Wzruszyli mnie ostatnio przedstawiciele partii rządzącej ochoczo deklarujący niezłomną wolę obrony wolności Polaków, na którą dybie totalitarny eurokołchoz. Przy tej okazji dowiedziałem się co dla tych panów (i kilku pań) stanowi istotę wolności. Jest nią mianowicie prawo do bezstresowego niszczenia środowiska naturalnego poprzez manifestacyjne nieumiarkowanie w korzystaniu z połączeń lotniczych, jeżdżeniu pojazdami z silnikiem diesla, kupowaniu masy niepotrzebnych ubrań i jedzeniu obfitych potraw mięsnych (byle nie w piątek). Oglądając ich selfiki nad średnio wysmażonymi stekami, przypomniałem sobie peerelowską definicję szampana, jako ulubionego napoju klasy robotniczej, spijanego ustami jej najlepszych przedstawicieli. Podobnie w rządzonej przez PiS Polsce jedzenie steku w ekskluzywnej restauracji, jest przywilejem każdego Polaka, realizowanym szczękami najszlachetniejszych reprezentantów narodu.
Niestety, to umiłowanie przez Zjednoczoną Prawicę nieskrępowanej wolności dotyczy jedynie wybranych zagadnień. Boleśnie przekonała się o tym telewizja TVN, najpierw objęta karnym dochodzeniem prezesa KRRiT, za reportaż o kłamstwach Macierewicza i jego podkomisji smoleńskiej, a teraz potępiona specjalną uchwałą przez sejmową większość, w związku z programem ujawniającym wstydliwe fakty z działalności Karola Wojtyły. Myli się jednak ten, kto sądzi, że wymierzone w tę stację represje to kneblowanie niezależnych mediów. Nie, to jest „obrona przed skutkami działań, które są tożsame z celami wojny hybrydowej mającej na celu doprowadzenie do podziałów i napięć w polskim społeczeństwie”. Tak przynajmniej tłumaczyło to Ministerstwo Spraw Zagranicznych, które pokonało kolejną barierę śmieszności, wzywając na dywanik ambasadora USA w Warszawie. Zupełnie jakby naprawdę wierzyli, że Biały Dom ma podobny wpływ na Discovery, jak Nowogrodzka na szczujnię z Woronicza.
W dzisiejszej Polsce definicja wolności mogłaby brzmieć jakoś tak: „Wolność to konstytucyjne prawo obywateli, z którego korzystają oni w sposób nieskrępowany za pośrednictwem politycznej elity Zjednoczonej Prawicy”
Tu znów można postawić pytanie: jak to jest, że w kwestii przeszłości Kościoła katolickiego polską racją stanu jest bezdyskusyjne przyjęcie jednego słusznego i niepodważalnego punktu widzenia, a w sprawie przyszłości naszej planety dopuszczalna jest całkowita swoboda poglądów i zachowań? Mało tego, prowokacyjna nieodpowiedzialność jest tu – w oczach prawicy – wręcz najwyższą cnotą. A przecież przekonanie o nieomylności papieża i świętości Kościoła opiera się na arbitralnie przyjętych dogmatach, natomiast twierdzenie o katastrofalnych skutkach efektu cieplarnianego wynika z przesłanek naukowych. W marksizmie takie sprzeczności tłumaczono dialektyką. W kaczyzmie, tłumaczy je co najwyżej krzyk posła Kalety w TVP Info, grożącego adwersarzom wywożenie ich na wozie z gnojem.
Zresztą – podobnie jak w kwestii szampana i steków – sama definicja wolności też wymaga aktualizacji. W dzisiejszej Polsce mogłaby ona brzmieć jakoś tak: „Wolność to konstytucyjne prawo obywateli, z którego korzystają oni w sposób nieskrępowany za pośrednictwem politycznej elity Zjednoczonej Prawicy”. Symbolicznie dał już temu wyraz minister Ziobro wybierając się do kopalni węgla brunatnego Bełchatów z bronią palną za pasem. Tym jednym skromnym gestem zrealizował marzenie dziesiątek tysięcy zakompleksionych chłopaczków, żeby zademonstrować wszem i wobec, jakie to z nich kozaki. Takich bohaterów nam trzeba!
Napisz komentarz
Komentarze