zielona Góra albo Polonia Bydgoszcz, to byłoby tyle ludzi na stadionie, a może więcej. Ale kalendarz jest taki, a nie inny.

Dla Grzegorza Sońskiego w jego żużlowej pasji nie ma większej wartości niż spotkanie z człowiekiem.

Kiedy możesz go poznać, wypić z nim kawę czy zjeść obiad, to wiesz o nim dużo więcej. I wtedy krew mi się gotuje, kiedy czytam czy słyszę komentarze niektórych „kibiców” na temat tego czy innego zawodnika. To niesprawiedliwe. Trzeba najpierw poznać człowieka.

Grzegorz Soński / właściciel żużlowej kolekcji

– Moja kolekcja to dzieło wielu rąk, dlatego chcę podziękować ludziom, którzy wspierają mnie w tej żużlowej pasji: mojej żonie Gosi, Krystianowi Plechowi, Erykowi Jóźwiakowi oraz Mirosławowi Berlińskiemu – legendzie Wybrzeża, Marcelowi i Cyprianowi Szymko, Maciejowi Polnemu, Jackowi Drożdżowi z Gniezna, Jackowi Minakowskiemu z Lublina, Jarosławowi Gamszejowi, Wojciechowi Koronie, Sławomirowi Kłossowskiemu i Adamowi Stobie z Bydgoszczy oraz Irkowi z Rybnika, Przemkowi z Zielonej Góry, Marcinowi z Grudziądza. Największą kolekcjonerską robotę robi dla mnie mój serdeczny druh Radek Tomala z Northampton.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama