"Zwykła siemana tandeciara” – tak aktualny doradca wojewody pomorskiego i członek kolegium IPN zareagował na informację, że nasza najlepsza tenisistka wystawiła na licytację WOŚP podwójne zaproszenie na jej mecz pierwszej rudy turnieju Roland Garros oraz rakietę z autografem.
Mówili, że ojciec porządny, a tu Jednak zwykła siemana tandeciara; szkoda… pic.twitter.com/04XyMwNEf6
— Krzysztof Wyszkowski (@KWyszkowski) December 26, 2022
„W złości i po ciemku”
To najświeższy wyczyn byłego opozycjonisty, który najwyraźniej dostał od partii rządzącej licencję na bezkarne obrażanie przeciwników. Kiedy przed rokiem posunął się do porównania bohaterek Powstania Warszawskiego do niemieckiego zbrodniarza wojennego, pomorscy parlamentarzyści Platformy zaapelowali do wojewody o wyciągnięcie konsekwencji. Bezskutecznie.
CZYTAJ TEŻ: Posłowie KO o nowej roli Wyszkowskiego
Ciągnące się od kilkunastu lat procesy Krzysztofa Wyszkowskiego z Lechem Wałęsą przypominają operę mydlaną, której kolejne odcinki śledzą już tylko najbliżsi krewni i przyjaciele głównych aktorów. Ale zarzuty zdrady i agenturalności Wyszkowski kieruje każdego, z kim mu politycznie nie po drodze. W 2017 roku w TVP Info objawił, bez śladu dowodów, że „Donalda Tuska wynaleźli ludzie z tajnej policji komunistycznej jeszcze w 1989, 1990 r. Włożono w niego masę pieniędzy i z dziesięć lat trwało szkolenie, zanim tego człowieka zaprezentowano jako przywódcę”.
To jeszcze nic wobec incydentu z sierpnia 2019, kiedy krytykując program gdańskich obchodów 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej Wyszkowski napisał: „Dulkiewicz nie wie nawet tego, kto jest ojcem jej córki, więc nic dziwnego, że do swoich bezecnych szaleństw na rocznicę wojny wybrała niemieckiego oszusta i żydowskiego aferzystę”. Wpis potem usunął i przeprosił, ale prezydent Dulkiewicz ogłosiła, że złożyła przeciw niemu pozew.
Twitterowe wyskoki Wyszkowskiego nie ograniczają się zresztą do kwestii politycznych. W lutym 2018 roku opublikował relację z koncertu symfonicznego w Manchesterze, w której informował, że „pani dyrygent widać odcisk stanika i prześwit w kroczy” (pisownia oryginalna), uwerturę Mendelssohna nazwał „muzyką dla zwiększenia uroku i krów”, a publiczność określił mianem „angielskiej wiochy”. Po fali krytyki usunął i ten wpis, tłumacząc, że pisał „w niepotrzebnej złości i po ciemku”.
U pani dyrygent widać odcisk stanika i prześwit w kroczy...ale to tylko Mendelsohn... pic.twitter.com/le1pzeujUe
— Krzysztof Wyszkowski (@KWyszkowski) February 22, 2018
Przeciw poetom i „czarnym”
– Nikt ci tego nie powie pod nazwiskiem, ale Krzyśkowi odwaliło – słyszę od jednego z jego byłych współpracowników w odpowiedzi na pytanie, co się stało z dawnym bohaterem opozycji, człowiekiem oczytanym, towarzyskim, dowcipnym, wręcz błyskotliwym.
– Od lat funkcjonuje na marginesie. Liczono się z nim z powodu dawnych zasług, ale to enfant terrible. Nigdy nie był graczem zespołowym. Zawsze mówił i robił to, co mu przyszło do głowy – tłumaczy Piotr Adamowicz, działacz opozycji w PRL, dziennikarz, obecnie poseł z klubu Koalicji Obywatelskiej, brat nieżyjącego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza.
