Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Co trzeci oddział porodowy w Polsce może czekać likwidacja. Jak będzie na Pomorzu?

Jeśli w szpitalu rodzi się mniej, niż 400 dzieci rocznie, oddział porodowy może zostać zamknięty - wynika z projektu zmian ustawy o świadczeniach zdrowotnych finansowanych przez NFZ. Okazuje się, że co trzeci polski szpital nie spełnia zakładanych przez resort zdrowia kryteriów. Co czeka porodówki z Pomorza?
Likwidacja porodówek, porodówki na Pomorzu

Autor: Canva | Zdjęcie ilustracyjne

Zaplanowana przez resort zdrowia reforma sieci szpitali m.in wprowadza kryterium związane z liczbą udzielanych przez placówkę świadczeń medycznych. Mówiąc jaśniej - jeśli konkretny oddział przyjmie w ciągu roku mniej pacjentów, niż zakłada projekt, oddział wypada z sieci. W przypadku oddziałów ginekologiczno-położniczych ustalono, że liczba porodów w ciągu roku musi być "większa lub równa 400".

Do projektu ustawy dołączono m.in listę oddziałów ginekologiczno-położniczych. Wynika z niej, że kryteria zakładane przez Ministerstwo Zdrowia spełnia 220 na 331 porodówek w kraju. A to oznacza że co trzeci oddział może czekać likwidacja!

Jak wygląda sytuacja na Pomorzu?

- Nie będzie u nas żadnej rewolucji, bo już wcześniej część oddziałów została zlikwidowana - mówi dr Tadeusz Jędrzejczyk, zastępca dyrektora Departamentu Zdrowia Urzędu Marszałkowskiego. - Rodzi się mniej dzieci i utrzymanie tego potencjału nie ma sensu. Miejmy nadzieje, że pozostałe oddziały się obronią.

Monika Kierat, rzeczniczka pomorskiego oddziału NFZ potwierdza, że wszystkie pomorskie porodówki spełniają zakładane przez resort kryteria. - Wprawdzie w załączniku został wymieniony oddział w Sztumie z mniejszą, niż zakładano liczbą porodów, ale musiało dojść do pomyłki. Oddział ten został zamknięty jeszcze w ubiegłym roku - dodaje rzeczniczka funduszu.

W ostatnich pięciu latach liczba porodów spadła o jedną trzecią

Rozmowa z prof. dr hab. n.med  Krzysztofem Preisem, pomorskim konsultantem wojewódzkim w dziedzinie położnictwa i ginekologii.

Czy to dobry pomysł, żeby likwidować oddziały, które przyjmują mniej niż 400 porodów rocznie?
Pierwotnie nadzór krajowy wymagał minimum 500 porodów w ciągu roku, żeby istniała w ogóle porodówka. Jednak na przestrzeni ostatnich 5 lat liczba porodów zmniejszyła się o jedną trzecią. Jeszcze 6 lat temu mieliśmy w Polsce około 370 tysięcy porodów rocznie, w ubiegłym roku 274 tysiące, czyli o 100 tysięcy porodów mniej. W województwie pomorskim było 24 tysiące porodów, w ubiegłym roku niecałe 17 tysięcy. Zmniejszyło się automatycznie zapotrzebowanie na sale czy na łóżka porodowe.

Czy utrzymanie oddziału porodowego opłaca się szpitalom?
Nie. Porodówka to zobowiązanie, które trwa. Nie jest to chirurgia, czy okulistyka, czy laryngologia,  gdzie zabiegi planowane są codziennie. W mniejszych placówkach bywają takie dni, gdy rodzi się troje dzieci, ale i takie, kiedy nie ma żadnego porodu. Ale cały czas personel dyżuruje, łóżka porodowe czekają, sala operacyjna musi być w gotowości. Przy tym cena procedur położniczych ustalona przez NFZ jest karkołomnie niska. Przez wiele lat za poród płacono nieco ponad 1900 złotych. Wobec powyższego szpitale musiały dokładać do utrzymania oddziałów położniczych. W tej chwili, gdy liczba porodów jeszcze się zmniejszyła - a są szpitale, które mają po 200-300 porodów rocznie, rodzi się pytanie, czy taki oddział położniczy jest potrzebny. 

Nawet jeśli oznacza to pokonanie przez rodzącą kobietę kilkudziesięciu kilometrów do kolejnego szpitala?
Światowa Organizacja Zdrowia rzeczywiście zaleca, że poród powinien się odbyć w szpitalu najbliżej domu. Chyba, że jest jakiś powód medyczny, chorobowy, dla którego pacjentka musi jechać do  jednostki referencyjnej. Z drugiej jednak strony ze względów ekonomicznych utrzymanie porodówki przyjmującej rocznie 200 porodów nie ma sensu. Zabezpieczenie medyczne wymaga ciągłości,  gotowości sali operacyjnej, anestezjologów, których zresztą jest zbyt mało. Poza tym personel medyczny tam zatrudniony poniekąd traci kwalifikacje przez brak praktyki. Kolejny aspekt to brak specjalistów. Usłyszałem od konsultanta krajowego, że średnia wieku położników ginekologów to 62 lata. Połowa personelu jest w wieku emerytalnym. I choć ci ludzie są doświadczonymi praktykami ze starych czasów, kiedy istniało położnictwo klasyczne, to mimo wszystko ich wydolność jest ograniczona. W szpitalach po prostu brakowało specjalistów, szefowie oddziałów musieli po kilkanaście nocy spędzać w szpitalu. Wielu rezydentów po zakończeniu specjalizacji woli iść do opieki ambulatoryjnej, gdzie stawki są wyższe niż w szpitalu, nie ma dyżurów i wszystkie święta można spędzać z rodziną w domu.

Na Pomorzu, jak sprawdziłam, żaden szpital nie wypadnie z sieci. Tutaj już wcześniej zlikwidowano małe oddziały porodowe.
Wpłynęły na to istotne przesłanki. W przypadku szpitala w Człuchowie, gdzie oddział położniczy nie miał najlepszych warunków, sprawa była jasna - tam jest tylko 14 kilometrów do w miarę nowoczesnego szpitala w Chojnicach. W Bytowie i Miastku było bardzo mało porodów. Z kolei w szpitalu w Pucku warunki lokalowe były dramatyczne. Ten oddział był utrzymywany tylko dlatego, że znajdował się najbliżej oddalonego o ok. 45 km Helu. Z punktu widzenia ratownictwa medycznego konieczne było jego utrzymanie. W końcu na decyzji o likwidacji zaważył brak personelu.  Tam została w tylko jedna osoba! Również Sztum też się zamknął z powodu braku personelu i niedostatecznej liczby porodów.  Na szczęście w pobliżu są trzy szpitale (Kwidzyn, Sztum i Malbork) odległe  od siebie od 15 do 25 kilometrów. 

Czy dotarły do pana sygnały o problemach związanych z koniecznością pokonania przez rodzące kobiety dłuższych tras?
Nie mam takich informacji. Wiele problemów medycznych jest diagnozowanych zawczasu.  I te pacjentki są nierzadko wcześniej przyjmowane na oddziały wyższego stopnia referencji, bo problem medyczny jest znany. W pozostałych przypadkach pozostaje transport sanitarny. Niestety, nadal nie jest w dostatecznym stopniu wykorzystywany transport lotniczy. Ale to już temat na odrębną rozmowę.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama