Koniec chłopskich pałaców. Giną domy podcieniowe
Kilkanaście dni temu spłonął budynek w Krzywym Kole. Informacja pewnie nie trafiłaby do ogólnopolskich serwisów, gdyby nie fakt, że pożar zniszczył jeden z symboli Żuław – zabytkowy dom podcieniowy z XIX wieku. Niewiele przetrwało dziejowe burze, więc choć dom w Krzywym Kole był wewnątrz mocno zmodyfikowany, to strata jest i tak wielka.
Gdy prawie dziewięć lat wcześniej spłonął podcień XVIII-wiecznego domu w Złotowie, w mediach alarmowano, że nie można dłużej czekać ze stworzeniem strategii ochrony tych cennych dla Żuław obiektów.
Gdy sześć lat temu, pod naporem wiatru, runął kolejny podcień – niemal 250-letniego domu w Izbiskach – zadawano pytania, komu powinno zależeć na tym, by te domy uratować. I wydaje się, że do dzisiaj nie znaleziono wspólnego sposobu na ocalenie tak charakterystycznego elementu żuławskiej architektury.
– W połowie lat 50. XX wieku prof. Jerzy Stankiewicz próbował policzyć ocalałe po wojnie żuławskie domy podcieniowe – mówi dr Marta Koperska-Kośmicka z z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. – Na sporządzonych przez siebie mapach zaznaczył 143 obiekty, ale prawdopodobnie było ich w tym czasie ok. 184. Znalazłam kilkanaście takich, których profesor nie umieścił na mapie – ale jeśli ja je widziałam, to musiały być także kilkadziesiąt lat temu. Kilka lat później Lech Krzyżanowski z Państwowych Pracowni Konserwacji Zabytków stworzył kolejne opracowanie, z którego wynikało, że w latach 60. mogło ich być 165. Gdy ja zamykałam swoje badania w roku 2013, domów było 108, a od tego czasu kilkanaście spłonęło, zawaliło się albo jest blisko ruiny.
– Teraz jest mniej niż sto – uważa historyk Łukasz Kępski, pasjonujący się historią i architekturą Żuław.
Bogaci sąsiedzi na Żuławach
Jeśli zapytać, z czym kojarzą się Żuławy, to domy podcieniowe znalazłyby się pewnie wśród pierwszych skojarzeń – obok kanałów i wiatraków. Doceniano ich oryginalną konstrukcję i urodę, ale też kryjące się w nich bogactwo, zaskakujące w wiejskich domach. Przez setki lat żuławska wieś była bogata, jej mieszkańcy – nazywający siebie „sąsiadami” (z niem. Nachbaren) – byli zamożną grupą, zupełnie nieprzypominającą chłopów z innych regionów.
– Wsie zabudowywano wzdłuż drogi, domy zwrócone były do niej podcieniami – opisuje Łukasz Kępski. – Zabudowania stawiano na terpach, niewielkich podwyższeniach, chroniących przed powodzią. Tacy gospodarze mieli nawet około 8-10 włók ziemi.
Włóka to 16,8 ha, zamożny sąsiad (czasami zwany też gburem) miał więc gospodarstwo liczące nawet 150 ha ziemi. Zwykle wieś liczyła 10-15 zagród "sąsiadów" oraz kilka należących do biedniejszych chłopów.
Tak bogaci sąsiedzi nie oszczędzali więc na domach, w jakich mieszkali. Te największe miały po tysiąc i więcej metrów. Ich opisy znaleźć można w opracowaniach (np. w zapiskach Wincentego Pola z podróży po Pomorzu i Żuławach), ale niewiele wiadomo, jak wyglądał wewnątrz typowy żuławski dom.
– Nie ma źródeł narracyjnych pisanych – wyjaśnia Łukasz Kępski. – W dostępnych nam zapiskach ludzie piszą o tym, ile mleka dały krowy, co można było kupić na targu, o przygotowaniach do zimy, a nie o tym, jak wyglądały ich domy. To kroniki dnia codziennego – pogoda, zachowanie rzeki, spotkania towarzyskie. Nieco wiedzy czerpiemy z relacji przedwojennych żuławiaków, ludzi dzisiaj ponad 90-letnich, którzy kiedyś mieszkali w domach podcieniowych i opowiadają, gdzie co było. W ich opisach rozkładu budynków powtarzają się sień główna i gospodarcza, czarna i biała kuchnia, wielka izba czy letni pokój.
Budowane przy domach podcienia początkowo pełniły funkcję magazynu.
– Do pomieszczenia na piętrze wciągano, np., worki ze zbożem – opisuje Łukasz Kępski. – Czasami pełniły też funkcję religijną, jednak w tych największych gospodarstwach miały raczej charakter reprezentacyjny, podnoszący rangę domostwa. Widać to np. w domach pochodzących z początku XIX wieku w Orłowie, Żuławkach czy w Marynowach.