Ale z oceną dokonań Wyszkowskiego w latach 80. też bywa różnie.
– Największe zasługi miał w opozycji w związku z tym, że był bardzo atrakcyjnym mężczyzną – mówi, oczywiście anonimowo, jeden z dawnych działaczy.
Faktem jest, że o jego sercowych podbojach krążą liczne anegdoty. Wśród pań, które nie potrafiły się oprzeć jego urokowi, była swego czasu nawet Krystyna Pawłowicz.
On nie jest jedyną znaną mi osobą, z którą coś takiego się stało, ale jest przypadkiem absolutnie skrajnym. Nagromadzenie w jego osobie zła, zaprzeczenia tego wszystkiego, co kiedyś wydawało się nas łączyć jest zupełnie niesamowite.
Jacek Kozłowski / opozycjonista z czasów PRL, były wojewoda mazowiecki
– On nie jest jedyną znaną mi osobą, z którą coś takiego się stało, ale jest przypadkiem absolutnie skrajnym – ocenia przemianę Wyszkowskiego Jacek Kozłowski, opozycjonista z czasów PRL, dyrektor generalny Urzędu Rady Ministrów za rządów J.K. Bieleckiego i Hanny Suchockiej oraz wojewoda mazowiecki w latach 2007-15. – Nagromadzenie w jego osobie zła, zaprzeczenia tego wszystkiego, co kiedyś wydawało się nas łączyć, jest zupełnie niesamowite.
Najmniej dzisiejszym postępowaniem Wyszkowskiego wydaje się być zaskoczony Piotr Kapczyński, dziś przedsiębiorca, a niegdyś opozycjonista, wydawca literatury drugiego obiegu, działacz pierwszej Solidarności. Z Wyszkowskim, który około 1977 r. nawiązał współpracę z KOR, poznali się w drugiej połowie lat 70.
– Już wtedy był enfant terrible, trochę prześmiewcą, trochę narcyzem – wspomina. – Pamiętam, że wydrukował w jakimś kolosalnym nakładzie rozprawę Gombrowicza „Przeciw poetom”. Naskoczyliśmy na niego, bo w podziemiu były ważniejsze rzeczy do drukowania, ale on najwyraźniej uznawał, że najpilniejsza sprawą jest walka z poetami. Był też wtedy zagorzałym antyklerykałem. Opowiadał, jak pojechał do Kuronia namawiać go, by KOR zaatakował „czarnych”, inaczej o księżach wtedy nie mówił, za to, że są za bardzo ugodowi wobec komuny. Kuroń miał mu na to powiedzieć, że lubi ryzyko, ale nie jest samobójcą.
Wszyscy dawni znajomi są zgodni, że skrajne, nierealistyczne propozycje polityczne to zawsze był jego znak rozpoznawczy.
On nie jest jedyną znaną mi osobą, z którą coś takiego się stało, ale jest przypadkiem absolutnie skrajnym. Nagromadzenie w jego osobie zła, zaprzeczenia tego wszystkiego, co kiedyś wydawało się nas łączyć, jest zupełnie niesamowite.
Jacek Kozłowski / opozycjonista PRL
Wiosną 1978 roku Wyszkowski znalazł się w gronie założycieli Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. Jednak, zdaniem Kapczyńskiego, pozostawał w opozycji zarówno do Bogdana Borusewicza, jak Andrzeja Gwiazdy. Kiedy wybuchł strajk sierpniowy, Wyszkowski i Kapczyński dołączyli do protestujących stoczniowców i ich doradców.
– Mazowiecki i Geremek byli zachwyceni stolarzem-intelektualistą [Wyszkowski ukończył jedynie podstawówkę i jest samoukiem – red.] – wspomina Piotr Kapczyński. – Natomiast Jan Lityński, po pierwszym oczarowaniu, w efekcie całonocnej rozmowy, w czasie której Wyszkowski oczernił przed nim wszystkich przywódców strajkowych, ocenił go jako bezinteresownego intryganta.
Legendarna ucieczka z „internatu”
Po powstaniu Solidarności Wyszkowski był sekretarzem redakcji kierowanego przez Tadeusza Mazowieckiego „Tygodnika Solidarność”. W stanie wojennym został zatrzymany, a następnie internowany w ośrodku w Strzebielinku, skąd uciekł po siedmiu miesiącach. Dziś mówi, że nie był w stanie znieść izolacji. Wcześniej, nim przystał do skrajnej prawicy, opowiadał, że tym co skłoniło go do ucieczki, były codzienne głośne poranne modlitwy odmawiane zbiorowo przez kolegów, z którymi był osadzony. Zasymulował więc chorobę i trafił do szpitala w Wejherowie, skąd bez większych trudności udało mu się wydostać.
Dawno temu dostałem zlecenie, żeby napisać jego biogram do słownika biograficznego opozycji. Odbyliśmy kilka długich rozmów, ale nie napisałem tego, bo zbyt wiele faktów było niemożliwych do zweryfikowania.
Piotr Adamowicz / dziennikarz, obecnie poseł na Sejm
Piotr Adamowicz wspomina, że kilka lat temu, kiedy Wyszkowski ostro zaatakował władze Gdańska, prezydent Paweł Adamowicz dostał list od byłego lekarza wejherowskiego szpitala.
– Ów doktor, obecnie profesor uniwersytetu w Olsztynie, pisał że w 1982 pracował na oddziale uruchomionym specjalnie dla internowanych ze Strzebielinka – wspomina Piotr Adamowicz. – Część z nich miała różnego rodzaju schorzenia, a część przychodziła tam w celu odpoczynku od warunków internowania. To wszystko funkcjonowało w miarę poprawnie, dopóki Wyszkowski się stamtąd nie zwinął. Wtedy wpadła tam SB. Zrobili straszny kipisz i zamknęli oddział. Ten profesor oceniał, że Wyszkowski postąpił kompletnie nielojalnie, szczególnie, że w „internacie” nikt go specjalnie nie represjonował.
Po ucieczce Krzysztof Wyszkowski ukrywał się głównie w Warszawie. Zatrzymano go 22 lipca 1983 roku w Łączyńskiej Hucie na Kaszubach, a wraz z nim kilku opozycjonistów związanych z wydawanym przez środowisko liberałów podziemnym „Przeglądem Politycznym”. Był wśród nich Jacek Kozłowski.
– Znaliśmy go i ceniliśmy z racji jego wcześniejszej podziemnej działalności wydawniczej – opowiada. – Był arcyciekawym rozmówcą. Umówiliśmy się, żeby razem spędzić miły lipcowy weekend nad jeziorem, prowadząc rozmowy o polityce i literaturze. Tymczasem trafiliśmy na klasyczny kocioł. Namierzyli Krzysztofa i czekali, kto jeszcze do niego przyjedzie.
– Legenda Krzysztofa w dużej mierze zbudowana jest na opowieści o jego ucieczce z „internatu” i jego ukrywaniu się. Nie wydaje mi się jednak, żeby on był jakoś szczególnie poszukiwany. Nie słyszałem, żeby były listy gończe za Wyszkowskim, a po tym jak go złapano, wyszedł po 48 godzinach – dziwi się Piotr Adamowicz i dodaje: – Dawno temu dostałem zlecenie, żeby napisać jego biogram do słownika biograficznego opozycji. Odbyliśmy kilka długich rozmów, ale nie napisałem tego, bo zbyt wiele faktów było niemożliwych do zweryfikowania.
– Wszystkich nas wypuścili po 48 godzinach – wyjaśnia Jacek Kozłowski. – Nie byliśmy formalnie aresztowani, nie przedstawiono nam zarzutów, a następnego dnia przeczytaliśmy w gazecie, że sami się ujawniliśmy, co nie było prawdą, i zostaliśmy wypuszczeni na mocy amnestii, którą właśnie ogłoszono. Prawdopodobnie chodziło o propagandowy efekt: pokazanie, że amnestia przynosi skutki.
