Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza

Bogdan Borusewicz wygrał w sądzie z córkami człowieka, który na niego doniósł

Według sądu, najprawdopodobniej teczka potwierdzająca domniemaną współpracę nauczyciela Benedykta Szumielewicza ze Służbą Bezpieczeństwa w 1968 roku została zniszczona. Miał on wówczas donieść na jednego ze swoich uczniów, dzisiejszego wicemarszałka Senatu, a wcześniej działacza opozycji PRL Bogdana Borusewicza. Nieprawomocnym wyrokiem z poniedziałku, 17 października nie uznano pozwu córek pedagoga, które domagały się od Bogdana Borusewicza przeprosin za pomówienie ojca.
Bogdan Borusewicz

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Korzenie tej sprawy sięgają wiele dekad wstecz – do czasów Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Centralną postacią sporu jest nieżyjący już pedagog Benedykt Szumielewicz. Powodem pozwu złożonego w sądzie przez jego córki była medialna wypowiedź Bogdana Borusewicza, w której wprost zarzucił on mężczyźnie donos z 1968 roku. Według relacji Borusewicza, to właśnie jego ówczesny nauczyciel w liceum plastycznym poinformował Służbę Bezpieczeństwa o pokazanej antykomunistycznej ulotce. Efektem miał być 3-letni wyrok więzienia, którego część dzisiejszy wicemarszałek Senatu odbył w zakładzie karnym.

Jako licealista Borusewicz działał w grupie, która w nocy malowała hasła przeciwne reżimowi, a w dzień rozrzucała ulotki w SKM-kach i na Politechnice Gdańskiej. Również córki Benedykta Szumielewicza przyznają, że w 1982 roku ich ojciec wydał opozycjonistę i jego kolegów, ukrywających się w jednym mieszkań, choć tego do końca życia żałował. Wskazują jednak, że zrobił to pod przymusem, spowodowanym faktem, że ich babcia została wówczas pobita przez ZOMO. Pozew dotyczył jednak wspomnianej sytuacji, wcześniejszej o niemal 15 lat, a dorosłe dziś kobiety domagały się od wicemarszałka Senatu publikacji w prasie przeprosin za wypowiedź w wywiadzie, z której wynikało, że w 1968 roku również to Szumielewicz na niego doniósł.

Bogdan Borusewicz wygrał w sądzie z córkami Benedykta Szumielewicza

Argumentacja córek nie przekonała składu orzekającego, który nieprawomocnym orzeczeniem oddalił ich roszczenie (przeprosiny) i nakazał im zapłacić koszty procesu – łącznie ponad 2,5 tysiąca złotych.

– W ocenie sądu, współpraca Benedykta Szumielewicza ze Służbą Bezpieczeństwa nie miała charakteru incydentalnego. Zasadniczo, statusu tajnego współpracownika nie uzyskiwało się z dnia na dzień, bez wcześniejszego sprawdzenia kandydata – tłumaczyła w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Beata Grygiel-Stelina z Sądu Okręgowego w Gdańsku.

PRZECZYTAJ TEŻ: Senat powalczy o Lotos. Marszałek Borusewicz nazywa ich projekt tratwą ratunkową dla rządu

Jako dowód wskazywała zachowaną notatkę [niemal cała dokumentacja współpracy Szumielewicza, jak tłumaczyła, najprawdopodobniej została zniszczona], z której wynikać miało, że mężczyzna w 1982 roku przyjął do domu ukrywających się działaczy antykomunistycznych, by następnie wydać ich władzom. W zamian, domniemany agent przyjąć miał talon na 40 litrów benzyny [towaru 40 lat temu deficytowego – dop.red.] oraz obietnicę wsparcia oficera SB w zakupie nowego samochodu marki nysa.

– Tajny współpracownik „Aram”, w ocenie sądu, czyli Benedykt Szumielewicz, był osobą zasłużoną dla Służby Bezpieczeństwa – podkreśliła sędzia.

