Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Koniec procesu w sprawie tragicznego pożaru hospicjum w Chojnicach. Wyrok za dwa tygodnie

Przed Sądem Rejonowym w Chojnicach zakończył się przewód sądowy w sprawie tragicznego pożaru, do którego doszło w hospicjum w Chojnicach. W styczniu 2020 roku zginęło czworo pacjentów, a wielu pensjonariuszy zostało rannych. Prokuratura wystąpiła wobec oskarżonych członków zarządu Fundacji Palium i dyrektorów hospicjum Barbary Bonny i Jerzego Krukowskiego o rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata oraz grzywnę po 60 tys. zł. Oskarżeni od początku nie przyznają się do stawianych zarzutów i poprosili sąd o uniewinnienie. Wyrok zapadnie 25 września.
Chojnice, pozar hospicjum Chojnice
Przed Sądem Rejonowym w Chojnicach zakończył się przewód sądowy w sprawie tragicznego pożaru, do którego doszło w hospicjum w Chojnicach.

Autor: OSP Charzykowy

Zdaniem Prokuratury Okręgowej w Słupsku, zgromadzony materiał dowodowy nie pozostawia najmniejszych wątpliwości, że oskarżeni dopuścili się zarzuconych im czynów.

- Dowody wykazały, że oskarżeni Barbara Bonna i Jerzy Krukowski, mając w swoim zakresie obowiązków nadzór nad prawidłowym funkcjonowaniem hospicjum, poprzez swoje działania i zaniechania nieumyślnie doprowadzili do śmierci czworga pacjentów, a u pozostałych do doznania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, realnie zagrażającemu ich życiu oraz do innych obrażeń ciała. Dlatego w imieniu Prokuratury Okręgowej w Słupsku wnoszę o uznanie obu oskarżonych o winnych – mówił podczas ostatniej rozprawy prokurator Andrzej Malczewski

Prokuratura zażądała w stosunku do każdego z oskarżonych kar jednego roku pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem na okres próby na trzy lata. Ponadto oboje oskarżeni mieliby zapłacić grzywnę po 60 tys. zł, świadczenia pieniężne po 30 tys. zł na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonych oraz opłacić koszty i opłaty sądowe, a także ponieść koszty procesu. Oboje oskarżeni mieliby też zapłacić nawiązki na rzecz oskarżycielki posiłkowej 5 tys. zł i nawiązki na rzecz jednego z pokrzywdzonych po 10 tys. zł.

Obrońcy obu oskarżonych podkreślali, że hospicjum w Chojnicach było prowadzone przez zarząd wzorowo, a personel w momencie wybuchu pożaru wywiązał się ze swoich obowiązków znakomicie. Obrońcy wskazywali też, że nawet gdyby w hospicjum były zamontowane hydranty, o co wystąpiła wcześniej do prowadzących hospicjum straż pożarna, to i tak nie dawało to żadnej gwarancji, że pożar udałoby się personelowi ugasić przed przyjazdem służb i uratować życie pensjonariuszy. 

- To była największa tragedia w hospicjum w Chojnicach, ale i jedna z największych w całym województwie pomorskim. Główny zarzut dotyczący członków zarządu Palium jest taki, że mimo zalecenia wydanego osiem miesięcy wcześniej przez straż pożarną nie zamontowano w budynku hydrantów. Oczywiście, skoro było takie zalecenie, to należało je zrealizować albo poprosić o przedłużenie terminu, ale naszym zdaniem okoliczność braku tych hydrantów nie jest w tej sprawie istotna. Powstaje tylko pytanie po co te hydranty w hospicjum i komu miałyby służyć w tej konkretnej sytuacji? Naszym zdaniem były one bezużyteczne, bo nie skorzystałyby z nich będące tej nocy na dyżurze pielęgniarki, ani przybyli strażacy, którzy w takich przypadkach zawsze korzystają z własnego źródła wody. Również w tym przypadku po przyjeździe nie szukaliby tych hydrantów. Tak więc czy istnieje związek przyczynowy między pożarem i śmiercią a brakiem hydrantu? Ja takiego związku nie widzę. Moim zdaniem hydranty nie uratowałyby życia tych osób – przekonywał obrońca Barbary Bonny Tomasz Kopoczyński.

Podkreślał on również, że jego zdaniem personel hospicjum był wyszkolony bardzo dobrze i to nie tylko w tym, ale też w innych miejscach swojej zawodowej pracy. 

- Naszym zdaniem to hospicjum było bardzo sprawnie i bardzo prawidłowo, wręcz rygorystycznie, zarządzane. Oboje członkowie zarządu są wybitnymi specjalistami służby zdrowia. Nie wyobrażam sobie, by mogli cokolwiek zaniedbać – podkreślał Kopoczyński. 

Oskarżeni nie przyznają się stawianych zarzutów. Oboje poprosili sąd o uniewinnienie (fot. Olek Knitter | Zawsze Pomorze)

Natomiast Krzysztof Kanty, obrońca Jerzego Krukowskiego, mówił, iż trudno stawiać zarzuty jego klientowi, gdy pożar nie wybuchł z powodu złamania zasad czy naruszenia rozwiązań technicznych.

- Obiekt hospicjum był absolutnie prawidłowo przygotowany do funkcjonowania. Stopień prawdopodobieństwa, że wybuchnie w nim pożar był znikomy, wręcz żaden. Personel pielęgniarski i opiekuńczy był przygotowany do sprawowania pieczy nad pensjonariuszami, ale nie do przeciwdziałania pożarowi, a już na pewno nie takiemu, jaki się zdarzył. Do wybuchu pożaru doszło bez udziału kogokolwiek z zarządu i personelu hospicjum. Nie było z ich strony żadnego zaniedbania, które mogłoby wpłynąć na zwiększenia stopnia prawdopodobieństwa powstania pożaru - mówił obrońca Krzysztof Kanty, który również odrzucał oskarżenia o dopuszczenie przez Jerzego Krukowskiego do pracy personel bez stosownych szkoleń. 

Kanty Wykazywał, że zeznania pielęgniarek są ze sobą sprzeczne i tak naprawdę one same podczas zeznań nie pamiętały szczegółów co do tego jakie i gdzie szkolenia przechodziły, a ostatecznie podczas samego pożaru zachowywały się w sposób prawidłowy i optymalny.

- Nie ma czegoś takiego, jak pewność, że dane szkolenie daje gwarancję, że szkolona osoba coś z tego szkolenia wyniesie. Forma szkoleń sprowadza się do tego, ze pracownik jest informowany o zasadach bezpieczeństwa i przeciwpożarowych i nie kończy się żadnym egzaminem. Jeśli ktoś nie jest zainteresowany takim szkoleniem i się nim nudzi, to nic z niego nie wyniesie i po czasie nic nie pamięta – mówił Kanty.

Oskarżeni nie przyznają się stawianych zarzutów. Oboje poprosili sąd o uniewinnienie. Wyrok zapadnie 25 września.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama