Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Męskie, żeńskie, inter i trans. Wszystkie oblicza płci w sporcie

Podczas tych igrzysk olimpijskich równo gorąco, a może nawet bardziej, niż o wynikach sportowców, dyskutowano na temat wyglądu i tożsamości płciowej niektórych z nich.
Prisca Awiti Alcaraz
Część polskiej społeczności internetowej, posądzająca Priscę Awiti Alcaraz o to, że jest mężczyzną, dopiero gdy zobaczyła jej prywatne zdjęcia, zmieniła zdanie

Autor: Facebook Prisci Awiti Alcaraz

Zarówno zasięg, jak i skandaliczny język tej „dyskusji”, prowokują do podjęcia próby wyjaśnienia kilku podstawowych kwestii związanych z płcią w sporcie. Oddajmy głos fachowcom.

Iksy, Igreki i co jeszcze?

Dlaczego nie zawsze daje się jednoznacznie określić płeć danej osoby? Z tym pytaniem zwróciliśmy się do genetyka, prof. Grzegorza Węgrzyna, kierownika Katedry Biologii Molekularnej Uniwersytetu Gdańskiego. 

Zdaniem profesora, z biologicznego punktu widzenia, określenie płci jest z jednej strony dosyć proste, ale z drugiej – niekoniecznie. Genetycznie potrafimy zidentyfikować, czy ktoś jest mężczyzną czy kobietą na podstawie chromosomów.

– Na tych chromosomach umieszczone są m.in. geny kodujące białka, które odpowiedzialne są za regulację produkcji różnego rodzaju hormonów, w tym hormonów męskich i żeńskich – wyjaśnia prof. Wegrzyn. – Dzięki tym hormonom rozwijają się cechy płciowe. Jeżeli nie ma żadnych zaburzeń, osoby z kariotypem XX identyfikujemy jako kobiety, a te z XY to mężczyźni.

Zdarzają się jednak zaburzenia aktywności tych genów, które kodują białka odpowiedzialne właśnie za produkcję hormonów. W takim przypadku osoby z tą przypadłością mogą mieć cechy zarówno jednej, jak i drugiej płci. Na przykład o kobiecych cechach płciowych, budowie ciała, ale posiadające więcej męskich hormonów.

– Nie ma to jednak nic wspólnego z tranzycją płciową, a więc sytuacją, w której osobie, która czuje się psychicznie kobietą, a ma genotyp męski – lub odwrotnie – zmienia się płeć fizyczną podając farmakologicznie hormony, a finalnie dokonując korekty chirurgicznej – zastrzega genetyk.

Wspólna rywalizacja nie byłaby fair

Co powoduje, że mężczyźni-sportowcy osiągają przeciętnie lepsze wyniki od swoich koleżanek?

– Głównym czynnikiem jest budowa ciała, a przede wszystkim siła mięśniowa. Hormony płciowe, które decydują o rozwoju fizycznym ciała, powodują, że mięśnie u mężczyzn są po prostu silniejsze.

Prof. Węgrzyn zwraca też uwagę, że nieco inna u obu płci jest także budowa kości i ich kształt. Kości mężczyzn są z reguły grubsze. To daje im przewagę np. jeśli chodzi o skoczność. Bowiem o tym, jak daleko lub wysoko ktoś może skoczyć, decyduje nie tylko siła mięśni, ale budowa całego szkieletu. Z kolei długość kończyn, a więc zasięg ramion, czy wielkość dłoni, także bywa istotna w wielu dyscyplinach.

Prof. Grzegorz Węgrzyn (fot. mat. prasowe UG)

Nie bez znaczenia jest też rozmieszczenie tkanki tłuszczowej, choć oczywiście u sportowców tłuszczu strukturalnego jest zwykle niewiele. Niemniej są takie dyscypliny np. podnoszenie ciężarów, pchnięcie kulą czy rzut młotem, gdzie istotne znaczenie ma to, gdzie w ciele znajduje się środek ciężkości. Przewaga mężczyzn we wspomnianych dyscyplinach polega też na tym, że jednorazowy krótki, ale bardzo intensywny wysiłek, potrzebny przy takim rzucie, podrzucie czy pchnięciu, zależy m.in. od poziomu kreatyny. Tu znowu męska biochemia daje handicap panom.

Profesor przypomina, że mężczyźni mają też statystycznie wyższą liczbę czerwonych krwinek na milimetr sześcienny, co oznacza większy dostęp do tlenu, który w silnym wysiłku ma duże znaczenie.

