Donald Tusk, premier z Sopotu, według ostatnich badań, jest najlepiej ocenianą i najbardziej rozpoznawalną postacią rządu. Pana to dziwi?
Ta dobra ocena dla samego Donalda Tuska nie dziwi mnie. Bo to najbardziej aktywny i widoczny polityk swojego rządu. I ma mierzalne sukcesy, jak choćby zwycięstwo w ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego. Do tego jest najbardziej wytrawnym politykiem w Polsce, czy to się komuś podoba, czy nie. I potrafi tym, co dla Polaków jest ważne, dobrze zarządzać. Teraz ważne jest bezpieczeństwo, nasza granica na wschodzie i on się świetnie w te tematy wpisuje.
Dziwi mnie jednak to, że premier rządu jest tak dobrze po pół roku rządów oceniany. Bo premierzy niemal od samego początku swojego rządzenia zazwyczaj dostają za wszystko po uszach. To jest wpisane w tę funkcję. Ale pewnie dla Donalda Tuska za jakiś czas te dobre notowania się skończą.
ZOBACZ TEŻ: Jacek Karnowski wiceministrem w rządzie Donalda Tuska
Co znaczy, że Donald Tusk dobrze wpisuje się w te ważne dla Polaków tematy?
Potrafi rozdzielać, na przykład, polityczne kuksańce, mówiąc, że minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz powinien przygotować do poniedziałku jakieś rozporządzenie albo powtarza, że Adam Bodnar - mój człowiek, robi w końcu porządek w praworządności. Jest dużo takich widomych znaków, po których ludzie mówią: – O, premier jest sprawczy.
Drugi w rankingu najpopularniejszych polityków tego rządu jest Radosław Sikorski.
To też nie dziwi. Sikorski pokazał opinii publicznej, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu i wie, o co w Europie chodzi. Zapunktował, kiedy przeciwstawił się prezydentowi Andrzejowi Dudzie, który zapowiedział, że dopóki jest prezydentem, nie podpisze nominacji ambasadorskich dla Bogdana Klicha i Ryszarda Schnepfa. Sikorski w zastępstwie powołał w tych placówkach dyplomatycznych charge d'affaires. I w ten sposób rozwiązał problem. Pokazując, że jest sprawczy. A to się bardzo podoba wyborcom koalicji 15 października, którzt najczęściej swojemu rządowi zarzucają brak sprawczości i brak szybkich rozliczeń poprzedniej władzy.
Skoro o braku sprawczości mowa, to trzeci w tym rządowym rankingu jest Adam Bodnar, minister sprawiedliwości. Można jednak odnieść wrażenie, że jest bezradny w rozliczaniu polityków PiS. Dopiero teraz poszły wnioski do Sejmu o uchylenie immunitetu politykom PiS Michałowi Wosiowi i Marcinowi Romanowskiemu. Elektorat niecierpliwi się.
To oczekiwanie na rozliczenie poprzedniej władzy w różnych badaniach plasuje się na drugim lub trzecim miejscu, bardzo wysoko. I nie gaśnie. Adam Bodnar jest prawnikiem, który się zna na tym, co robi. Wymiar sprawiedliwości jest w naprawie. Ale żyjemy w czasach dualizmu prawnego, spowodowanego za sprawą rządów PiS i ta naprawa nie jest taka prosta. Zwłaszcza, że ani Tusk ani Bodnar nie chcą wchodzić w buty poprzedników.
Czyli jechać po bandzie, jak to robiło Prawo i Sprawiedliwość.
Tak. Dlatego zmiany w wymiarze sprawiedliwości nie będą szybkie, tym bardziej, że raczej nie ułatwia ich prezydent. Ale obywatele doceniają to, że minister w tej trudnej, zagmatwanej sytuacji próbuje szukać kruczków prawnych, które umożliwiają zmiany jak w przypadku człowieka Ziobry i prokuratora krajowego, który stracił stanowisko. Minister Bodnar zapowiedział niedawno przyspieszenie rozliczeń. Wysyła wnioski u uchylenie immunitetu, ale tu hamulcowym okazuje się marszałek Szymon Hołownia. Tak jak w przypadku wniosku, który wpłynął na początku maja o postawienie przed Trybunałem Stanu Macieja Świrskiego, szefa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Wniosek przez marszałka Hołownię do tej pory nie został rozpatrzony.