Między PGR-em a gminą. Jakie były losy żuławskich domów podcieniowych?
Historia poprzedniego stulecia nie obeszła się z Żuławami łaskawie, a przykładem tego dobitnym są domy podcieniowe. Wojska niemieckie, wycofując się, przerwały wały wiślane i zalały Żuławy. Uciekli mieszkańcy, którzy żyli tu od setek lat.
- Ci, którzy przybywali na ich miejsce, zajmowali poniemieckie, według swojej wiedzy, domy, których do końca nie rozumieli – mówi Łukasz Kępski. – Nie mieli pieniędzy, by o nie dbać, nie czuli się za nie odpowiedzialni.
Andrzej Kasperek w pracy „Kraj chłopskich pałaców” przytacza powojenne artykuły prasowe na ten temat:
„Czas polamentować nad stanem zachowania owych pięknych domów. Nie należy jednak zapominać, że tego rodzaju zespół, jaki znajdujemy w widłach Wisły, Nogatu i Motławy, jest czymś na naszym terenie wyjątkowym. Gdzie indziej można przejechać przez szereg wiosek, nie odnajdując śladu zabytku: tu znajdujemy je na każdym kroku i najwyższej rangi artystycznej. W kolejnych latach prasa donosiła: (…) kolejny dom niszczeje, spłonął, zawalił się… Lista strat jest ogromna i trzeba ratować to, co jeszcze można ocalić”.
Choć – dodawał Kasperek – pod koniec lat 50. i w latach 60. kilka domów podcieniowych poddano konserwacji.
Najmniej szczęścia miały domy przejmowane przez PGR-y. Te duże były niemal jak miejskie kamienice. Prof. Jerzy Stankiewicz, opisując dom w Miłocinie o powierzchni ponad 1000 m kw., podawał, że mieszka w nim 11 rodzin!
dr Marta Koperska-Kośmicka / autorka książki „Dom podcieniowy na Żuławach”
Głównym budulcem podcieni było drewno – przede wszystkim sosna i świerk, dobrze sprawdzające się w wilgotnych warunkach.
– To, wbrew pozorom, trwały materiał, o czym świadczą nadal zachowane kilkusetletnie budynki – ocenia Tomasz Zdybała z Wydziału Architektury Politechniki Gdańskiej i ASP.
W pracy „Wpływ stanu zachowania materiału konstrukcyjnego na nośność zabytkowych drewnianych słupów, w żuławskich domach podcieniowych, z XVIII i XIX wieku” analizuje podcienia kilku zachowanych domów, m.in. z Bystrza, Kępniewa, czy niezamieszkanego domu w Lasowicach Wielkich. Przy tych najbardziej zniszczonych pojawiają się dopiski w rodzaju: „budynek zamieszkały przez kilka rodzin, obecnie żaden z właścicieli nie poczuwa się do odpowiedzialności za obiekt i przeprowadzenia najmniejszych napraw” czy „dom zamieszkały, podcień nieużytkowany, grozi zawaleniem”.
Najmniej szczęścia miały domy przejmowane przez PGR-y.
– Niektóre z domów zajmowane były przez 2-3 rodziny, ale te duże były niemal jak miejskie kamienice – mówi dr Marta Koperska-Kośmicka. – Prof. Jerzy Stankiewicz, opisując dom w Miłocinie o powierzchni ponad 1000 m kw., podawał, że mieszka w nim 11 rodzin! Po 1989 roku, po likwidacji PGR-ów, zostawali w tych domach jako lokatorzy komunalni. Kto wówczas miał myśleć o remontach? Lokatorzy, gmina?
– Dzisiaj czasami te domy nadal mają po kilku właścicieli, bywa, że od lat nieobecnych – dodaje Łukasz Kępski. – Tak jest, np., z domem w Steblewie.
– Są takie domy, jak ten w Orłowie, z bardzo złożoną strukturą właścicielską – mówi Marta Koperska-Kośmicka. – Gdy dom kupował obecny właściciel mieszkali tam spadkobiercy powojennych osiedleńców, ale też w części był to budynek gminny. Scalenie własności bywa w takich przypadkach bardzo czasochłonnym i skomplikowanym procesem. Duża część mieszkańców tych domów to starsi ludzie, nie mają sił i środków na skomplikowane remonty. A potem spadkobiercy dostają nieruchomość, w której wartością jest nie zniszczony dom, a działka, na której są ruiny. Tak jest z domami w okolicach Żuławek, Mikoszewa, na terenach nadmorskich.