– Tak więc tutaj, można powiedzieć, panuje absolutna nierówność. To są rzeczy, których z całą pewnością się nie zniweluje. Statystycznie zawsze mężczyzna będzie miał większe szanse, poza pewną wąską liczbą dyscyplin, gdzie siła mięśni nie ma istotnego znaczenia jak jeździectwo czy… szachy. Natomiast generalnie podział na osobne konkurencje dla kobiet i mężczyzn będzie musiał być utrzymany. Ich wspólna rywalizacja nie byłaby fair.

Co w tej sytuacji zrobić ze sportowcami, którzy są „pomiędzy”?

– Uważam, że nie można nikogo eliminować z brania udziału w zawodach, konkurencjach – mówi genetyk. – Testy genetyczne w tej chwili są już na tyle dokładne, że mogą dać dużo więcej informacji, niż samo określenie poziomu testosteronu. Szczególnie, że u niektórych kobiet, co do których nie mamy genetycznych wątpliwości, że są kobietami, ten poziom może być podwyższony, bo akurat tę regulację mają nieco rozluźnioną. Zresztą ten poziom to kwestia indywidualna. Nie jest przecież tak, że jak zmierzymy poziom testosteronu u każdej kobiety i u każdego mężczyzny, to to te wartości będą takie same u wszystkich przedstawicieli tej samej płci. Granice tej normy są dość duże. Jeśli ktoś trochę wychodzi ponad tę normę, to nie znaczy od razu, że trzeba go klasyfikować do innej płci.

Kiedy do sportu wkracza polityka...

Skąd się bierze tak duże zainteresowanie opinii publicznej kwestiami związanymi z tożsamością płciową niektórych uczestniczek tych igrzysk? Julia Witkowska z Zakładu Socjologii Sportu i Zdrowia na Uniwersytecie Gdańskim, odpowiedzi upatruje w fakcie, że sport od dawna nie jest jedynie fizyczną rywalizacją i walką o sukces sportowy. Sfera sportu jest przesiąknięta ingerencją elementów kulturowych i politycznych. A w polityce tematów związanych z tożsamością płciową często używa się jako narzędzi w większych debatach dotyczących tożsamości narodowej, moralności czy konserwatyzmu kulturowego.

– Jako przykład wezmę na warsztat kontrowersję, jaka wybuchła wokół zawodniczki judo w tegorocznych Igrzyskach Olimpijskich – mówi socjolożka. – Prisca Awiti Alcaraz to Meksykanka, której jedynie ze względu na wygląd, przez niektórych uważany za „bardziej chłopięcy”, automatycznie zarzucano bycie mężczyzną i tym samym bezpodstawne oskarżono o nieuczciwość sportową. Ogromny hejt na tę zawodniczkę jeszcze bardziej podsycał fakt, że pokonała ona Polkę – Angelikę Szymańską. W mediach społecznościowych można było wtedy zauważyć ogromną liczbę krzywdzących wpisów, generowanych także przez polityków, zazwyczaj prawicowych. Poseł Paweł Jabłoński pisząc o Prisci nazwał ją w cudzysłowie „zawodniczką” i sugerował, aby komentatorzy pokusili się o jej krytykę. Może nie byłoby to tak bulwersujące, gdyby nie fakt, że insynuacje dotyczące niepewności co do płci Meksykanki – były kompletnie bezzasadne i fałszywe. Sama Angelika Szymańska zabrała w tej sprawie głos mówiąc, że nie akceptuje żadnych form hejtu, spływającego na meksykańską zawodniczkę. Duża część polskiej społeczności posądzająca Priscę o bycie mężczyzną, dopiero jak zobaczyła jej zdjęcie w stroju kąpielowym stwierdziła, że może być rzeczywiście kobietą.

Rysa na wizerunku sportu kobiecego

Julia Witkowska zauważa, że współczesne debaty na temat płci w sporcie zazwyczaj skupiają się na kwestii uczciwości. Przykład może stanowić refleksja nad tym, czy osoby transpłciowe (szczególnie te, które przeszły tranzycję z mężczyzny na kobietę), mają przewagę w zawodach kobiecych. Bardzo często do opinii publicznej kierowane są obawy, że obecne przepisy nie zawsze zapewniają równowagę w kwestii rywalizacji.

Julia Witkowska (fot. nadesłane)

– Myślę, że w takim przypadku potrzebne są dalsze badania i konsultacje z ekspertami, aby opracować zasady, które uwzględniają zarówno sprawiedliwość rywalizacji, jak i prawa osób transpłciowych. Jeśli chodzi o pomysły wprowadzenia oddzielnej rywalizacji dla zawodników trans- i interpłciowych, istnieje wysokie ryzyko, że mogłoby to jeszcze bardziej pogłębić istniejące społecznie podziały, spolaryzować społeczeństwo i doprowadzić do dalszej stygmatyzacji i marginalizacji tych zawodników i zawodniczek.

