Wśród zdjęć dokumentujących wydarzenia Grudnia '70 są w Muzeum Miasta Gdyni fotografie autorstwa Janusza Uklejewskiego.
Dariusz Małszycki: Mamy dwa zdjęcia autorstwa tego znanego wybrzeżowego fotoreportera. Zostały wykonane z ukrycia, stąd niezbyt dobra jakość odbitek. Jedno przedstawia ZOMO-owców zebranych przed Urzędem Miasta. Drugie fotograf wykonał z okna swojego mieszkania. Przedstawia tłum ludzi w rejonie ul. Śląskiej.
Są w muzeum też inne pamiątki z tamtego czasu.
D.M.: Choćby lusterko Zygmunta Polito, który 17 grudnia 1970 roku około godz. 5.55, na wysokości wiaduktu przy peronie Gdynia Stocznia, został postrzelony w momencie, gdy wysiadał z taksówki, którą przyjechał razem z kolegami do pracy. Z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że był jedną z pierwszych ofiar wydarzeń. Na wystawie stałej Gdynia – dzieło otwarte prezentujemy m.in. lusterko z portretem Zygmunta Polito. Fotografia umieszczona na lusterku została wykonana w wojsku. Matka Zygmunta nie była z niej specjalnie zadowolona, gdyż przypominała jej portret nagrobny.
17 grudnia 1970 roku Marian Drabik, zmierzający do pracy w gdyńskiej Stoczni im. Komuny Paryskiej, został trafiony pociskiem, który przeszył kurtkę, ranił go w przedramię i utkwił w ubraniu (swetrze). Do postrzału doszło w okolicy wiaduktu drogowego przy przystanku SKM Gdynia Stocznia. Stoczniowiec został ranny najpierw w lewe przedramię, następnie, po upadku na kolana, w głowę.
Dariusz Małszycki / Muzeum Miasta Gdyni
Jest też w zbiorach pocisk...
D.M.: 17 grudnia 1970 roku Marian Drabik, zmierzający do pracy w gdyńskiej Stoczni im. Komuny Paryskiej, został trafiony pociskiem, który przeszył kurtkę, ranił go w przedramię i utkwił w ubraniu (swetrze). Do postrzału doszło w okolicy wiaduktu drogowego przy przystanku SKM Gdynia Stocznia. Stoczniowiec został ranny najpierw w lewe przedramię, następnie, po upadku na kolana, w głowę. Ciężko rannego odwieziono obecną ul. Janka Wiśniewskiego (wówczas Marchlewskiego) do Szpitala Miejskiego. Po paru dniach odwiedziła go matka, zabrała ubrania syna do domu. Robiąc pranie znalazła w swetrze pocisk. Przez wiele lat, był on pieczołowicie przechowywany przez postrzelonego stoczniowca, dopóki nie stał się elementem muzealnej kolekcji. Razem z pociskiem Marian Drabik podarował nam również kilka dokumentów lekarskich, związanych z tym wydarzeniem, m.in. dwie Karty informacyjne leczenia szpitalnego. Jedną z kart wystawiono w styczniu 1971 roku, drugą – po latach, w 1997 roku.
Mamy też kilka notacji audio i video bezpośrednich uczestników tych wydarzeń. Wśród nich opowieść Henryka Mierzejewskiego, który w grudniu 1970 r. m. in. niósł na drzwiach zabitego Zbyszka Godlewskiego.
Wiele lat niemożliwe było zaprezentować wystawę poświęconą temu, co zdarzyło się w Grudniu 70. Nie mogła zaistnieć także w 50 rocznicę zajść, w 2020 roku. Z powodu pandemii. Ekspozycja miała być efektem dużego projektu gdyńskiego muzeum.
Marcin Szerle: Mając świadomość zbliżającej się, okrągłej rocznicy Grudnia ’70, stosownie wcześniej rozpoczęliśmy prace nad projektem, którego główną częścią miała być wystawa. Jako pomysłodawca idei ekspozycji patrzyłem na pamięć o tej tragedii inaczej niż wybrzmiewała w dotychczasowym przekazie. Chciałem nie tyle zrelacjonować przebieg wydarzeń, co ukazać niezaistniałe, to do czego nie doszło – na poziomie związków, rodzin, przyjaciół i bliskich. Przybliżyć nieobecność, pustkę, która od półwiecza towarzyszyła bezpośrednio lub pośrednio poszkodowanym. Rodzicom po stracie dziecka, narzeczonej po śmierci ukochanego, dzieciom, które nie pamiętały swoich ojców, wdowom samotnie wychowującym dzieci. Dla wielu z nich Grudzień ’70 był nie tylko końcem, ale zarazem… początkiem. Innego życia, które trwa do teraz.
Przekaz o Grudniu ’70 wcześniej zwykło się zamykać dramatem ofiar śmiertelnych, ujmowanych w statystykach. Tymczasem to też trauma ich rodzin, bliskich, uczestników i świadków tamtych wydarzeń. I tu już mowa o tysiącach poszkodowanych, i o tyluż historiach. Wydarzenia z Grudnia 1970 roku trwale odcisnęły swoje piętno na wówczas żyjących i stanowią dla Wybrzeża niezwykle ważny element pamięci zbiorowej.
Przygotowując projekt muzeum dotarło do rodzin świadków tamtych wydarzeń.
M.Sz.: Staraliśmy się odnaleźć poszkodowanych i uczestników pamiętnego grudnia w Gdyni oraz ich rodziny, a także do świadków. Zależało nam na ich spojrzeniu po latach, dlatego nie sięgnęliśmy do wcześniej zarejestrowanych czy opublikowanych rozmów i wspomnień. Czuliśmy potrzebę wysłuchania żywej, osobistej relacji, uzyskania odpowiedzi na nowe pytania. Poprosiliśmy o pomoc dziennikarzy – redaktor Annę Kisicką oraz redaktora Marka Wąsa, który prowadził rozmowy. Dotarliśmy do rodzeństwa ofiar, do ich współmałżonków czy narzeczonych, do dzieci, a także wnuków. Perspektywa, szczególnie ostatnich – najmłodszego pokolenia – była bardzo różna. Bezskutecznie próbowaliśmy nawiązać kontakt z rodzicami zastrzelonych. Najprawdopodobniej w 2019 roku zmarł ostatni z rodziców. Z tych, którzy Grudzień ’70 odczuli szczególnie boleśnie.
Pamięć o śmiertelnych ofiarach Grudnia ’70 trwa w tych rodzinach, ale czas robi swoje. Miejmy na uwadze jak młodo zginęli wówczas ludzie – wśród nich byli przecież uczniowie i początkujący pracownicy portu i stoczni, z których część nie założyła swoich rodzin. Pielęgnowaniem pamięci, a zarazem walką o prawdę o Grudniu ’70 i o jego godne upamiętnienie zajmowali się wówczas ich rodzice i rodzeństwo. Ale młodsi, szczególnie ci nieznający nieobecnych, inaczej czuli się w tej sytuacji. Ich życie toczy się dalej, choć przynależność do pewnej grupy – społeczności rodzin poszkodowanych – rozbudza świadomość.
Napisz komentarz
Komentarze