Donald Tusk idzie po władzę?
Tak. Jego wystąpienie podczas konwencji Platformy Obywatelskiej w Radomiu robiło wrażenie.
Szczególnie na politykach PiS, którzy od kilku dni się do tej konwencji odnoszą.
Nie tylko. Platforma pokazała, że wreszcie ma swoją narrację, atrakcyjną dla dużej grupy wyborców i która nie blokuje potencjalnej, wspólnej listy opozycji.
Ta narracja trafia pod strzechy?
Jest dobrze dopasowana do oczekiwań społecznych. Wielu wyborców właśnie to chciało usłyszeć, co mówił Donald Tusk.
Pani zdaniem ta konwencja pokazała, że Donald Tusk jest blisko ludzi i ich spraw? Czy może jak twierdzą niektórzy, ścigał się na populizm z Jarosławem Kaczyńskim?
W tym wystąpieniu przewodniczącego Tuska znalazły się oczywiście elementy populistyczne. Ale to nie był populizm w czystej postaci, czyli - damy wam wszystko, czego chcecie, tylko głosujcie na nas. Wręcz przeciwnie, padały słowa o tym, że trzeba wrócić do kontroli inflacji i wskaźników ekonomicznych, a nie do rozdawnictwa... jak leci. Lider PO odnosił się do sytuacji różnych grup społecznych. Mówił o spotkaniu z dwoma policjantami, którzy narzekali, że zamiast łapać przestępców, muszą stać na Nowogrodzkiej albo pod Sejmem, o byłej księgowej, której PiS dopiekł Polskim Ładem, o nauczycielach, którym ta władza w tym samym tygodniu, kiedy dała sobie - ministrom, prezydentowi, premierowi - podwyżki od 40 do 60 proc. - w tym samym czasie powiedziała polskim nauczycielom i nauczycielkom, że mogą dostać 4 proc. podwyżki itd. Na wyrost było jedynie sprowadzenie wszystkich problemów ekonomicznych – jak to określił Donald Tusk – do chciwości i głupoty PiS-u. Ale rozumiem, że na konwencjach partyjnych liczą się dobre hasła i emocje. Zwróciłam też uwagę na jego próbę rozmontowywania polaryzacji społecznej.
To znaczy?
Jego słowa były skierowane również do osób, które dotychczas głosowały na PiS ale nie są już tak pewne swojej decyzji wyborczej. Wspominając o policjantach, mówił, że oni nie są wrogami tylko ofiarami PiS, które nie chcą być wciągane do walki politycznej. Nie pokazywał także Kościoła jako wroga, tylko stwierdził, że został on upolityczniony przez PiS ze szkodą dla niego. To była próba wyjmowania całych segmentów elektoratu z PiS-u i pokazania im, że Platforma jest dla nich ciekawą alternatywą.
Tusk punktował w Radomiu władzę bezlitośnie.
Bo też sytuacja społeczna i polityczna sprzyja raczej opozycji, niż władzy. A Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki zamiast szukać remedium na drożyznę, rosnące raty kredytów czy galopujące ceny energii, podrzucają tematy zastępcze, które mają te bolączki przesłonić. To zabrzmi cynicznie ale Platforma przez inflację jest teraz w dobrej, politycznej sytuacji. Bo inflacja może być paliwem wyborczym. Jak wskazują badania międzynarodowe, Polska znajduje się na szczycie listy krajów, które nie tylko mają bardzo wysoką inflację, ale w których inflacja jest wskazywana przez obywateli jako najważniejszy problem stojący przed krajem. Jednocześnie badania sondażowe pokazują, że według obywateli Platforma jest partią najbardziej kompetentną w radzeniu sobie z problemami gospodarczymi. Jeśli PiS-owi nie uda się tej inflacji sprowadzić na mniej bolesne tory, to uważam, że nie ma szans na wygranie kolejnych wyborów.
Ale wybory mają się odbyć dopiero jesienią za rok.
Oczywiście. Ale ta inflacja jest bolesna dla elektoratów wszystkich partii. Tymczasem Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki przyjęli postawę spychania odpowiedzialności za nią na innych.
Można powiedzieć, że Donald Tusk dwoi się i troi na konwencji. A potem Grzegorz Schetyna w wywiadzie mówi, że „nie ma alternatywy dla trzeciej kadencji PiS”. Co się za tym kryje? Walka o władzę w Platformie?
Dla mnie to było zaskakujące.
Chyba dla większości polityków Platformy także.
Mam wrażenie, że dla Grzegorza Schetyny jest już za późno na walkę o władzę w partii. Teraz to jest raczej takie podgryzanie Donalda Tuska pod płaszczykiem troski o dobro opozycji. Chociaż w słowach Schetyny, że brakuje konkretów programowych, jest dużo prawdy. Ale nie zauważyłam, żeby on sam pochylał się nad tymi konkretami. To postawa hipokryty.
Jarosław Kaczyński również ruszył w Polskę. Nie oszczędza się. W weekend objechał cztery miejscowości. I wszędzie z tą samą retoryką, że… Krysia została Stasiem, a Staś Krysią. Transfobia, którą wzbudza, opłaci mu się politycznie?
Prezes i premier, podróżując po kraju, straszą albo Tuskiem, albo osobami trans. Oni nie zmieniają swojej strategii szukania tematów zastępczych dla przykrycia problemów ekonomicznych. Szukają wroga wewnątrz albo na zewnątrz kraju. Wrogami byli już imigranci, społeczność LGBT, kobiety, Unia Europejska. Teraz nadszedł czas na osoby trans. To sposób mobilizacji własnego elektoratu poprzez straszenie osobami trans, o których ich elektorat nie zawsze dużo wie.
Inflacja jest bolesna dla elektoratów wszystkich partii. Tymczasem Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki przyjęli postawę spychania odpowiedzialności za nią na innych
dr Agnieszka Kwiatkowska / politolożka i socjolożka, Uniwersytet SWPS
Ja te słowa prezesa odbieram raczej jako poniżanie, wyszydzanie osób transpłciowych, naigrawanie się z ludzkich tragedii.
Zgoda. W tych wypowiedziach Jarosława Kaczyńskiego są zarówno elementy poniżania jak też straszenia. Poniżanie ma pokazać, że osoby, które są wyborcami Jarosława Kaczyńskiego, są w pewien sposób lepsze od osób trans. Ale Kaczyński gra też na lękach, sugerując, że to jest jakaś moda na zmienianie sobie płci. To mobilizacja elektoratu przez strach przed zmianami zachodzącymi w sferze seksualności, w tym tożsamości i orientacji seksualnej. I może podziałać na elektorat, który nie nadąża za zmianami cywilizacyjnymi.
Prezes nie mówiłby tego, gdyby chciał się tylko naśmiewać czy szydzić z osób trans. On ma cel. To próba wplątania opozycji w kolejną wojnę ideologiczną.
Która to już wojna ideologiczna, jaką wywołuje PiS...
Temat osób transpłciowych prezes Kaczyński wywołał jeszcze przed konwencją PO i miał dokładnie na celu sprowokowanie Tuska. Wywołanie jakiejś jego reakcji. Donald Tusk próbował się do tego odnieść na konwencji. Ale to akurat wyszło mu mało przekonująco. To, że nie chciał nazwać problemu wprost, tylko opowiadał w sposób zawoalowany o osobach z problemami, o dzieciach, które wymagają pomocy, nie wyglądało najlepiej.
Jak PiS sobie radzi podczas objazdów Polski z tłumaczeniem inflacji i drożyzny? Premier Morawiecki znalazł sposób. Odpowiada, że to Donald Tusk równa się bieda.