Zdaniem Juli Witkowskiej ciężko jest przewidzieć wpływ zamieszania wokół kwestii płci zawodniczek na popularyzację sportu kobiecego. Z jednej strony, może to wywołać chwilowe spowolnienie, ale z drugiej, kwestia ta może również doprowadzić do ważnych dyskusji na temat tożsamości płciowej i równości, co w dłuższej perspektywie może przynieść korzyści.

– Natomiast nie da się ukryć, że ryzykiem i potencjalną konsekwencją zamieszania wokół kwestii płci może być pewna rysa na wizerunku sportu kobiecego. Szczególnie w społeczeństwie, które wciąż jest podatne na stereotypy płciowe. Takie zamieszanie może podważać wiarygodność rywalizacji kobiet, sugerując, że niektóre zawodniczki mogą mieć przewagę. To z kolei może prowadzić do opóźnienia procesu uznawania i szanowania sportów kobiecych na równi z męskimi – uważa socjolożka.

Wgląd w intymne detale historii medycznej

Według Mai Heban, transpłciowej aktywistki ze Stowarzyszenia Miłość Nie Wyklucza, awantura wokół niektórych zawodniczek na igrzyskach w Paryżu pokazuje, że ludzie nie rozumieją, jak skomplikowane jest zagadnienie płci.

– Bardzo mnie boli to, że ludzie sobie przepisują prawo do tego, żeby oceniać tożsamość płciową innych osób – mówi. – Ani osoby transpłciowe ani interpłciowe nie mają przecież wpływu na to, że takie są. Oczywiście w przypadku osób transpłciowych na jakimś etapie życia podejmują one decyzję o tym, że przejdą uzgodnienie płci, czyli właśnie tranzycję. Natomiast osoby interpłciowe rodzą się takie i już. Wyrzucanie wszystkich do jednego worka z etykietą „aberracja płciowa” jest strasznie niesprawiedliwe. Szczególnie, że w wielu przypadkach w ogóle nie wiadomo czy zawodniczki pomawiane o „bycie mężczyzną” rzeczywiście mają  zróżnicowane cechy płciowe, czy po prostu jest to zwykła plotka. Trudno żeby było inaczej, bo niby dlaczego cały świat miałby mieć wgląd w intymne detale historii medycznej obcych kobiet? Komitet Olimpijski oświadczył, że hejtowane bokserki spełniły wymogi, by rywalizować. To powinno wystarczyć. Maja Heban zwraca uwagę, że na tych igrzyskach nie ma transpłciowych sportowców po tranzycji hormonalnej. W Tokio głośny był przypadek transpłciowej (urodzonej fizycznie jako mężczyzna) sztangistki Laurel Hubbard, o której mówiono, że zdominuje rywalizację. Tak się jednak nie stało – odpadła na stosunkowo wczesnym etapie zawodów.

Możliwość abstrakcyjna

Pytana o to, czy wyobraża sobie, że ktoś mógłby zdecydować się na tranzycję hormonalną tylko dlatego, żeby móc rywalizować w sporcie ze słabszymi od siebie i zdobywać medale, Maja Heban odpowiada, że to bardzo abstrakcyjna możliwość.

Maja Heban  (fot. nadesłane)

– Wymogi wszystkich zawodów są takie, że trzeba rzeczywiście udowodnić, że się przeszło te zmiany, że od tranzycji minął jakiś określony czas. Robi się też bardzo wymierne badania poziomu hormonów, gęstości kości, czy objętości mięśni itd. Bardzo często osoby transpłciowe mogą się nie łapać na te wymogi. Więc ktoś, kto chciałby, nie będąc osobą transpłciową, pozorować, że nią jest, po to, żeby móc rywalizować z jakimiś benefitami, musiałby de facto bardzo mocno zmienić swoje ciało. W dodatku w dużym stopniu niwelując te przewagi, jakie dało im wcześniejsze przejście dojrzewania pod wpływem testosteronu. Myślę, że to jest tak duże poświęcenie, i jednocześnie wystawienie się na tak ogromną stygmatyzację, odcięcie się od tego własnego ja, swojej tożsamości, że negatywne skutki takiej decyzji byłyby nieproporcjonalne w stosunku do ewentualnej korzyści w postaci zdobycia jakiegoś medalu – o ile to oczywiście miałoby miejsce, bo transpłciowi sportowcy wcale nie gromadzą tych medali na lewo i prawo.

