Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza
Reklama

Płynie kajakiem do Gdańska. „Wisła jest samotna i dzika”

Nie warto zbyt długo czekać, by realizować swoje dziecięce marzenia. Bartosz Dudziński to robi płynąc kajakiem Wisłą do Gdańska.

Autor: Bartosz Dudziński | Facebook

Kiedy rozmawiamy Bartosz Dudziński mija Grudziądz, a obóz rozbija za Nowem. Kiedy schodzi na brzeg pisze na swoim profilu „pamiętnik” z wyprawy, który można czytać na jego profilu na Facebooku. Dzienna średnia to 53 kilometry, zajmuje mu to 8-9 godzin.

- Ja bym chciał powiedzieć, że płynę: dla Ukraińców, dla biednych dzieci, dla cukrzyków, bo mam syna który choruje na cukrzycę, ale przede wszystkim to jest najzwyklejsze spełnienie marzeń z dzieciństwa – mówi Bartosz Dudziński.

Jako dziecko narysował sobie spływ kajakowy Wisłą, a mając 40 lat powiedział sobie, że to już czas zrobić te rzeczy, o których myślało się jako dziecko. Dziś ciągle pamięta ten moment kiedy to wymyślił. W wieku 12-13 lat Bartosz Dudziński pływał już na kajakach po kaszubskich jeziorach. Pasja została w nim do teraz.

Kiedy rozbija swój obóz w okolicach Nowego kontynuujemy rozmowę, już bez zakłóceń, które były za Grudziądzem.

- Jeśli pogoda pozwoli, to mam plan, by w środę, 21.09, wieczorem pojawić się w Gdańsku – mówi kajakarz. Wymyśliłem sobie, że nie chcę wpływać do morza, przedłużam swój spływ o 20 kilometrów, żeby zameldować się na Motławie pod Żurawiem. To taki symbol.

Płynę dla Ukraińców, dla biednych dzieci, dla cukrzyków, bo mam syna który choruje na cukrzycę, ale to jest najzwyklejsze spełnienie marzeń z dzieciństwa

Bartosz Dudziński

Bartosza Dudzińskiego dodatkowo zmotywowała książka Wojciech Giełżyńskiego „Moja prywatna Vistuliada”. Znany dziennikarz opisywał w niej swój spływ Wisłą, od jej początków do Bałtyku. Książkę w 1983 roku wydało wydawnictwo Iskry. Bartosz Dudziński bardzo ją poleca.

- Kiedy przygotowałem się do tej wyprawy, szukałem informacji na temat Wisły, trudności, jakie mnie czekają – dodaje. Okazało się, że nie istnieją tzw. kilometraże, nie ma czegoś, co by prowadziło wodniaków, takich jak ja, po tej rzece. Wisła jest zostawiona sama sobie i jest po prostu dzika. Zmienia się dynamicznie i widać, że nikt tego nie ogarnia. Czytając książkę Giełżyńskiego i dziś płynąć po Wiśle, widzę, że ta rzeka jest taka jak w latach 80-tych, a w niektórych miejscach się pogorszyła. Giełżynski pisze o portach, które miały być wtedy budowane, ale nigdy nic z tego nie wyszło. Ta książka stała się da mnie prywatnym przewodnikiem po Wiśle. Kiedy uzyskałem zgodę mojej żony na spływ, to na pierwszej stronie napisałem flamastrem „Jest zgoda – płyniemy”. To było 13 lat temu, ale nie popłynąłem. Kolejny wpis jaki mam na tej stronie pochodzi z 2017 roku i brzmi „No, teraz już na pewno płyniemy” i znowu się nie udało. Zawsze było coś ważniejszego. W tym roku pojawiła mi się „4” z przodu mojego wieku. Uznałem, że to już czas, by zacząć realizować takie rzeczy, bo kiedy to robić, jak nie teraz – dodaje gdańszczanin.

Gdyby ktoś zapytał go: „Bartek, chciałbym zrobić coś takiego, jak ty” to powiedziałby, że Wisła nie jest ciekawą rzeką, a już bardzo nieciekawą pod względem hydrologicznym.

- Nie ma wody w Wiśle, a to oznacza, że jest - paradoksalnie - bardzo niebezpieczna. Ten katastrofalnie niski stan wody powoduje, że tor wodny, który powinien być spławny i przygotowany do tego, by mogły nim płynąć np. barki, a taki nie jest - dodaje Dudziński. Przyznaje, że to nie jest dobry moment, by takie marzenia, jak jego, realizować na Wiśle. - W Polsce jest wiele ciekawszych rzek. Wiem, że mówię niedobrą rzecz, bo powinienem zachwalać Wisłę. Wskazałbym pojedyncze jej odcinki i kilka mniejszych naszych rzek, jak choćby Brda, Wda i Wierzyca. One są dużo ciekawsze, dają dużo emocji i nie trzeba wiosłować kilkadziesiąt kilometrów dziennie, by zobaczyć coś pięknego, a na Wiśle są miejsca, że przez 30 kilometrów widzimy tylko wały.

Pomorze ma fajne rzeki jeśli chodzi o turystykę kajakową i ich przygotowanie pod względem noclegu.

Kiedy Bartosz Dudziński przeczytał po raz pierwszy książkę Wojciecha Giełżyńskiego, chciał zobaczyć jak bardzo Wisła zmieniła się od tamtych czasów. - Okazało się, że w wielu miejscach jest gorzej, ale cieszy się, że udaje mu się realizować dziecięce marzenie.

Godzina 5.10 - krople uderzające o namiot budzą mnie ze snu. Zaraz zaraz – przecież ja wczoraj rozbijałem obóz pod mostem! - Ah, no tak. Teraz jeszcze lekko wieje... Po zaliczonej nocy w takiej miejscówce nadaje sobie tytuł Wiślanego Menela” – to wtorkowy wpis Bartosza Dudzińskiego.

Swoją wyprawę rozpoczął 4.09. Koniec zaplanował na środę 21.09 lub czwartek wieczór.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama