Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Mamy, mamki, karmicielki… Kim są matki-dawczynie i jak działa Bank Mleka Kobiecego?

Jest ich zaledwie garstka na Pomorzu. Razem trzynaście. Mając własne małe dzieci, pomagają dziesiątkom wcześniaków i chorych noworodków. Dzielą się z nimi jednym z najważniejszych leków – matczynym pokarmem.
Anna Struck
(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

– Wierzę w to, że kiedy dobro się puszcza w świat, ono wraca – mówi Dorota Cząstka z Gdyni, mama czteroletniego Teodora i trzymiesięcznej Łucji. – Czuję, że ma sens. I wartość. Każdy dojrzewa do momentu, gdy dociera do niego, że nie ma w swoim życiu niczego lepszego niż pomoc innym. A gdzie inwestować swój czas i zaangażowanie, jak nie w młode pokolenie, które będzie budować świat?

Dorota wcześniej wiedziała, że na Pomorzu funkcjonują Banki Mleka Kobiecego, gdzie można oddawać pokarm dla przebywających na oddziałach intensywnej terapii noworodka maleństw. Kiedy Łucja przyszła na świat, zaczęła sama szukać z takim bankiem kontaktu. Znalazła adres na stronie Szpitali Pomorskich, wysłała maila.

Anna Struck, mama trzyletniej Poli i maleńkiej Lili została honorową dawczynią mleka wcześniej, po narodzeniu starszej córeczki.

– Miałam nawał pokarmu – wspomina Anna. – Mogłabym spokojnie wykarmić bliźniaki. Położna, która przyszła do mnie na wizytę patronażową, powiedziała o Banku Mleka. Tak tam trafiłam.

Anna Struck
(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

Nawał mleka też jest problemem. Trzeba je ściągać, przelewać do butelek. Najpierw pomroziła zapasy, ale w zamrażarce nie było już miejsca. Przyjeżdżał kurier, zabierał nawet po 30 butelek.

Przez siedem miesięcy karmienia Poli Anna przekazała do Banku Mleka niemalże 20 litrów pokarmu. Do tej pory, karmiąc Lilę – około 5 litrów.

Podpytała się, gdzie trafia jej pokarm. Usłyszała, że jest ogromne zapotrzebowanie. Mleko przewożone jest do szpitala w Gdyni, Wejherowie, do Pucka, na gdańską Zaspę, gdzie czekają na nie wcześniaki.

Poczuła ciepło w sercu.

– Super, że mogłam się podzielić, a nie wyrzucać – uśmiecha się Ania.

Czy wie, ile mlecznych braci i sióstr mają jej córeczki?– Myślałam o tym.

Nie wiem, gdzie to mleko krąży, nie znam dzieci, ale bardzo ważna jest świadomość, że moje mleko jakiemuś maleństwu pomaga.

Anna Struck

Matka umie się dzielić

Od wieków matki dzieliły się pokarmem. Zwłaszcza wtedy, gdy nie było jeszcze sztucznych mieszanek, a brak mleka u rodzonej matki oznaczał śmierć dziecka. Wówczas maleństwo ratowała kobieta z sąsiedztwa, która przez kilka pierwszych miesięcy jego życia przystawiała do piersi dwoje niemowląt.

Mamka była także zawodem. Już od czasów starożytnych bogate kobiety angażowały do tej roli najpierw niewolnice, a później – od czasów średniowiecza – ubogie wieśniaczki. W arystokratycznych rodzinach uważano, że damie nie przystoi karmić dziecka, ponadto przekonanie, że karmienie piersią uniemożliwia ponowne zajście w ciążę nakazywało jak najszybciej przerwać laktację. Dzieci tuż po porodzie oddawano mamkom, które wywoziły je na wieś nawet na dwa, trzy lata. Zwiększało to, i tak dużą, śmiertelność wśród niemowląt. Po pierwsze, mleka nie starczało mamkom dla rodzonych dzieci, które ginęły z głodu, po drugie, arystokratyczne potomstwo także umierało, z powodu braku pokarmu i złych warunków bytowych na wsi.