Na ile zamieszanie, żeby nie powiedzieć awantura, wokół Imane Khelif i kilku innych zawodniczek mogą wpłynąć na recepcję osób transpłciowych i postrzeganie transpłciowości w ogóle? Czy to może doprowadzić do wzrostu uprzedzeń? A może jednak jakoś uświadomi złożoność tego zagadnienia i uporządkuje pewne pojęcia?

Odbieranie prawa do kobiecości

Zdaniem Mai Heban, w dłuższej perspektywie może to wpłynąć pozytywnie.

– Ludzie mogą się nauczyć pewnego sceptycyzmu medialnego, kiedy z czasem  przekonają się, że uwierzyli w niesprawdzone informacje – mówi aktywistka. – Na przykład mówili, że się sprzeciwiają udziałowi w igrzyskach osób transpłciowych, tymczasem tam nikt taki nie startował, a cała ta ogromna nagonka i hejt spadły na osoby, które nic wspólnego z transpłciowością nie mają. Tak jak w przypadku zapaśniczki z Meksyku, która wygrała w ubiegłym tygodniu z Polką. Więc myślę, że w perspektywie czasu ludzie mogą się trochę nauczyć, że te wszystkie stereotypy dotyczące płci, tak naprawdę potrafią krzywdzić różne osoby. Tymczasem to, co dzieje się obecnie – rozsiewanie hejtu, negatywnych emocji, dezinformacji i strachu, że są jakieś takie agresywne, cyniczne osoby transpłciowe, które po prostu wykorzystują swoją przewagę, żeby bić biedne, niewinne kobiety. Obawiam się, że bardzo negatywnie wpływa na poczucie bezpieczeństwa osób transpłciowych. Obrywają one rykoszetem za coś, co nie ma nic wspólnego z nimi. Cierpi też na tej awanturze godność osób interpłciowych, które traktuje się, jakby były chore, a ich płeć podlegała dyskusji przez wszystkich, którzy mają na to ochotę.

Maja Heban zwraca też uwagę, że ta atmosfera ogólnie uderza we wszystkie kobiety. Utrwala bowiem przekonanie, że są jakieś bardzo rygorystyczne są wymogi co do tego, kim jest kobieta, jak może wyglądać, co może robić. Kiedy kobieta jest trochę zbyt silna, trochę zbyt wysoka, trochę zbyt dominuje, to nagle pojawiają się te pytania: a co, jeżeli to jest mężczyzna? Co, jeżeli to jest transkobietą? Co, jeżeli ona ma nienaturalny poziom testosteronu? Zaczyna się odbieranie prawa do kobiecości kobietom, które po prostu osiągają sukcesy w swojej dziedzinie.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
przede wszystkim, sport to kasa!!! 14.08.2024 10:33
I rozważania europejskich (polskich) pięknoduchów o ryzyku dla zawodników z powodu stosowania metod "hodowli brojlerów" są pozbawione sensu i podstaw. Stymulacja od dziecka za pomocą metod "hormonalnych terapii zastępczych" jest oczywistą ścieżką. W ten sposób można wyhodować egzemplarze o ponadprzeciętnych cechach. Dla ludzi z innych stref ekonomicznych, to krótka ścieżka do sukcesu i wejścia na niedostępne poziomy. Że drogo i na krótko??! Kogo to obchodzi, jak zdobędzie pozycję i zasoby, które ich rodziny przez pokolenia nie byłyby w stanie zgromadzić!!! Znany jest przypadek biegacza, którego protezy pozwalają na lepsze wyniki niż jego "kompletnych" przeciwników. Żądał on dopuszczenia do rywalizacji. Chemiczne protezy nie są tak widoczne a zasilanie branży szarą kasą stymuluje postęp. Z własnego doświadczenia, pytałem Amerykanina, lat ponad 80, szprycującego się testosteronem i wszystkim, co tylko mu w ręce wpadnie, czy nie obawia się ryzyka powikłań... Z rozbrajającą szczerością odpowiedział pytaniem, co w zamian? Długotrwałe gaśnięcie i usychanie bez przyjemności życia? Jak to się może opłacać?! Kto chce, niech wierzy w utopie o święcie ciała, seksualności, witalności... Ja tego nie kupuję i nie konsumuję, bo to cyrk, przedstawienie i ściema... To jest drugie znaczenie słowa "igrzyska", których żąda tłuszcza... I się jej je daje... Bo jest to interes.

Reklama
Reklama
Reklama