- Moje wspomnienia zawsze mnie fascynowały - mówił. - Pierwsze lata spędziłem w Oliwie, z tyłu domu był sad. Zapach jesiennych owoców... Rozkoszny. Spotkania z sąsiadami, ucztowanie. Ta zbiorowość ludzi... Mój Teatr Ekspresji też był zbiorowością, może wynikiem tamtej, zapamiętanej z dzieciństwa. Dzieciństwo to były czasy, gdy wata cukrowa była większa niż moja głowa, a po Parku Oliwskim chodził biały niedźwiedź. Największe emocje wzbudzał we mnie widok strumyku, który płynie po kamieniach blisko palmiarni. Te głazy wydawały mi się niegdyś czymś szalenie diabelskim, miałem wrażenie, że to jest jakaś szatańska otchłań.
Z kolegami opowiadaliśmy sobie straszne historie, wymyślaliśmy niestworzone opowieści. Że w strumyku ginęli ludzie, że mieszkają tam czarownice... Horror, który sobie fundowaliśmy bardzo nas rajcował, uwielbialiśmy się bać. Dlatego przychodziliśmy do parku, nad ten strumyk głównie wtedy, gdy nie wolno nam było tam przychodzić. Przeważnie były to wagary z lekcji religii... Wtedy szaleliśmy po tych kamieniach uważając, by nie wpaść do wody, bo byliśmy przekonani, że jest głęboka przynajmniej na 10 m! Dziś wizyty w parku, jak wspomnienia z dzieciństwa dozuję, są czymś, czym warto się delektować. Park zawsze był moim przyjacielem. Dobrze się tu czułem, bo ten park ma w sobie coś z człowieka.
Napisz komentarz
Komentarze