To był rok, w którym w więzieniu mokotowskim stracono gauleitera gdańskiego NSDAP Alberta Forstera, nadano pierwszą polską audycję w Radio Wolna Europa, a w stalinowskich procesach zapadały wyroki śmierci i wieloletnich więzień. W Trójmieście uruchomiono kolejkę elektryczną z Gdańska do Sopotu-Kamiennego Potoku, ruszyła też Gdańska Stocznia Remontowa. To był również czas rozkwitu popularności wyścigów żużlowych. W 1952 roku swój pierwszy tytuł indywidualnego mistrza Polski zdobył Edward Kupczyński. Dziś 93-letni pan Edward jest najstarszym żyjącym indywidualnym mistrzem Polski na żużlu i mieszka wraz z żoną Krystyną kilkaset metrów od morza w gdańskim Brzeźnie.
Kupczyński urodził się we Lwowie 2 lipca 1929 roku.
- Ojciec był żołnierzem, służył w XIV Pułku Ułanów Jazłowieckich. Ja tam chodziłem do szkoły, ale też i pracowałem. Czy tęsknię za Lwowem? Pewnie, że tak. Pamiętam Wały Hetmańskie, kiedy tam stał pomnik króla Jana III Sobieskiego. Teraz ten sam jest w Gdańsku. W czasie okupacji Niemcy powyrzucali nas ze szkół i trzeba było pracować – wspomina Edward Kupczyński.
Miał 12 lat kiedy musiał w jednej z lwowskich fabryk skręcać śrubami blaszane błotniki do samochodów. We Lwowie mieszkał do 1946 roku.
- Podpisaliśmy deklarację, że chcemy być w Polsce i czekała nas repatriacja. Przyjechaliśmy do Wrocławia. Pamiętam jak staliśmy na podwórku, z mieszkań wychodzili Niemcy, a nas do nich wprowadzali. Z tymi, nielicznymi, którzy zostali moja mama miała dobre relacje. Oni mówi na nią „Mutti”, chociaż nie znała niemieckiego.
Najpierw były tzw. motocykle przystosowane, nazywały się NSU 350 i na nich się ścigaliśmy, ale to była jeszcze zabawa. Jakoś szczególnie mnie to nie podniecało. Wychodziło mi, to wsiadałem i jechałem. Byłem taki „roboczy człowiek”.
Edward Kupczyński
Kupczyński dobrze pamięta Wrocław.
- Mieszkaliśmy na osiedlu koło stadionu olimpijskiego. Na nas młodych wrażenie robiła Wystawa Ziem Odzyskanych (w 1948 roku – przyp. autora) i ogród zoologiczny. To wszystko było jakby po drodze ze zniszczonego centrum do domu – wspomina pan Edward. Na tej drodze był także żużel.
Dziś pan Edward już nie pamięta jak on we Wrocławiu powstał, ale te pierwsze lata wrocławskiego „czarnego sportu” były związane z postacią Bronisława Ratajczyka.
- To on mnie wkręcił do żużla, ale dokładnie nie pamiętam w którym to było roku. 1950 może 51? Najpierw były tzw. motocykle przystosowane, nazywały się NSU 350 i na nich się ścigaliśmy, ale to była jeszcze zabawa. Jakoś szczególnie mnie to nie podniecało. Wychodziło mi, to wsiadałem i jechałem. Byłem taki „roboczy człowiek”.
Kiedy zdobył tytuł indywidualnego mistrza Polski miał 23 lata. To było we Wrocławiu, a Edward Kupczyński już ten tor znał jak własną kieszeń. Wtedy reprezentował barwy miejscowej Spójni. Tory żużlowe pozostawiały wtedy wiele do życzenia. Także te na zachodzie Europy, gdzie Edward Kupczyński wielokrotnie startował. W jego prywatnym archiwum są jeszcze programy zawodów żużlowych z Anglii z lat 50. Kupczyński jeździł tam w barwach reprezentacji Polski.
- Często jeździliśmy w trudnych warunkach. Tory były zaniedbane. Proszę sobie wyobrazić, że na niektórych nie było nawet drewnianych band – mówi dziś dawny żużlowiec.
Edward Kupczyński był świadkiem tragedii, która wydarzyła się 21 kwietnia 1956 roku w Wiedniu. Podczas meczu żużlowego Austria – Polska jego kolega z reprezentacji Zbigniew Raniszewski na pełnej szybkości uderzył głową...w betonowe schody prowadzące na trybuny. - Do dziś nie rozumiem dlaczego kierownictwo wyraziło zgodę na jazdę na takim torze – mówi. Wie pan, było się wtedy młodym. Nie bało się niczego.
W 1960 roku Edward Kupczyński przyjechał do Bydgoszczy i został na dłużej. Tam przez siedem lat startował w barwach Polonii. To w mieście nad Brdą poznał swoją żonę Krystynę, wtedy Kędzierską, pochodzącą ze starej bydgoskiej rodziny, do której przed wojną należała „Fabryka Czekolady L. Kędzierski”.
Po Bydgoszczy była jeszcze Łódź, gdzie Edward Kupczyński kończył karierę sportową w 1971 roku. Z żużlem jednak nie skończył, bo zajął się trenerką. Szkolił żużlowców w Łodzi, Bydgoszczy i Gdańsku, gdzie sprowadził go także popularny „Bruno”, czyli Bronisław Ratajczyk.
- Ja jeszcze z panem Edkiem startowałem w zawodach – mówi nam Leszek Marsz, były żużlowiec gdańskiego Wybrzeża. Pamiętam go, kiedy wchodziłem do szkółki żużlowej w latach 1968/69 to on jeszcze startował. W 69 roku zdawałem maturę, a Wybrzeże jechało wtedy do ówczesnego Leningradu na towarzyskie mecze z Newą, która była - de facto - reprezentacją Związku Radzieckiego. A nas wzmocnił właśnie Edward Kupczyński. Zrobiono to w ramach dobrych relacji między klubami gwardyjskimi, bo Gwardia Łódź, podobnie jak Wybrzeże, też nim była - dodaje.
Leszek Marsz wraz ze swoim przyjacielem z gdańskiego toru żużlowego Leszkiem Papakulem odwiedził w lipcu Edwarda Kupczyńskiego.
- Przy kawie wspominaliśmy dawne lata na żużlu. To było bardzo sympatyczne spotkanie, bo pan Edek jest takim człowiekiem. W klubie, przed laty, też był lubiany, bo był spokojny, potrafił wprowadzić luz do drużyny, odstresować nas – dodaje o 20 lat młodszy były zawodnik Wybrzeża.
Edward Kupczyński na żużlu ścigał się ponad 20 lat. Był 4-krotnie drużynowym wicemistrzem Polski i 5 razy brązowym medalistą. 9 razy brał udział w finałach indywidualnych mistrzostw Polski, w których zdobył 5 medali: złoty (1952), srebrne (1956 i 1958) i dwa brązowe (1954 i 1957). Trzykrotnie reprezentował Polskę w eliminacjach do indywidualnych mistrzostw świata.
Napisz komentarz
Komentarze