Poza tym Adam Bodnar wygrywa swoją naturą takiego spokojnego gościa. Zaufanie oczywiście nie jest dane raz na zawsze, ale ludzie widzą jak trudny otrzymał obszar. Jak wiele min i pułapek w prawie zastawiło na nową władzę PiS. Żadna władza, która po 1989 roku oddawała rządy nie była tak antypaństwowa jak Prawo i Sprawiedliwość.
Najgorzej oceniani są w rządzie Władysław Kosiniak-Kamysz i Paulina Hennig-Kloska. Oboje z Trzeciej Drogi.
Kosiniak - Kamysz nie jest nowicjuszem, ale znalazł się w sytuacji frontowej, można powiedzieć. Pewnie na własne życzenie...
Nie sądził, że Ministerstwo Obrony Narodowej to będzie aż tak trudne poletko?
Nie tylko. Bo on jest także szefem partii, która nie odnosi ostatnio sukcesów wyborczych. A w PSL się za to rozlicza. Tylko, że ta partia ma jedną, dobrą cechę - obserwowałem to od czasów premiera Pawlaka - nie wykonuje się w niej gwałtownych ruchów. Jeżeli wybory na prezesa mają być za rok, to on do nich jako prezes dotrwa. Ale przede wszystkim Kosiniak-Kamysz trafił w rządzie na odcinek, który jest newralgiczny, czyli na obronność i bezpieczeństwo Polaków. I od razu zderzył się z polityką opartą na kłamstwach, pomówieniach i donosach ze strony poprzedników. Dopiero teraz możemy zobaczyć, jak bardzo zdewastowali wojsko ministrowie: Antoni Macierewicz i Mariusz Błaszczak. Nie wiadomo zresztą, który bardziej. Macierewicz «wyciął» wszystkich, świetnych dowódców szkolonych za Zachodzie, a Błaszczak opowiadał nam tylko, jak rośniemy w siłę i jacy z nas wymiatacze.
Mam wrażenie, że koalicja rządząca ulega lekkiej korozji. Trzeszczy też w środku PSL czy na Lewicy. Trzecia Droga nie wie, w którą stronę iść... Sprawa aborcji stoi w miejscu, ustawa o związkach partnerskich rodzi się od kilku miesięcy w bólach. O co chodzi?
Nie odrobiono lekcji z komunikacji. I to mój największy zarzut wobec rządu premiera Tuska. Ważne jest oczywiście jak się robi politykę, ale równie ważne, jak się o tym opowiada. Premier nie może być rzecznikiem rządu...
Nawet najbardziej złotousty?
Bo to się nie sprawdzi. Zwłaszcza, że ta koalicja jest najtrudniejszą ze wszystkich po 1989 roku. Jest w niej tak wiele ugrupowań i każde chciałoby się wykazać.
Do tego są liderzy o silnych osobowościach i wielkich ambicjach.
To prawda. Ale w przypadku Lewicy, ona sama musi się zdecydować, jak chce się komunikować i dla kogo ma być. Triumwirat nie zdaje egzaminu. Zandberg i partia Razem są już trochę osobno, Czarzasty ma problemy w swoim ugrupowaniu, a Biedroń siedzi w europarlamencie. Politolodzy się w tym gubią, a co dopiero nauczyciel, księgowy czy piłkarz. W przypadku Trzeciej Drogi, moim zdaniem, projekt wyborczy się skończył. PSL i partia Hołowni Polska 2050 powinny zawalczyć o własną tożsamość, bo ten brak sklejenia był widoczny gołym okiem, zwłaszcza w ostatnich wyborach do PE. Do tego dochodzi Koalicja Obywatelska, która jest też złożona z różnych partii. I te wszystkie ugrupowania koalicji nie dogadały się w temacie najważniejszym - które sprawy są do załatwienia na już, które można negocjować, bo są trudniejsze do załatwienia i które na razie są nie do załatwienia.
ZOBACZ TAKŻE: Trzy kobiety rządzą Trójmiastem. Czy się dogadają?
Jak aborcja?
Na przykład. W tej chwili ten problem jest nie do rozwiązania. Ale ustawa o związkach partnerskich powinna już wejść w życie. Aż dziwne, że to jest wrzucone...na tapet.
Są hamulcowi w PSL.
I błędy w komunikacji. Jeśli pani zapytałaby kilkudziesięciu spacerowiczów na Skwerze Kościuszki w Gdyni – co to są związki partnerskie, to ponad 70 procent powiedziałoby, że to związki jednopłciowe. A to nieprawda, bo 65 procent takich związków tworzą pary heteroseksualne, które też czekają na ważne dla nich rozwiązania. Ktoś źle zakomunikował, a PiS, które próbuje nie oddać władzy, nokautuje ten temat po swojemu, że to tylko geje, lesbijki i zboczeńcy. Same kłamstwa. Ale to się przebija. I trudno mieć pretensje do elektoratu, skoro tylko z jednej strony słyszy głośny komunikat. A że nieprawdziwy? I to jest problem.
To co z nim zrobić?
Wszystko jest kwestią strategii politycznej – policzmy głosy, ilu posłów z KO, PSL czy Polski 2050 będzie za, a ilu przeciw.
Ustawa o związkach partnerskich jest dla ludzi, a nie dla polityków. Pan Sawicki z PSL może opowiadać co chce na ten temat, jego prawo. I może nie głosować za tą ustawą, ale pani Pasławska z tej samej partii zapowiada, że spokojnie na nią zagłosuje. Z dobrego serca i za darmo radziłbym rządowi zrobić analizę SWOT – starą i wychodzącą z mody, ale sprawdzającą się. Ocenić pozytywy i negatywy, to co jest do zrobienia, a co jest być może do zrobienia. I wtedy łatwiej będzie rządzić. Ta ustawa na politycznej drodze koalicji to kamyczek, o który nie mogą się plątać nogi, bo co będzie dalej, przy trudniejszych ustawach?
Politycy będący w koalicji powinni mieć świadomość, że jak się ona rozpadnie, to już nie wróci PiS tylko patoPiS i wtedy nie zostanie kamień na kamieniu.
POLECAMY RÓWNIEŻ: MEiN chce znać poglądy polityczne uczniów [nl] i stosunek do aborcji
Zajrzyjmy do przeciwnego, politycznego ogródka. Suwerenna Polska przetrwa bez Zbigniewa Ziobro i Janusza Kowalskiego?
W takiej wersji w jakiej była do niedawna, nie przetrwa. Teraz to już polityczna wydmuszka. Statek skazańców, którzy czekają na kogoś, kto im podeśle szalupę. Pan Kowalski nie czekał, tylko sam wyszedł z tej partii. Myślę, że ma to przegadane z kierownictwem PiS, że będą wyciągać tych polityków z Suwerennej Polski, którzy nie są zagrożeni prokuratorskimi zarzutami. Bo Fundusz Sprawiedliwości to kryminalne sprawy. Dlatego Jarosław Kaczyński musi rozważyć spokojnie, kogo stamtąd można wyjąć bez szkody dla PiS, bo przecież potrzebuje głosów.
Czyli ten projekt jest skończony?
Słyszałem różne pomysły, łącznie z tak absurdalnymi jak ten, że to Patrycja Kotecka-Ziobro przejmie stery tej partii. To tylko znaczy, że jesteśmy już w jakiś halucynacjach politycznych. Zbigniew Ziobro nie wychował sobie następcy. Co prawda Patryk Jaki chciał wskoczyć na jego miejsce, ale mu się nie udało. Pozostali już szukają koła ratunkowego, żeby się gdzieś przenieść. Pamiętajmy, że na horyzoncie jest nie tylko tankowiec PiS, trochę już nieruchawy, ale również mały niszczyciel - Konfederacja. Dużo sprawniejszy, bo mniejszy i bardziej obrotny. Tu też mogą zakotwiczyć niektórzy członkowie Suwerennej Polski.
Napisz komentarz
Komentarze