Sejm przedłużył kadencję władz samorządowych do kwietnia 2024 roku. To wywołało falę wątpliwości i komentarzy, nie tylko polityków opozycji, ale także ekspertów, konstytucjonalistów.
Zgodnie z obowiązującym prawem, wybory samorządowe miały być przeprowadzone jesienią 2023 roku. Zdecydowała o tym zmiana z 2018 roku, kiedy wydłużono kadencję samorządów z 4 do 5 lat. Jednocześnie jesienią 2023 wypada konstytucyjny termin wyborów parlamentarnych.
Politycy PiS wnosząc projekt tej ustawy, zmieniającej termin wyborów argumentowali, że w związku ze zbiegiem terminów obu wyborów, niezbędne jest ich przesunięcie o pół roku.
Ale wydłużenie kadencji samorządów wzbudza szereg wątpliwości, m.in. konstytucyjnych, na co wskazało uwagę sejmowe Biuro Legislacyjne. Eksperci zwracają uwagę, że ta zmiana m.in. utrudni samorządowcom wywiązanie się z terminami raportu o stanie jednostki samorządu terytorialnego oraz uzyskanie absolutorium.
PiS jednak zrobił, jak chciał. Teraz Senat odniesie się do tej ustawy. W tej sprawie demokratyczna opozycja mówi jednym głosem.
Przekonują przy tym, że to wydłużenie terminu musi nastąpić ze względów organizacyjnych. Ale to kłamstwo. Przecież wybory do krajowego parlamentu i do Parlamentu Europejskiego organizowane są na tych samych zasadach. Kombinują, ponieważ boją się przegrać. Ale karma wraca i nie ma wątpliwości, że obróci się przeciwko nim
Agnieszka Pomaska / połanka Platformy Obywatelskiej
Agnieszka Pomaska, posłanka z Platformy Obywatelskiej twierdzi, że PiS będzie się chwytał wszystkiego, żeby nie przegrać tych wyborów. Choć wszystko wskazuje na to, że je przegra.
- Przecież to oni w 2018 roku wydłużyli kadencję samorządów. I wtedy zapewniali, że organizowanie tych wyborów w 2023, w tym samym czasie co wyborów do parlamentu, nie będzie problemem. Teraz problem znaleźli i przesuwają termin wyborów tak, że tym razem zbiegnie się on z wyborami do Parlamentu Europejskiego. Przekonują przy tym, że to wydłużenie terminu musi nastąpić ze względów organizacyjnych. Ale to kłamstwo. Przecież wybory do krajowego parlamentu i do Parlamentu Europejskiego organizowane są na tych samych zasadach. Kombinują, ponieważ boją się przegrać. Ale karma wraca i nie ma wątpliwości, że obróci się przeciwko nim – tłumaczy Agnieszka Pomaska.
Prof. Joanna Senyszyn, posłanka Polskiej Partii Socjalistycznej nie ma wątpliwości, że to kolejna ustawa, która łamie konstytucję i niszczy demokrację.
- PiS bezczelnie kłamie, że nie można przeprowadzić wyborów samorządowych i parlamentarnych w konstytucyjnym terminie. Samorządowe mogłyby się odbyć 24 września 2023 roku, a parlamentarne sześć tygodni później, 5 listopada. Ale PiS panicznie się boi, że przegrana w wyborach do jednostek samorządu terytorialnego pociągnie za sobą klęskę w wyborach do Sejmu i Senatu, bo Polacy pójdą za zwycięzcą, czyli za demokratyczną opozycją. Przecież na wiosnę 2024 roku nałożą się na siebie wybory do samorządu i Parlamentu Europejskiego. W dodatku ta zmiana powoduje, że już zawsze wybory samorządowe i do PE odbywać się będą w tym samym czasie, ponieważ kadencje w obu przypadkach trwają po 5 lat.
Na pytanie, czy jest szansa na to, że przy kolejnej akceptacji ustawy przez Sejm, po odrzuceniu jej przez Senat, PiS może przegrać, posłanka odpowiada, że nie ma na to szans.
- Prawo i Sprawiedliwość znowu sprostytuuje kilku posłów, którzy będą chcieli zagłosować inaczej. Zaproponuje im dobre miejsce na listach albo intratne posady czy rady nadzorcze dla rodzin. „Kaczyści” nie cofną się przed niczym. Dobrze wiedzą, że nadchodzi koniec ich rządów. Najprostszym rozwiązaniem jest skrócenie kadencji Sejmu i przeprowadzenie wyborów do parlamentu wiosną 2023 roku, a do samorządu jesienią, w konstytucyjnym terminie – tłumaczy posłanka.
Na stwierdzenie, że to pobożne życzenia opozycji, odpowiada: nie pobożne, ale demokratyczne i konstytucyjne. Jednak, jak dodaje, wciąż nie można wykluczyć wcześniejszych wyborów sejmowych. Jeśli te wszystkie dodatki i rzekoma pomoc rządu na nic się zdadzą, bo zimą węgla zabraknie, będą wyłączenia prądu, galopujące ceny i coraz większa bieda, a Polacy się zbuntują, rząd może upaść – mówi Joanna Senyszyn. Po chwili jednak dopowiada, że taki wariant to tylko spekulacje. PiS będzie się trzymać koryta rękami, nogami, pazurami i zębami. Dobrze wie, że po zwycięstwie opozycji, zostanie ze wszystkiego rozliczony.