Żuławskie domy podcieniowe. Praca życia
Praca życia
Spośród największych, XVIII-wiecznych domów, należących do najbogatszych mieszkańców do dzisiaj na Żuławach Gdańskich zachowały się w zasadzie dwa budynki – mówi Marta Koperska-Kośmicka. - To dom w Trutnowach, wykupiony przez obecnych właścicieli w latach 80. ubiegłego wieku, oraz dom w Miłocinie, przejęty w 2005 roku przez gminę Cedry Wielkie. To przepiękny budynek. Ma tam w przyszłości powstać Folwark Żuławski, ale na razie gmina nadal jest jeszcze na etapie znajdowania mieszkań dotychczasowym lokatorom. Mimo to już warto tam zajrzeć - w odremontowanej części, posiadanej przez gminę, jest w tej chwili wystawa, wypożyczona z Nowego Dworu Gdańskiego, przedstawiająca wnętrza dawnego nowodworskiego mieszkania.
Jeśli jednak remontu i renowacji takiego domu podejmują się osoby prywatne, staje się to zadaniem na wiele lat.
- I lepiej mieć na ten dom pomysł, tak by odbudowa choć w części się finansowała – śmieje się Łukasz Kępski.
Właściciele domu w Trutnowach, gdzie zachowała się reprezentacyjna dwupoziomowa sień, zorganizowali w nim prywatne muzeum, jest tam także siedziba Stowarzyszenia Żuławy Gdańskie. W domu w Marynowach powstał pensjonat, podobnie w Przemysławiu, gdzie właściciele po wielkim remoncie stworzyli dom na wynajem. W Żelichowie w domu podcieniowym powstała żuławska restauracja. Jej właściciel Marek Opitz kilkanaście lat temu przeniósł budynek do Żelichowa z Jelonek i dzisiaj nie ma wątpliwości, że dzięki temu udało się go uratować.
– Dom, który mnie zainteresował, początkowo miał dwóch właścicieli, ale w latach 80., na szczęście, już tylko jednego – wyjaśnia w „Poradniku dobrych praktyk ochrony żuławskich zabytków”.
Jednak potrzeby rodziny sprawiły, że z pierwotnych ośmiu pomieszczeń zrobiło się z czasem piętnaście: kotłownia, łazienki, spiżarnia, pokoje dla dzieci.
Według naszych szacunków, jeśli nic w kwestii ochrony domów podcieniowych się nie zmieni, do połowy wieku przetrwają nieliczne.
dr Marta Koperska-Kośmicka / autorka książki „Dom podcieniowy na Żuławach”
Gdy niedawno Łukasz Kępski i Marta Koperska-Kośmicka zorganizowali internetową rozmowę o przyszłości żuławskich domów, przysłuchiwało się jej kilkadziesiąt osób. Wśród zagadnień historycznych były też pytania o to, jak prowadzić renowację takich budynków.
– Jak go ocieplać? – pytał ktoś. – Z zewnątrz czy od środka?
- Od środka – odpowiada Marta Koperska-Kośmicka. - I nie styropianem, bo źle wpływa na materiały, z których budowane były domy podcieniowe.
– Niewiele żuławskich domów miało szczęście być remontowanych po wojnie zgodnie z zasadami sztuki konserwatorskiej – przyznaje Łukasz Kępski.
Z fascynacji Żuławami
Domy podcieniowe mają na szczęście swoich kronikarzy, którzy potrafią wyjść poza aspekty historyczne. W 2021 roku dr Marta Koperska-Kośmicka została laureatką nagrody Magellana (dla najlepszych publikacji podróżniczych i turystycznych) za książkę „Dom podcieniowy na Żuławach”, będący jednocześnie jej doktoratem obronionym na Wydziale Architektury PG. To zreszta niejedyna i nie najważniejsza nagroda za tę książkę. Marta Koperska otrzymała za nią Nagrodę Premiera, Pomorską Nagrodę Literacką, wyróżnienie Generalnego Konserwatora Zabytków i nagrodę MEN/Rektora UAM dla najlepszej książki akademickiej. To najpełniejsza aktualnie baza wiedzy o żuławskich domach podcieniowych. Materiały zbierała przez niemal siedem lat, obserwując w tym czasie degradację kolejnych budynków.
– Pokazuję w książce, ile z nich na przestrzeni ostatnich ok. 100 lat straciliśmy, by uzmysłowić, z jak kruchą materią mamy do czynienia – mówi. – Według naszych szacunków, jeśli nic w kwestii ochrony domów podcieniowych się nie zmieni, do połowy wieku przetrwają nieliczne.
Wśród domów, udokumentowanych przez Martę Koperską-Kośmicką, są nie tylko takie, jak te w Żelichowie, Miłocinie czy w Trutnowach.
– Podczas pracy nad doktoratem czasami zaglądałam do Tropów. Tamtejszy dom miał jeszcze wówczas kilka ścian. Dziś to komin i jedna murowana część…
Napisz komentarz
Komentarze