Tu umierali ludzie. Winni i niewinni. Nagle, okrutnie, w cierpieniu i bez nadziei. Wybudowana w latach 1379–1382 Wieża Więzienna początkowo wprawdzie pełniła funkcje obronne, ale ponad 200 lat później, w 1587 r., dobudowano do niej obiekt o ściśle określonym przeznaczeniu - Katownię. Dzieła dopełniło zamontowanie na wschodniej ścianie wieży miejskiego pręgierza, gdzie dokonywano egzekucji. W Gdańsku wyroki wykonywano przez powieszenie, ścięcie, łamanie kołem lub spalenie na stosie.
Wśród 16 cel, trzy były pozbawione okien. Trzymano w nich najgroźniejszych przestępców. Pod dziedzińcem znajdowała się Nora Żmij (choć prof. Andrzej Januszajtis tłumaczy nazwę jako Wydrzą Norę), gdzie umieszczano buntujących się więźniów,by nie mieli szans na ucieczkę. Jak czytamy w Gedanopedii :"Główną funkcją sali na 1 pierwszym piętrze były przesłuchania. Na opornych delikwentach wymuszano zeznania, zazwyczaj przez rozciągnięcie na ławie i chłostę lub przez ściskanie kciuka śrubami, przy czym jednak zalecano umiar. Przesłuchaniem kierował sędzia w obecności podsędka, męki zadawał kat ze swoimi pachołkami."
I choć Katownia w połowie XIX wieku przestała pełnić funkcje miejsca kaźni, a dziś w jej murach mieści się Muzeum Bursztynu, wiążą się z nią opowieści, które mogły jeżyć włosy na niejednej głowie...
Najpierw legendy
W celi przeznaczonej dla skazańców, zwanej Izbą Żałobną, na wykonanie wyroku miało oczekiwać małżeństwo. Popełnili zbrodnię okrutną - zabili swoje dzieci. Sumienie nie pozwoliło matce i ojcu doczekać śmierci z ręki kata. Wyrodni rodzice sami się powiesili. I ponoć przez długie lata widziano ich, snujących się po celi, ze sznurami na szyjach.
Inna legenda, przywoływana przez prof. Andrzeja Januszajtisa opowiada o okrutnej córce kata. Dziewczyna zakochała się w strażniku więziennym, a gdy ten odrzucił jej awanse - postanowiła się zemścić. Wykradła byłemu ukochanemu klucze i ...wypuściła jednego z groźniejszych więźniów. Podejrzenia spadły na strażnika, który został osądzony i skazany na ścięcie. Kat jednak znał charakter córki. Zaczął coś podejrzewać i postanowił ratować chłopaka. Przebiegła dziewczyna zorientowała się w planach ojca - najpierw go otruła, a potem przebrana w strój kata, osobiście ścięła głowę niedoszłemu kochankowi.
Sprawiedliwości stało się jednak zadość - zbrodnie wyszły na jaw, a dziewczynę spalono na stosie.
Telefon do egzorcysty
Na początku XXI wieku o Katowni znów zrobiło się głośno. Na stronie Pomorskiego Forum Eksploracyjnego w wątku "Katownia" zaczęły pojawiać się wpisy osób, związanych z zabytkowym obiektem. Jeden z nich, autorstwa mężczyzny pracującego przy konserwacji, informował: "Ochroniarze z Katowni opowiadali mi, że tam straszy. I nie słyszałem tego od jednego, lecz od trzech, co tam pracowali nieraz w nocy. Słyszeli różne głosy, kroki, ktoś otwierał im drzwi od kanciapy i takie różne. Mówili, że da radę się do tego przyzwyczaić, ale i tak człowiek zawsze się jakoś nieswojo czuje...".
Można byłoby potraktować to jako próbę "wkręcenia" kolegów, ale w tym samym czasie pracownicy muzeum zadecydowali o potrzebie...wezwania księdza. I to nie byle kogo, bo samego ks. Andrzeja Kowalczyka, pełniącego funkcję egzorcysty diecezji gdańskiej.
Nieżyjący już ks. Kowalczyk (zmarł w lutym 2021 r. na covid ) był osobą o szczególnej charyzmie. Nie odmówił muzealnikom. Potem, gdy pytałam go o odczucia związane z pobytem w zabytkowym budynku , odparł, że w Katowni nic nie czuł, nie widział i nie słyszał. - Są miejsca nawiedzone, ale wiąże się to bardziej z odprawianiem kultów satanistycznych, okultyzmem, okolice różnych kręgów kamiennych - tłumaczył. - A tu? Może, tak jak w przypadku więzień i aresztów, wiązać się to z życiem, w którym było dużo zła. I właśnie to nagromadzone zło rani człowieka, świadomość jego istnienia nie pozwala mu czuć się w tym miejscu swobodnie.
Informacje o duchach zdementowała ówczesna kierownik oddziału Muzeum Bursztynu, sugerując, że legendę wymyślił - zapewne dla sławy - młody człowiek zatrudniony tu na krótki czas.
Coś się obracało
Dr Andrzej Gierszewski, rzecznik Muzeum Gdańska, pytany o zjawiska nadprzyrodzone, odpowiada ze śmiechem: - Śmiało może pani napisać, że muzealnicy są z natury nawiedzeni, więc jak straszą, to sami siebie pomysłami na wystawy albo wydarzenia. A ściągnięcie egzorcysty? Skoro to jest zespół przedbramia, to byli tu więźniowie. Jest też cela, w której powychodziły na cegłówkach masowo ślady krwi. Kiedy więc coś zapiszczy, zaświszczy, bo stolarka okienna jest , jaka jest, są tacy, którzy uznają, że duch za nimi chodzi i egzorcystę wezwą. A czy egzorcysta coś z tego faktycznie zrobi? Nie wiadomo.
Muzeum Bursztynu rezydowało w Katowni przez 15 lat. Choć przed trzema laty, w lipcu 2024 r. przeniosło się do Wielkiego Młyna, we wcześniejszych relacjach zwidy się pojawiały.
Andrzej Gierszewski uważa, że tylko jeden eksponat miał w Muzeum Bursztynu prawo kogokolwiek straszyć nocą. To Obcy.
ZOBACZ TEŻ: Samobójstwo 11-osobowej rodziny. Tajemnicza historia willi w Sopocie
Obcy jest rzeźbą autorstwa zmarłego w 2014 r. Adama Mirowskiego. Ma 60 cm wzrostu, waży prawie trzy kilogramy i przypomina bohatera filmu „Obcy. Ósmy pasażer Nostromo" w reżyserii Ridleya Scotta . - Wychodził z gabloty i przechodził szybami wentylacyjnymi, strasząc ochroniarzy - mówi, nie do końca z powagą w głosie , rzecznik Muzeum Gdańska. - A w Muzeum Bursztynu szybów wentylacyjnych jest co niemiara...
Żarty żartami, ale już nieco bardziej na serio mój rozmówca dodaje: - Od pracowników ochrony usłyszałem, że w muzeum był eksponat, który się nocą sam z siebie obracał w gablocie. Pytałem, który to, ale nie chcieli mówić. Może więc być tak, że duchy po prostu lubią bursztyn?
Tylko dlaczego uspokoiły się po przeprowadzce?
Napisz komentarz
Komentarze