- Wystawimy rachunek za każdy pisowski szwindel, za pozbawienie Polski milionów z Unii Europejskiej, za niszczenie praworządności, za odebranie Polkom prawa do decydowania o swoim życiu. Do tej pory po zmianie władzy rządzący w zasadzie nie byli z niczego rozliczani. Teraz miarka się przebrała i będzie inaczej. Dla wielu polityków PiS, Solidarnej Polski i pomniejszych przystawek będzie to oznaczać nie tylko koniec politycznej kariery, ale też konsekwencje karne i finansowe – wyjaśnia posłanka.
Marek Biernacki poseł klubu Polskiego Stronnictwa Ludowego do tych argumentów przytaczanych przez opozycję dodaje, że to psucie polityki. I że nie powinno się majstrować przy ordynacji wyborczej przed wyborami, bo to podważa zaufanie do samych wyborów. Może też źle wpłynąć na frekwencję wyborczą.
Zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt.
- Polska jest teraz w stanie zagrożenia ze Wschodu. I nie wiadomo, jak ta wojna si potoczy. Tymczasem ugrupowanie rządowe wywołuje w kraju wojnę wewnętrzną, która nie powinna mieć miejsca. Dla mnie to niezrozumiałe, że rządzący, którzy odpowiadają za bezpieczeństwo Polaków, kierują się partykularnym interesem, a nie interesem państwa polskiego i polskiej racji stanu - wyjaśnia.
Tadeusz Cymański, poseł Solidarnej Polski na pytanie, czy da się obronić tę ustawę, odpowiada: - Nie widzę powodu, żeby jej bronić albo, żeby ją atakować. Moim zdaniem, temat jest wyolbrzymiony. Przez 20 lat obserwowałem różne pomysły, jakie pojawiały się w Sejmie i wiem, że opozycja zawsze będzie stawiać zarzuty. Uważam, że ta zmiana nie wpłynie na wyniki wyborów samorządowych. Z samorządowcami mam dobry kontakt i według mojej wiedzy, oni nie robią z tego problemu. Więcej dyskusji byłoby, gdyby chodziło o skrócenie kadencji. Na pytanie czy kumulować w krótkim czasie dwie, potężne operacje wyborcze czy je rozłożyć, można mieć różne poglądy. Szanuję inne głosy i debatę, ale wiem, że obywatele teraz poświęcają uwagę czemu innemu – jak sobie radzić z kryzysami, których nam nie brakuje.
Na stwierdzenie, że to Zjednoczona Prawica wywołała ten temat, a przecież można byłoby jedne wybory zrobić we wrześniu, a drugie na początku listopada 2023 roku: - My niczego nie wywołaliśmy, tylko przesunęliśmy termin wyborów, wydłużając, a nie skracając. I nie widzę powodu, żeby toczyć o termin wielką wojnę.
Nie widzę powodu, żeby tej ustawy bronić albo, żeby ją atakować. Moim zdaniem, temat jest wyolbrzymiony. Przez 20 lat obserwowałem różne pomysły, jakie pojawiały się w Sejmie i wiem, że opozycja zawsze będzie stawiać zarzuty. Uważam, że ta zmiana nie wpłynie na wyniki wyborów samorządowych.
Tadeusz Cymański / poseł Solidarnej Polski
Na sugestię, że wyborca umawiał się z samorządami na pięć lat i po tym czasie chce ich rozliczyć, poseł Solidarnej Polski odpowiada: konia z rzędem temu, kto udowodni, że wyborcy tym żyją. Mam częsty kontakt z ludźmi. I nie słyszę od nich, żeby przeżywali zmianę terminu wyborów. Tym żyją głównie politycy.
Konstytucjonalistka dr hab. Joanna Juchniewicz zwraca uwagę na to, że zmiany reguł wyborów w trakcie trwania kadencji, wprowadzane tych zmian w pośpiechu, bez konsultacji wśród partii politycznych, tylko podważają zaufanie obywateli do procesu wyborczego.
- Taka zmiana nie powinna być wprowadzana w trakcie kadencji, ponieważ wyborcy głosując w wyborach samorządowych przyjęli, że wybierają swoich przedstawicieli na pięć lat, a potem powiedzą im: sprawdzam w kolejnych wyborach. Nie było mowy o kadencji dłuższej. Druga uwaga dotyczy, że do kumulacji wyborów znowu dojdzie. I ta ustawa, wydłużająca termin wyborów, może być furtką do majstrowania w następnych latach przy ordynacji wyborczej. Moim zdaniem, w tym przypadku nie chodzi o względy organizacyjne tylko polityczne. To one stoją za tym ruchem z wydłużeniem terminu wyborów samorządowych. A dla konstytucjonalisty dokonywanie takich zmian na potrzeby polityki jest absolutnie niewłaściwe. Bo trudno mówić, że niezgodne z prawem ale psujące na pewno zasady i reguły kształtowania prawa i właściwego funkcjonowania organów państwa.
Napisz komentarz
Komentarze