Premiera filmu „Johnny”, który opowiada o charyzmatycznym księdzu Janie Kaczkowskim, zaplanowana jest na 23 września. Z jakimi emocjami czekasz na nią?
Dla kogoś, kto przy takim przedsięwzięciu filmowym był od pierwszej myśli i pierwszych liter aż do ostatniej sklejki montażowej, pojawienie się filmu w kinach to zawsze niezwykłe przeżycie. A w moim przypadku to przeżycie będzie podwójne. Bo w tym samym czasie w księgarniach pojawi się książka mojego autorstwa pt. „Johnny”. To mocno rozszerzona wersja filmu, zawierająca więcej wydarzeń i sytuacji, będąca uzupełnieniem filmu. I ta podwójna wrześniowa premiera to moment, na który czekam. Ale to też zakończenie pewnego procesu, który dla mnie trwał niemal trzy lata.
Trzy lata od pierwszych słów scenariusza?
Od pierwszego treatmentu, czyli rozszerzonego opisu o czym ten film będzie opowiadał. Ten opis był podstawą zdobycia przede wszystkim akceptacji rodziny Kaczkowskich, która jest depozytariuszem wizerunku i dorobku księdza Jana. Akceptacja rodziny była niezwykle ważna, bo to ich ukochany syn i brat. No i zamierzałem przecież opowiedzieć o kimś, kto żył i działał. Dlatego dbałem o to aby czegoś nie przerysować albo nie dopowiedzieć. Ten wizerunek ma być prawdziwy od strony psychologicznej i merytorycznej.
Najważniejszą częścią były jednak rozmowy z Patrykiem, byłym podopiecznym księdza, który w filmie jest narratorem. To jego oczami i pamięcią opowiadam tę historię, zarówno w filmie jak i w książce.
To jest jego spojrzenie na księdza Kaczkowskiego?
To jego doświadczenie z księdzem Kaczkowskim. Patryk pracował w hospicjum, prowadzonym przez Jana w ramach kary, na którą sąd go skazał. Znali się dobrze z księdzem i lubili. Jest więc skarbnicą wielu opowieści, tych poważniejszych i anegdotycznych, które w filmie i książce się pojawią. „Johnny” to nie jest nudna historia o księdzu, zakładająca gloryfikację postaci…
Charyzmatycznej przecież…
To opowieść o człowieku, który miał ogromną odwagę. Jan chodził tam, gdzie inni nie chcieli chodzić. I rozmawiał z tymi, z którymi nikt już nie chciał rozmawiać albo nie potrafił. Dostrzegał w tych ludziach coś, czego oni sami nie dostrzegali w sobie. I on we właściwy sposób ich motywował.
Ale fabuła jest sensacyjna. Ma swoje tempo i brawurę.
Na czym ta sensacyjność polega?
Każdy bohater jest z innej bajki. Z jednej strony jest ksiądz intelektualista, doktor bioetyki, prezes hospicjum i oczywiście duchowny. Z drugiej strony mamy uzależnionego od alkoholu i narkotyków recydywistę. Pytanie – czy są w stanie wspólnie się porozumieć? I czy recydywista, ćpun może radykalnie zmienić swoje życie? Ta mechanika zmiany jest sensacyjna i brawurowa. Chcę mocno podkreślić, to nie jest historia o hospicjum czy umieraniu lecz o zwycięstwie życia i miłości. I o tym czego wszystkim nam brakuje – czasu dla siebie.
Film jest już po kolaudacji.
Cała ekipa filmowa siedziała jak na szpilkach. Ale po kolaudacji zobaczyliśmy wzruszenie na twarzach widzów. Były łzy i owacja na stojąco.
A rodzice księdza Jana oglądali już film? Bo dla nich to na pewno wielkie przeżycie. Zwłaszcza, że Dawid Ogrodnik wciela się w postać ich syna fenomenalnie. Jest księdzem Janem, można powiedzieć.
Rodzice obejrzeli już film i dla nich to było ogromne przeżycie. Dawid jest absolutnie genialnym aktorem. A w przypadku tej roli osiągnął najwyższy poziom. Ale „Johnny” to gra dwóch wirtuozów polskiego kina. Bo Piotr Trojan jako Patryk wypadł równie genialnie.
Słyszałam, że w „Johnnym” pojawia się także pewien arcybiskup.
Nazwisko nasuwa się samo. Pokazaliśmy relacje księdza Jana z arcybiskupem, ich ogromne emocje. Nie będę zbyt wiele zdradzać. Powiem tylko, że to będą jedne z mocniejszych scen i przez to zapewne szeroko komentowane.
Ale nie to jest w tym filmie najważniejsze. Cieszę się, że premiera filmu i książki będzie miała miejsce w takim właśnie momencie historii, pełnym zagrożeń i złych sygnałów, którymi jesteśmy bombardowani, od pandemii, wojny w Ukrainie po inflację. Jestem przekonany, że ta historia jest dokładnie na ten czas i dla każdego z nas.
Dlaczego?
Bo pokazuje do jak wspaniałych rzeczy zdolny jest jednak człowiek. Że nawet najbardziej skrajne sytuacje nie muszą być czymś ostatecznym. Że zawsze jest możliwość zwycięstwa na przekór wszystkim trudnościom. Ale ten film to przede wszystkim zwycięstwo Jana. Bo on poprzez ten obraz w jakiś sposób dalej działa. „Johnny” mam nadzieję, wleje w ludzi ogromną dawkę wiary i optymizmu, bez względu na to, czy są osobami wierzącymi czy też nie.
Napisz komentarz
Komentarze