Wiele z prezentowanych na festiwalu filmów ma wątki pomorskie. Także „Wesele”. Swoją ostatnią rolę zagrał tu popularny aktor teatralny i filmowy, pochodzący z Wileńszczyzny, ale od 1945 roku mieszkający w Sopocie, wieloletni aktor Teatru Wybrzeże - Ryszard Ronczewski. Na planie "Wesela" 90-letni aktor spędził ostatnie tygodnie życia. Zmarł 17 października 2020 roku w Sopocie, jeszcze w trakcie realizacji zdjęć do filmu. Przyczyną śmierci był koronawirus.
Bardzo przeżywał udział w filmowym przedsięwzięciu Smarzowskiego, cieszył się na kolejną filmową przygodę. Zresztą reżyser złożył mu propozycję osobiście, przybywając do Sopotu tuż przed jubileuszem urodzin aktora. Tak Ryszard Ronczewski wspominał tamte dni:
„Jak spędzę 90 urodziny? W drodze na plan filmowy. Zaprosił mnie Wojtek Smarzowski, który realizuje „Wesele 2”. Magda Szwarcbart - reżyserka obsady niedawno zatelefonowała i bardzo ostrożnie zaczęła mnie wypytywać jak się czuję (śmiech), zna mnie od wielu lat i dobrze wiedziała, że niedługo skończę dziewięćdziesiątkę... Gdy okazało się, że jeszcze kumam, oznajmiła, że zostałem obsadzony w dużej roli w nowym filmie Smarzowskiego. Dziadek Antoni to postać, która gram. Wspomnienia Dziadka z czasów przedwojennych, z wojny, także z powojennego życia społeczeństwa małej mieściny - to jest niejako kanwa całego filmu. Dni zdjęciowych dużo. Będę się cofał do czasu, do którego, nawet we wspomnieniach nie chciałem wracać, a tu mam zagrać starego dziada, który ledwo łazi, i wspominając przeżyje na dodatek jedyną miłość życia. Wojciech Smarzowski złożył mi wizytę w Sopocie. To mi się zdarzyło pierwszy raz, żeby reżyser filmowy specjalnie przyjechał porozmawiać o roli...Okazało się, że moje wyobrażenie Dziadka jest bardzo podobne do tego, jak widzi postać pan Wojtek. Czas wojny... Zostawił w moich wspomnieniach, w tym co przeżyłem trwałe ślady… Mam nadzieję, że uda mi się pokazać Dziadka Antoniego, że uda mi się przeżyć z Dziadkiem jeszcze raz moje wspomnienia”...
Ryszard Ronczewski zagrał w wielu polskich filmach.
- Kolekcjonowałem kiedyś umowy filmowe – mówił. - Doliczyłem się 180! Ponad 180 występów na planie filmowym! Ja już nawet nie pamiętam wielu z tych ról.
Ale debiut w obrazie „Podhale w ogniu” w reżyserii Jana Batorego w 1956 roku pamiętał doskonale:
- Grałem w tym filmie będąc jeszcze studentem ze stypendium - 210 zł – wspominał. - Wystarczało mi na cały miesiąc obiadów w stołówce i niewielkie opłaty za akademik. Plus, obowiązkowo, składkowy, studencki bankiet pod koniec miesiąca: alkohol i kaszanka. Pierwszą stawkę, jaką dostałem za dzień zdjęciowy na planie "Podhala" - 35zł. Ogromne pieniądze! Za pięć dni, które spędziłem na planie miałem równowartość mojego stypendium! Stawki zresztą rosły, 40, 50, 60 zł, a nawet 200 i 500 zł - dniówka. A nie grałem przecież głównych ról! Ale tak naprawdę wzbogaciłem się dopiero przy "Krzyżakach". Centralny Zarząd Kinematografii zaczął wtedy obliczać honorarium w zależności od pensji aktora w teatrze. Byłem wtedy asystentem w Operetce Warszawskiej. Miałem całkiem niezłą gażę, około 3 tysięcy. Na planie "Krzyżaków" dostawałem więc 1200 zł dziennie! To była niewyobrażalna suma.
Zagrał też w filmie „Faraon” Jerzego Kawalerowicza, reżysera, którego dokonania z okazji setnej rocznicy urodzin - przypomni tegoroczny festiwal filmowy w ramach sekcji Czysta Klasyka.
12 września o godz. 19:00 w Teatrze Muzycznym w Gdyni odbędzie się uroczystość otwarcia festiwalu. Filmem otwarcia będzie obraz "Orzeł. Ostatni patrol" w reżyserii Jacka Bławuta.
***
Napisz komentarz
Komentarze