Zawód mamki zaczął zanikać na początku XX wieku, gdy Szwedzi wynaleźli mleko w proszku. Nie oznaczało to jednak końca bezinteresownego dzielenia się mlekiem.

– Byłam taką karmicielką – mówi pani Halina, emerytowana gdyńska farmaceutka. – Po urodzeniu syna na początku lat 60. koleżanka, lekarz pediatra, poprosiła mnie o pomoc dla dziecka lekarskiego małżeństwa, którego matka nie mogła karmić. Przez dwa miesiące, dzień w dzień odciągałam mleko do sterylnych butelek, ojciec przyjeżdżał wieczorem i je zabierał. Co z tego miałam? Wdzięczność rodziców i satysfakcję, że pomogłam.

Mleko kobiece. Pokarm i lek w jednym

Od wielu lat lekarze powtarzają, że nawet najlepsze preparaty nie zastąpią dziecku kobiecego mleka.

To lek i pokarm w jednym. Dziecko musi jeść, więc jest to pokarm. Wiadomo jednak, że składniki mleka kobiecego różnią je od mleka sztucznego, czyli mieszanek. Nawet te najnowocześniejsze są zbliżone składem do mleka kobiecego tylko w zakresie podstawowym – ilości tłuszczu, białka. Natomiast dodatkowe wartości, np. przeciwciała, interleukiny, nie pojawiają się w innym pokarmie niż kobiecy. Dlatego rola tego pokarmu jako czynnika leczniczego jest nieporównywalna.

dr Anna Toczyłowska / lekarz pediatra, specjalista neonatolog, ordynator oddziału neonatologii w Szpitalu Morskim im. PCK w Gdyni

Na Pomorzu działają tylko dwa Banki Mleka Kobiecego:

  • przy Uniwersyteckim Centrum Klinicznym (od 2017 roku)
  • przy Szpitalu Morskim im. PCK w Gdyni (od 2018 roku).

W pierwszej placówce mleko oddaje osiem matek, w drugiej – pięć. Przekazywanego przez nie pokarmu nie da się nigdzie kupić czy dostać. Przeznaczony jest tylko dla dzieci w ciężkich stanach, przebywających na oddziałach intensywnej terapii noworodka. Są to głównie wcześniaki, u których przewód pokarmowy jest jeszcze niedojrzały. Organizm matki nie był przygotowany na poród, dodatkowo doszedł ogromny stres, skutkujący brakiem laktacji. Trafiają też tam chore dzieci donoszone, karmione na intensywnej terapii pokarmem kobiecym.

Mleko, zbierane przez gdyński bank, dowożone jest nawet do szpitala w Słupsku.

– Nic się nie marnuje – mówi dr Toczyłowska. – Wcześniaki karmimy do 40 dni. To wystarcza. W szpitalach prowadzących najmniejsze wcześniaki, które przebywają tam dłużej, mleko podawane jest tak długo, na ile jest niezbędne. Potem dzieci otrzymują pokarm sztuczny.

Niektórzy przyrównują matki-dawczynie do honorowych krwiodawców. Wprawdzie nie jest tu potrzebna, jak w przypadku dzielenia się krwią, zgodność grupowa, ale kobiety decydujące się na oddawanie mleka poddawane są podobnym badaniom jak dawcy krwi. Mają m.in. robione badania wykluczające infekcje, ich mleko też jest później sprawdzane, by nie doszło do zakażenia jakimkolwiek drobnoustrojem bakteryjnym czy wirusowym karmionego później dziecka.

bank mleka kobiecego, Gdynia
(fot. Natalia Pietrzak)

Ile matek-dawczyń potrzebnych? Jak najwięcej!

– Mamy nas same znajdują – mówi Monika Biskup-Sierpińska, koordynatorka Banku Mleka Kobiecego przy gdyńskim szpitalu. – Gdzieś przeczytały, usłyszały. Mamy stronę Szpitali Pomorskich, stronę Banku Mleka. Obecną piątkę zebrałyśmy od kwietnia. Jedna z pań została zdyskwalifikowana.