Donald Tusk to największy wróg PiS. Ale ta narracja, że obecna inflacja to wina opozycji czy Tuska, jest już kupowana tylko przez nielicznych. Znaczna część pisowskiego elektoratu głosuje na tę partię ze względów światopoglądowych. To są osoby głęboko wierzące, które chcą jeszcze większego zaangażowania Kościoła w życie polityczne. Sprzeciwiają się zmianom obyczajowym, związanym z seksualnością, emancypacją kobiet. Nie uznają środowisk LGBT, a teraz jeszcze są straszone osobami trans. A drugą grupą są osoby, które obawiają się, że kurek z pieniędzmi zostanie zakręcony. Że jeśli opozycja dojdzie do władzy, to wstrzyma te transfery. I nie ufają opozycji, która za każdym razem powtarza, że ich nie ruszy. Że co jest dane, nie będzie odebrane.
Ale cały czas słyszymy, że jest grupa, która głosuje na PiS, ponieważ ta partia daje...
Grupa, która głosuje na partię Jarosława Kaczyńskiego dlatego, że jest ona gwarantem dobrej ekonomii, obecnie nie istnieje. Była jeszcze w 2015 i 2019 roku, będąc przekonana o kompetencjach ekonomicznych tej partii. Ale teraz widać, że te nieregulowane, chociaż cały czas zwiększane transfery powoli tracą swoje znaczenie w obliczu rosnącej inflacji.
Poniżanie ma pokazać, że osoby, które są wyborcami Jarosława Kaczyńskiego, są w pewien sposób lepsze od osób trans. Ale Kaczyński gra też na lękach, sugerując, że to jest jakaś moda na zmienianie sobie płci. To mobilizacja elektoratu przez strach przed zmianami zachodzącymi w sferze seksualności, w tym tożsamości i orientacji seksualnej. I może podziałać na elektorat, który nie nadąża za zmianami cywilizacyjnymi
dr Agnieszka Kwiatkowska / politolożka i socjolożka, Uniwersytet SWPS
Czy Zbigniew Ziobro przetrwa w Zjednoczonej Prawicy? Można odnieść wrażenie, że ostatnio przygasł nieco.
Zbigniew Ziobro ma wiele na sumieniu. Wplątał nas w konflikt z Unią Europejską przez niedostosowanie prawa i instytucji do wymagań unijnych. I to mu uchodziło na sucho. Ale teraz chyba przeholował. Dopóki Jarosław Kaczyński rządzi, to Ziobro będzie w Zjednoczonej Prawicy, bo jest mu potrzebny. Sam Ziobro zdaje się źle znosi to, że nie jest w pierwszym szeregu.
On się podporządkował Kaczyńskiemu. Ale w przyszłości to raczej niemożliwe, żeby się podporządkował innemu przywódcy po Kaczyńskim.
No i mamy kolejną aferę mailową. Minister Dworczyk miał konsultować z prezes Trybunału Konstytucyjnego działania TK. Czy politologa to jeszcze, mówiąc kolokwialnie, podnieca?
Kiedyś afery takiego kalibru w polityce kończyły się dymisjami lub nawet upadkiem rządu. Teraz wypływają one codziennie, a my podchodzimy do tego jak do serialu. Śledzimy je i tylko śmiać nam się nie chce. Niemal każdego dnia dowiadujemy się, że łamane jest prawo, zasady demokracji, a winni pozostają bezkarni. Trudno jest pociągnąć ich do odpowiedzialności, bo PiS zablokowało część systemu sądowniczego. Opozycja przez to jest bezradna. Największą nadzieją są organy Unii Europejskiej, które są w stanie wymusić powrót do praworządności poprzez m.in wstrzymanie środków finansowych przeznaczonych dla Polski w ramach Krajowego Planu Odbudowy.
Były prezes TK Andrzej Rzepliński mówi, że ta sprawa z maili to wysadzenie w powietrze Trybunału Konstytucyjnego jako najważniejszego organu, który stabilizuje życie instytucjonalne w państwie.
Ostatni wyciek ze skrzynki mailowej ministra Dworczyka dostarczył jedynie potwierdzenia zjawiska, które obserwujemy na co dzień: podporządkowania Trybunału Konstytucyjnego rządowi. Ustalanie przez szefa kancelarii premiera z Julią P. (jak to zostało sformułowane w mailu) przyszłych rozpraw Trybunału, łamie zasadę trójpodziału władz, która jest podstawą demokracji.
Napisz komentarz
Komentarze