W innym miejscu określiła zaś sytuację z 1982 roku jako „zwabienie” przez Szumielewicza do mieszkania działaczy opozycyjnych na zlecenie organów bezpieczeństwa, by ich następnie wydać, oraz wskazała, że nie ma dowodów na to, że było to działanie pod przymusem:

– Przeszłość Benedykta Szumielewicza z SB jest z pewnością związana z jednoznacznie negatywną jego oceną jako człowieka, obywatela, gdyż współpraca z SB odbierana jest powszechnie jako szczególnie naganna i godna potępienia. Okoliczności tej współpracy Benedykta Szumielewicza z SB w 1982 roku są bezsporne i należy odpowiedzieć na pytanie, czy w tej sytuacji dobro osobiste, jakim jest prawo do dobrej pamięci, a jednocześnie prawdziwej pamięci o zmarłym ojcu, przysługuje powódkom [córkom] w kontekście ustaleń sądu, które są pewne, lecz wysoce niekorzystne dla Benedykta Szumielewicza. Benedykt Szumielewicz nie jawi się sądowi jako osoba uczciwa. Współpracował z SB, doniósł na Bogdana Borusewicza w 1982 roku, i to jest poparte dokumentem. W wyniku jego działań, ucierpiało kilka osób, które go szanowały, w tym te, dla których był przyjacielem.

PRZECZYTAJ TEŻ: Sławomir Neumann przed sądem. Przekroczył uprawnienia wiceministra zdrowia?

W postępowaniu nie udowodniono bezspornie, że w 1968 roku to Szumielewicz wydał Borusewcza, bowiem dokumenty potwierdzające tę sytuację mogły zostać zniszczone w międzyczasie. Uprawdopodobnić tę tezę miały jednak inne dokumenty świadczące m.in. o udzielonych przez władze zgodach na wyjazdy zagraniczne T.W. Arama, i liczne wnioski w ich sprawie (m.in. chodziło o podróże do Wielkiej Brytanii, USA i Kenii).

– Sąd wypunktował wszystko, co było najważniejsze. Jest to sprawa, która dotyczy czasów dość odległych, ale, jak okazuje się, te czasy odległe powodują pewne zamieszanie w oczach ludzi. Zażądano ode mnie przeproszenia za to, że uważałem, że nauczyciel, który mnie wydał, wydał mnie dwukrotnie: w 1968 roku, a potem w 1982 – komentował obecny na wygłaszaniu orzeczenia Bogdan Borusewicz, który przekonywał, że sąd potwierdził to, co on mówił od początku. – To jest, niestety, tragedia ludzi z okresu PRL-u, ale, w mojej ocenie, Szumielewicz nie był zmuszany do współpracy, tę współpracę podjął dobrowolnie, otrzymywał gratyfikację, przekazywał informacje. Ja znacznie więcej wiem niż jest w archiwum IPN-u, ponieważ takimi ludźmi się zajmowałem, wyławiałem ich z kręgu ludzi, z którymi się jakoś zetknąłem – dodał.

PRZECZYTAJ TEŻ: Sąd w Malborku odroczył sprawę sędziego Pawła Juszczyszyna

– Jestem dumna, że podjęłyśmy tę walkę z siostrą. Niestety, przegrałyśmy, ale do końca życia będę dumna z tego, że Benedykt Szumielewicz był moim ojcem, że był to człowiek, który mnie ukształtował moralnie. Wiem, że żałował, że w 1982 roku doniósł na Bogdana Borusewicza. Wówczas miałam rok. Moja siostra była po wypadku, moja babcia była pobita przez ZOMO. W tej chwili jestem matką pięciorga dzieci. Gdyby kiedykolwiek było ryzyko utraty zdrowia lub życia dziecka, postąpiłabym dokładnie tak, jak mój ojciec – zadeklarowała po wyroku córka Szumielewicza Agata Hofman [wyraziła zgodę na publikację danych osobowych i wizerunku]. – Wiadomo – w toku postępowania nie udowodniono, że doniósł na Bogdana Borusewicza. My z siostrą jesteśmy zwykłymi obywatelkami, nie jesteśmy osobami medialnymi. Jestem dumna, że wraz z siostrą podjęłyśmy tę walkę. Mój ojciec był dla mnie najważniejszą osobą w życiu – zastrzegła i zapowiedziała, że decyzję o ewentualnej apelacji od nieprawomocnego orzeczenia podejmie po konsultacji z siostrą, która „spędziła tysiące godzin w IPN-ie”.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
ReklamaCzec Księgarnia Kaszubsko-Pomorska
Reklama