Rady zbyt kontrowersyjne
Wyszkowski uczestniczył w obu stoczniowych strajkach 1988 roku. W 1989 obserwował obrady Okrągłego Stołu z ramienia Video Studio Gdańsk. Napisał na ten temat krytyczny artykuł do paryskiej „Kultury”. Jacek Kozłowski nie przypomina sobie jednak, żeby Wyszkowski jakoś szczególnie mocno wyrażał sprzeciw wobec porozumień Okrągłego Stołu, jak choćby Aleksander Hall, który odmówił kandydowania do kontraktowego Sejmu. Wyszkowskiego na listach Komitetu Obywatelskiego też nie było, ale czy to on sam nie chciał, czy jego nie chciano – tego Kozłowski nie pamięta.
Na propozycję powrotu do reaktywowanego „Tygodnika Solidarność” Wyszkowski przystał dopiero, kiedy Tadeusza Mazowieckiego, obejmującego stanowisko szefa rządu, zastąpił w roli naczelnego Jarosław Kaczyński. Razem z nim wspierał w drodze do prezydentury Lecha Wałęsę (o którym – jak teraz zapewnia – już w 1979 wiedział, że był płatnym współpracownikiem bezpieki). Jednak najmocniej w tamtym czasie związany był ze środowiskiem gdańskich liberałów. W trakcie pierwszych dni formowania się rządu Jana Krzysztofa Bieleckiego, Wyszkowski znalazł się gronie potencjalnych doradców premiera, jednak – jak pamięta Jacek Kozłowski – jego rady były na tyle kontrowersyjne, że Bielecki po kilku dniach mu podziękował.
Jeszcze w czasach pierwszej Solidarności Krzysztof działał na pograniczu szokowania, skandalu czy wręcz urojeń. Wtedy to nie raziło, szczególnie, że w kontaktach osobistych on ma wiele charme’u. Teraz niestety to się sprymitywizowało
Piotr Kapczyński / dawny opozycjonista, współpracownik Krzysztofa Wyszkowskiego
Z liberałami zerwał w 1992, gdy ci odmówili wejścia do koalicyjnego rządu Jana Olszewskiego. Wyszkowski został wtedy formalnie doradcą premiera. Znajomym skarżył się jednak, że jego rola jest marginalna i nie ma nawet własnego gabinetu.
I to był właściwie koniec politycznej kariery Krzysztofa Wyszkowskiego w III RP. Dostawał jeszcze jakieś drobne posadki, a to przy procesie likwidacji RSW, a to w zarządzie spółki Srebrna. A po przejęciu władzy przez PiS dostał dwa ordery od prezydenta Dudy i funkcję doradcy wojewody pomorskiego.
Szok, skandal, urojenia
Zdaniem Jacka Kozłowskiego swoją „nietykalność” Wyszkowski zawdzięcza osobiście Jarosławowi Kaczyńskiemu.
– Krzysztof jest takim typem w polityce, który uskrajnia pewne rzeczy. Jest trochę takich ludzi demagogów, enfant terrible, których niewyparzony język może sprawiać problemy nawet ich patronom. Może dlatego nigdy wielkich funkcji nie sprawował?
Piotr Adamowicz jest raczej zdania, że za Wyszkowskim stoi sam Wyszkowski.
– To człowiek o niewątpliwych zasługach opozycyjnych, z których część obrosła legendą, do tego sympatyk obecnej władzy, mówiący rzeczy kontrowersyjne. Takiemu trzeba dać jakieś zajęcie.
– Jeszcze w czasach pierwszej Solidarności Krzysztof działał na pograniczu szokowania, skandalu czy wręcz urojeń. Wtedy to nie raziło, szczególnie, że w kontaktach osobistych on ma wiele charme’u. Teraz niestety to się sprymitywizowało – podsumowuje Piotr Kapczyński.
Napisz komentarz
Komentarze