Taki Cybulski Zbigniew. Swojemu koledze z krakowskiej szkoły teatralnej Ryszardowi Moskalukowi zawsze kojarzył się z podróżami pociągiem. Moskaluk opowiadał mi kiedyś: - Zbyszek zajmował się w szkole organizacją imprez sportowych. Miał sporo papierkowej roboty. Jest sobota, razem mamy jechać do Katowic. Przychodzę po niego. Pociąg odchodzi o 14.30. Prosi, bym „chwilkę” poczekał. No to czekam. I czekam. I czekam. On coś pisze na maszynie. Widzę, że już nie zdążymy. No to może o 17.20? - proponuję. Dobra. Skończyło się na tym, że wyjechaliśmy o 19.50. A i tak na ostatnią chwilę („chwilkę!”) wpadliśmy na peron, wsiedliśmy nie do tego co trzeba wagonu i dojechaliśmy zamiast do Katowic, to do Oświęcimia.
Do legendy przeszło jednak inne spóźnienie Cybulskiego. Tym razem wybrał się w drogę z przyjacielem Bogumiłem Kobielą. Byli już wtedy bardzo sławni. Mieli udać się do Poznania, gdzie ktoś im zaproponował spotkanie z publicznością, za które każdy miał dostać – bagatela - po 3 tysiące złotych. Umówili się, że Kobiela wsiądzie do pociągu w Sopocie, gdzie mieszkał, Zbyszek - w Gdańsku. Pociąg dojeżdża do Gdańska, Kobiela wygląda przez okno, ale Cybulskiego, oczywiście, na peronie nie ma. Wbiegł na peronowe schody, gdy pociąg już ruszył. - Biorę taksówkę! - krzyknął tylko i rozpłynął się we mgle. W Tczewie to samo. Pociąg rusza, Cybulski na schodach. - Biorę taksówkę! - usłyszał Kobiela. W Gnieźnie było identycznie. W końcu dojechał już tą taksówką do samego Poznania. Za te trzy tysiące złotych, które pojechał zarobić.
Najsłynniejsze spóźnienie w jego karierze nieliczni już trójmiejscy teatromani pamiętają do dziś. Cybulski usiłował zdążyć na spektakl „Kapelusz pełen deszczu”, w którym grał główną rolę. A jechał prosto z festiwalu młodzieży, z Wiednia. Do tego, jakżeby inaczej, spóźnił się samolot (a może raczej to pan spóźnialski spóźnił się na samolot?), i tuż przed spektaklem dyrektor teatru Zygmunt Hübner dostaje wiadomość, że aktor pojawi się w Gdańsku, owszem, tyle że godzinę później... W teatrze, który mieścił się wtedy w budynku opery, czekało na Cybulskiego... tysiąc osób. Godzinę czekali na spektakl! Nikt nie wyszedł, nikt nie miał pretensji, ponoć nawet nikt nie ruszył się z miejsca!
A Cybulski, jak to on, wpadł do teatru, zmienił koszulę, wszedł na scenę i po prostu zaczął grać.
Napisz komentarz
Komentarze