Bohaterami pana obrazów są ludzie na swój sposób szczęśliwi… Jest w nich pogoda i zgoda na świat.
Kiedy maluję, nie myślę o tym. Nie zastanawiam się, czy oni są z siebie zadowoleni, czy jest im dobrze. Na pewno maluję lekko, może dlatego wyglądają na uskrzydlonych…(śmiech) Choć pewna zaduma nad światem też w nich jest.
Postaci z pana obrazów, to jest jakaś cząstka pana?
One wychodzą z mojej głowy, więc to też jest moja historia. Mój stan ducha. Jednak trzeba zaznaczyć, że moje obrazy żyją też własnym, niezależnym bytem, wolnym ode mnie... Na pewno ja, jak ci moi bohaterowie, nie jestem człowiekiem – by tak rzec – poszukującym smutku. Zwłaszcza gdy zamykam się w pracowni, sam na sam z obrazem. Ktoś to przecież potem kupi, myślę sobie, powiesi na ścianie, staram się zatem, by te płótna emanowały jednak pozytywną energią.
Pana obrazy wiszą na ścianach w różnych zakątkach świata. Pańskim marchandem jest Francuz.
I to od ponad trzydziestu lat! Kiedyś Alain Duronsoy wpadł do mojej gdańskiej pracowni, zobaczył obrazy i został. Niebawem zaproponował wystawę we Francji, a potem kolejną i następną… Tak się zaczęło. Dziś to już starszy pan. To moje życie z Francją to, trzeba przyznać, był upojny czas...
Francja Francją, ale tłem pana dzieł jest polskie wybrzeże, głównie Sopot. Tu, w 1956 roku przyszedł pan na świat.
W Sopocie spędziłem trzy pierwsze dekady życia. Potem malowałem tam, gdzie rzucił mnie los. A teraz mieszkamy z żoną w Koleczkowie, na wsi. I chwalimy sobie. Las, jeziora, tutejsze wielkie śniegi, to wszystko z miejsca przeniosło się na moje płótna. Ale i Sopot wciąż wchodzi mi na obrazy!
Kiedy myśli pan o Sopocie…
Zawsze będzie mi bliski, w moim sercu pozostaje niezmienialny. Jestem przywiązany do moich pięknych wspomnień i nie zawsze podobają mi się obecne metamorfozy kurortu. Ale Sopot to jest coś, co nigdy ze mnie nie wyjdzie, choć dziś mieszkam na wsi wśród Kaszubów, a ci uważają mnie za swojego. Dla kogoś, kto dojrzewał w Sopocie w latach 60. XX wieku Sopot zawsze będzie specyficznym miejscem. Tamta atmosfera… Trudno to wyrzucić z serca.
Sopotu lat 60. już prawie nie ma...
Sopot zawsze pozostanie Sopotem.
W tym roku mija 40 lat od czasu, gdy ukończył pan gdańską ASP, 40 lat pracy artystycznej i ponad 3 tys. sprzedanych obrazów! Na pewno te pulchne kobiety mają takie wzięcie… Pamięta pan pierwszą, która pan namalował?
Ludzie często mnie o nie pytają... Kiedyś jeden z artystów spytany, dlaczego maluje takie grube kobiety, odparł: A mnie się wydaje, że one są chude....
Co pan odpowiada?
Że grube to piękne… Nie uwierzy pani, ale czasem pozuje mi moja szczupła żona… W tym wypadku nie sylwetka mnie jednak interesuje, a wyrażenie ruchu, gestu...
Żona lubi te pana dziewczyny?
Lubi moje malarstwo, chwali formy które przyjąłem. Moje bohaterki określa jako „dokarmione”, zauważa z zachwytem: Nogi mają zgrabne, jakie szczupłe w kostkach!
Wystawa: 6 września – 6 października 2024. Wernisaż 5 września o godz. 18
Napisz komentarz
Komentarze