VIII Regionalna Bitwa Kulinarna pod hasłem „Jestkù z kartësczich strón”, której świadkami byliśmy 10 czerwca 2022 już za nami. Impreza pomyślana tak, by popularyzować kuchnię regionalną odbywała się w gościnnym ogrodzie Muzeum Kaszubskiego w Kartuzach. Panie z oddziałów Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Gdyni, Luzinie i Przodkowie podjęły trud przygotowania dań konkursowych w sposób, który miał zyskać aprobatę jury, które obradowało pod przewodnictwem zawodowego szefa kuchni i edukatora Kazimierza Żołnowskiego dobrze znanego z organizacji cateringu na wielu regionalnych imprezach w powiecie kartuskim.
Wydaje się, że niewiele można nowego powiedzieć w zakresie wykonywania tak znanych potraw, a jednak każda z zup była nieco inna, ich aromat i smak zależał w dużym stopniu od samych kartofli, bo to one stanowią wszakże główny jej składnik, ale o wygranej zadecydowały szczegóły.
Myślę, że zwycięska drużyna, która była ostatnią gotową do podania jury swoich potraw przyjęła dobrą metodę. W kuchni szybko można ugotować wodę na herbatę. Gotowanie powolne pozwala na uwolnienie się znacznie większej ilości smaków i aromatów, które nie odparują, a pozostaną w esencjonalnym wywarze, jak to było w przypadku zupy. Jako, że wszystkie zespoły zdecydowały się na okraszenie swojej zupy podsmażoną wędliną, trzeba przyjąć, że efekt reakcji Maillarda zachodzącej w trakcie zrumieniania boczku, najlepiej przysłużył się wędlinie z Luzina. Panie miały swoją tajemnicę, ale mam wrażenie, że po prostu ich boczek był zrobiony metodą najbardziej zbliżoną do tradycji, więc i smak był zadowalający.
Wydawać by się mogło, że w sprawie śledzia w śmietanowym sosie powiedziano już wszystko, ale widać było, że komisja wyraźnie rozpoznawała detale różniące potrawy. Najwięcej różnic odnotowano jednak w przypadku napoju żniwnego z tartych ogórków z koperkiem. Zarówno sam stopień rozdrobnienia ogórków, jak i drobiazgowość poszatkowania dającego orzeźwiający aromat koperku stanowiły o tym, że każdy napój miał swój charakter. Warto w tym miejscu dodać, że onegdaj podobny napój sporządzano nie na wodzie, a z kwaśnej serwatki zebranej po zrobieniu twarogu.
Oczywiście dbałość o środowisko, a więc zaniechanie rozpalania ognia sprawiło, że wafle nie miały może tego specjalnego charakteru jak te pochodzące z pruskiej waflownicy wkładanej przez babcię w fajerki kuchennego pieca, ale zarówno jury, jak i goście byli zadowoleni. Zabawnym był moment, w którym pani z gdyńskiego zespołu bijąca śmietanę do wafli powiedziała, że tak się w tym zapamiętała, że zaraz ubije masło.
Ostatecznie rozgrywki zakończyły się sukcesem zespołu z Luzina.
Jako obserwator zmagań, ale jednocześnie osoba zainteresowana kuchnią regionalną, mimo ogólnie dobrej oceny zaangażowania uczestników i organizatorów, mam pewien niedosyt wynikający z wiedzy, która jak się okazało potrafi uwierać. Chodzi o to, że mając świadomość tego, że właśnie powiat kartuski był przed wojną zapleczem szparagowym Wolnego Miasta Gdańska, chętnie widziałbym w konkursie właśnie dania ze szparagów. Gotując je można byłoby prowadzić ciekawą dyskusję zarówno o tym, jak się te szparagi na Kaszubach uprawiało, jak je przyrządzało. Można by wspomnieć, że na przykład te z podsmażoną bułeczką często nazywane były szparagami po niemiecku, bądź przywołać regionalne danie funkcjonujące w początku ubiegłego wieku sezonowo w restauracjach gdańskiego Brzeźna, a to młode kury podawane ze szparagami. Pikanterii takich opowieści dodałaby z pewnością historia, która miała miejsce w Kartuzach tuż przed wojną, gdy starosta za publiczne pieniądze i wykorzystując podległych pracowników zorganizowała szparagarnię, z której zyski przekazywał na BBWR.
Cieszę się, że mieszkańcy Kaszub podejmują się takiego współzawodnictwa, ale namawiałbym organizatorów, władze Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, do przekucia tego, co już jest sukcesem w jeszcze większy sukces, a mianowicie w stworzenie z tej imprezy programu badania kaszubskich kulinariów, w którym to badaniu odejdzie się od sztampowych, dobrze wszystkim znanych potraw, a sięgnie się głębiej do zeszytów po prababciach, by pokazać, że kuchnia ta nie była wcale tak bardzo biedna i składała się z ograniczonej liczby wariantów potraw. Nie ma się czego wstydzić. Wręcz przeciwnie. Przy okazji, program badania tych tematów skutkowałby również tym, że ocalone od zapomnienia mogłyby zostać liczne zeszyty z przepisami, które są świadectwem tego, jak tu się żyło przed laty.
W tegorocznych zmaganiach wygrał zespół z Luzina. Szczerze namawiam do wysiłku polegającego na wyszukaniu specjalności tej części Kaszub. Kto wie, może powinno to być danie z wykorzystaniem sera z nieistniejącej już mleczarni. „Gazeta Kaszubska” wydawana wiek temu w Wejherowie, publikowała multum ogłoszeń, z których wynika to, co na stołach mogło się znajdować. Wystarczy poszukać, do czego namawiam.
Napisz komentarz
Komentarze