Mleko przechodzi wiele procedur. Musi być dopasteryzowane, przebadane mikrobiologicznie. Jeśli posiew okaże się dodatni, dochodzi do dyskwalifikacji. Bywa, że kobieta zbierze nawet dwa i pół litra pokarmu, a posiew przekroczy normy. Wówczas mleko jest do wylania.

– To jest przykre – przyznaje Monika Biskup-Sierpińska. – Zgłaszają się do nas pacjentki świadome, które wiedzą, czemu to służy, i telefon z informacją o dyskwalifikacji z powodu nieprawidłowych wyników badań lub wskutek informacji z wywiadu medycznego czy brania pewnych leków, bywa dla nich ciosem.

Nie wszystkie leki wykluczają dawczynie. Dziś praktycznie co druga matka bierze leki na tarczycę. I to nie przeszkadza. Ale już nawet mała dawka leków przeciwdepresyjnych stanowi przeciwwskazanie.

PRZECZYTAJ TEŻ: W Gdyni obchodzono Światowy Dzień Honorowej Dawczyni Mleka Kobiecego

Medycy podkreślają, że posiew dodatni nie wyklucza karmienia własnego dziecka. W końcu niewiele matek karmiących robi sobie badania, i wszystko jest w porządku. Jednak mleko z banku przeznaczone jest dla szczególnie wrażliwych maluchów, z wagą nieprzekraczającą 2,5 kilograma. Tu trzeba zachować najdalej idącą ostrożność.

Tak czy inaczej matki-dawczynie są nadal poszukiwane.

– Ile jest potrzebnych? – powtarza pytanie koordynatorka Banku Mleka Kobiecego z Gdyni. – Jak najwięcej! Gdyby zgłaszało się pięć pań w każdym miesiącu, byłoby bardzo dobrze. Mogą się kontaktować z nami panie także spoza Gdyni, choć – nie ukrywamy – gdyniankom jest wygodniej. Chociażby dojechać na badania. A nasi kurierzy na razie dojeżdżają po mleko najdalej do Wejherowa.

Bank Mleka Kobiecego. Każda kropla się liczy

Dr Anna Toczyłowska nie ukrywa, że jest pełna podziwu dla matek-karmicielek. Mamy małych dzieci wiedzą, jak ciężkie są pierwsze miesiące po porodzie. Brakuje snu. Każda chwila dla siebie zostaje wyrwana z kołowrotu: karmienia, przytulania, przewijania, noszenia, sprzątania... Tu zgłaszają się dobrowolnie kobiety gotowe na dodatkową pracę.

– Ściąganie mleka nie jest wygodne – tłumaczy lekarka. – Kosztuje dużo czasu. A honorowe dawczynie poświęcają go dla innych dzieci. Robią to społecznie, nieodpłatnie. Bez przywilejów.

Dlatego doktor uważa, że należy, tak jak w przypadku honorowych krwiodawców, którzy mają symboliczne przywileje, zastanowić się nad podobnym uhonorowaniem matek.

– Może warto zwrócić się do władz samorządowych o łatwiejszy dostęp ich dzieci do publicznego żłobka czy przedszkola jako forma wdzięczności społecznej? – zastanawia się dr Toczyłowska. – Może w postaci dodatkowych punktów? Na taki gest powinno stać władze samorządowe.

Tak czy inaczej, trzeba szukać kolejnych matek. Bo te, które dziś pomagają, za jakiś czas przestaną przecież karmić.

Anna Struck
(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

– Jest nas za mało – mówi Anna Struck. – Nie wiem, jak bardziej rozpropagować dzielenie się mlekiem wśród matek? Gdybym na początku nie miała nawału pokarmu i nie spotkała świadomej położnej, sama bym tego nie wymyśliła. A przecież dla dzieci przebywających w szpitalach każda kropla się liczy! Może szkoły rodzenia powinny więcej o tym mówić?

– Kiedy usłyszałam podczas spotkania w szpitalu, że jest nas zaledwie piątka, pomyślałam, że powinno być nas co najmniej dwa razy więcej – dodaje Dorota Cząstka. – Początkowo myślałam że nie ma po co się chwalić tym, co robię. Teraz uważam, że warto mówić, by pomagać. Bo jeśli kogoś namówię, to będzie dwa razy więcej dobra, prawda?


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama