Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Wyrok dla kierowcy „homofobusa”. Pół roku prac społecznych i ponad 5 tys. zł do zapłaty

Pół roku prac społecznych i prawie 5,5 tysiąca złotych do zapłaty – taki wyrok usłyszał kierowca furgonetki prezentującej i odtwarzającej na ulicach Gdańska z głośników treści przeciwko osobom LGBT, nazywanej też „homofobusem” lub „pogromobusem”. Sąd uznał, że mężczyzna naruszył granice wolności słowa i prezentował przekaz, którego celem jest wzbudzenie niechęci wobec osób homoseksualnych i niepoparte dowodami obwinianie ich o skłonności pedofilskie. Wyrok nie jest prawomocny.
Furgonetka Fundacji PRO na ulicach Gdańska – luty 2019 roku | źródło zdj. FB Tolerado
Furgonetka Fundacji PRO na ulicach Gdańska – luty 2019 roku 

Autor: Tolerado

Z subsydiarnym aktem oskarżenia przeciwko Adrianowi M., który miał zasiadać za kierownicą głośnej furgonetki jeżdzącej po Gdańsku pomiędzy 14 lutego, a 1 marca 2019 roku, wystąpiła prokuratura wspólnie z oskarżycielami posiłkowymi – Stowarzyszeniem na Rzecz Osób LGBT+ „Tolerado” i działaczami tej społeczności.

Plandeka auta prezentowała emitowane również z umieszczonych na nim głośników hasła z ilustracjami takie jak: „Pederaści żyją średnio 20 lat krócej”, „Czyny pedofilskie zdarzają się wśród homoseksualistów 20 razy częściej”, „70 proc. procent zachowań na AIDS dotyczy pederastów” oraz „31 proc. dzieci wychowywanych przez lesbijki i 25proc. wychowywanych przez pederastów jest molestowanych” czy przytoczone przez sędziego w ustnym uzasadnieniu wyroku „Tacy chcą edukować twoje dzieci” z obrazem roznegliżowanych mężczyzn i dopiskiem „powstrzymaj ich” oraz adres strony: „stoppedofilii.pl”.

- Dokonał z góry powziętego zamiaru, działając publicznie bez powodu, okazując przez to rażące lekceważenie porządku prawnego, pomówił osoby o orientacji homoseksualnej o takie zachowanie i właściwości, które mogłyby poniżyć te osoby w [oczach] opinii publicznej – zaznaczył omawiając działania Adriana M. sędzia Tomasz Jabłonowski z Sądu Rejonowego Gdańsk-Południe, który zdecydował się uznać oskarżonego za winnego pomówień i ukarać 6 miesiącami prac społecznych w wymiarze 20 godzin miesięcznie oraz nawiązką na rzecz Polskiej Akcji Humanitarnej w wysokości 5 tysięcy złotych i zapłatą 420 zł różnego rodzaju kosztów.

Jestem wysoce zdziwiony tym orzeczeniem. Pan oskarżony nie zrobił nic złego. Prowadził akcję związaną z ochroną najsłabszych przed pedofilią. Duże zdziwienie budzi to, że sąd uznał to za coś złego

Tomasz Złoch / radca prawny, obrońca Adriana M.

Sędzia jako najpoważniej godzące w dobre imię osób o nieheteroseksualnej orientacji, wskazał twierdzenia na temat rzekomo powszechniejszej wśród nich pedofilii. Czyny pedofilskie określił jako „najpoważniejsze przestępstwa, budzące powszechną odrazę”, a ich zarzucanie miało jak argumentował dyskwalifikować takie osoby m.in. pod kątem pracy edukacyjnej. Przy czym, jak wskazano – oskarżony nie dowiódł przed sądem prawdziwości twierdzeń na temat rzekomych skłonności osób LGBT+, a badania.

Jak ocenił sąd, celem Adriana M. było wzbudzenie niechęci wobec osób homoseksualnych, a jego czyn naruszył granice wolności słowa. Twierdzenia oskarżonego, który przekonywać miał, że za kierownicą furgonetki siedział jako zawodowy kierowca, nie przekonały sędziego, bowiem w toku procesu ujawniono, że mężczyzna udzielał się wcześniej w ramach działalności Fundacji Pro – Prawo do Życia, do której należy samochód. Przyznano jednak, że sprawca motywowany był walką o wartości - tak jak je postrzegał, a więc nie dopuścił się czynu chuligańskiego. Jednak sąd społeczną szkodliwość czynu określił jako „wysoką”, bowiem m.in. forma przekazu była narzucana osobom, które mogły sobie tego nie życzyć, w tym dzieciom, a furgonetka jeździła po Gdańsku przez 2 tygodnie.

Zobacz: Trójmiejski Marsz Równości odbędzie się 28 maja. Organizatorzy proszą o wsparcie marszu

- Jestem wysoce zdziwiony tym orzeczeniem. Pan oskarżony nie zrobił nic złego. Prowadził akcję związaną z ochroną najsłabszych przed pedofilią. Duże zdziwienie budzi to, że sąd uznał to za coś złego – komentował radca prawny Tomasz Złoch, obrońca Adriana M. - Pan oskarżony miał już sporo podobnych spraw. Ze wszystkich wyszedł w drugiej instancji obronną ręką. Wierzę, że i w tym przypadku będzie podobnie – zadeklarował i nazwał wyrok „wysoce nietrafnym”.

- Podpisuję się pod tym wyrokiem. Uważam, że jest on jak najbardziej słuszny – zaznaczył z kolei adwokat Marcin Kochanowski, reprezentujący współautorów aktu oskarżenia. - Sąd przede wszystkim rozprawił się z tym argumentem podnoszonym w toku postępowania iż działanie oskarżonego mieściło się w granicach wolności słowa gwarantowanej Konstytucją. Trzeba podkreślić jedną kwestię: wolność słowa w żadnym porządku prawnym, w żadnym kraju nie ma charakteru absolutnego, ona zawsze jest limitowana i te limity zależą zawsze od demokratycznego państwa prawa i w tym przypadku nie może ulegać wątpliwości, że działania oskarżonego te granice w sposób drastyczny i jednoznaczny przekroczyły. Dlatego absolutnie nie jestem w stanie zgodzić się z argumentacją, która stanowiła podstawę linii obrony, która tak naprawdę wyrażała się w powołaniu na tę wolność słowa – dodał.

Przekaz Fundacji PRO mecenas nazwał „nienawistnym”, zaś charakter orzeczenia - precedensowym i zapowiedział, że wystąpi o pisemne uzasadnienie wyroku, choć równocześnie właściwie wykluczył apelację.

Trzeba podkreślić jedną kwestię: wolność słowa w żadnym porządku prawnym, w żadnym kraju nie ma charakteru absolutnego, ona zawsze jest limitowana i te limity zależą zawsze od demokratycznego państwa prawa i w tym przypadku nie może ulegać wątpliwości, że działania oskarżonego te granice w sposób drastyczny i jednoznaczny przekroczyły. Dlatego absolutnie nie jestem w stanie zgodzić się z argumentacją, która stanowiła podstawę linii obrony, która tak naprawdę wyrażała się w powołaniu na tę wolność słowa

Marcin Kochanowski / adwokat reprezentujący stowarzyszenie Tolerado

Zadowolenia nie krył też Jacek Jasionek, prezes Stowarzyszenia Tolerado i oskarżyciel posiłkowy. W rozmowie z dziennikarzami podkreślił, że wbrew powtarzanym twierdzeniom przedstawicieli Fundacji PRO o tym, że akcja nie jest wymierzona w konkretne osoby ani organizacje, sąd uznał ją za zniesławienie, które jest przestępstwem.

- To nas bardzo cieszy, bo to nie jest jedyny proces, który wytoczyliśmy. Ważniejszy i istotniejszy jest proces wytoczony panu Mariuszowi Dzierżawskiemu, jako prezesowi zarządu PRO Prawo do Życia. Mamy nadzieję, że ten wyrok zostanie powtórzony także w przypadku pana Dzierżawskiego – powiedział Jacek Jasionek. - Istotną rzeczą jest to, że sąd uznał, że ten czyn ma wysoką szkodliwość społeczną i bardzo dużo czasu sędzia poświęcił uzasadnieniu tego stwierdzenia, cytując treści, które były kolportowane przez oskarżonego i uznając, że to jest oczywiste, że te treści są szkodliwe – wyjaśnił.

Czytaj też: Homofobiczna furgonetka. Jest finisz procesu w głośnej sprawie


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama