Carillon, trąbka, skrzypce, syntezator i perkusja razem – to ryzykowne zestawienie. Ale nie wtedy, kiedy do rzeczy bierze się „nadworna” gdańska carillonistka Monika Kaźmierczak, a towarzyszą jej Emil Miszk, Tomasz Chyła, Mikołaj Basiukiewicz i Sławek Koryzno. To Miszk, z którym grała już wcześniej w duecie, polecił jej swoich jazzowych kolegów. Pierwszy wspólny koncert dali na finał Gdańskiego Festiwalu Carillonowego przed dwoma laty. Potem z carillonem mobilnym wystąpili jeszcze na Litwie. W końcu przyszedł czas, by zarejestrować efekt wspólnych dokonań.
– W naszym projekcie chodziło przede wszystkim o to, by ukazać carillon w innym świetle. Nie jako kościelny dzwon, który słyszą ludzie przechadzający się uliczkami. Ani nawet nie jako instrument koncertowy, któremu czasem towarzyszy jakiś pojedynczy instrument akustyczny – mówi Tomasz Chyła. – Chcieliśmy pokazać oryginalność połączenia carillonu oraz trąbki i skrzypiec, które brzmią akustycznie, ale do tego zostały wprowadzone jeszcze syntezatory i perkusja.
Na program płyty składają się pięć etiud na carillon solo z cyklu „Ludus Modalis” jednego z najsłynniejszych współczesnych carillonistów, Belga Geerta D’Hollandera oraz jeden utwór litewskiej kompozytorki Lorety Narvilaitė.
– O ile ja w swoich partiach nie odchodzę za bardzo od tekstu oryginalnego, stosując jedynie drobne modyfikacje i powtórzenia, tak chłopaki „zaszaleli” – komentuje Monika Kaźmierczak.
W efekcie półtoraminutowe etiudy rozrosły się do sięgających nawet ośmiu minut, zróżnicowanych stylistycznie, chwilami monumentalnych utworów.
Zastosowanie analogowych syntezatorów nadało większości kawałków posmak vintage, przywołujący skojarzenia z awangardową muzyką lat 70. Jest w nich coś z jazzrockowych dokonań Mahavishnu Orchestra, czy elektronicznych eksperymentów spod znaku niemieckiego krautrocka. W otwierającym płytę „Spring Morning” chwilami usłyszeć można echa King Crimson z czasów, kiedy ten zespół miał w składzie skrzypka. Ale przede wszystkim jest dużo dobrego jazzu, także nawiązującego do najlepszych rodzimych tradycji skrzypcowych, wypracowanych przez nieodżałowanego Zbigniewa Seiferta, którego dokonań Tomasz Chyła jest godnym kontynuatorem.
Niezwykły jest sposób, w jaki partie pozostałych instrumentalistów „wklejają się” w muzyczny szkielet, jaki zapewnia im Monika Kaźmierczak. Słuchając „Matter of Reverberations”, gdańszczanie, szczególnie ci zamieszkali w okolicy ul. Katarzynki, mogą mieć chwilami wrażenie, że oto dźwięki dzwonów zza okna wdarły się do ich domowego wnętrza, mieszając się spontanicznie, w jakiś odgórnie zaprogramowany sposób z muzyką odtwarzaną z płyty. Zresztą mieszkańcy Starego Miasta i przechodnie byli świadkami nagrywania tego albumu, zarejestrowanego, przynajmniej jeśli chodzi o partie carillonu, w wieży kościoła św. Katarzyny. Mimo opuszczonych rolet wieżowych, nie udało się całkowicie odseparować od dźwięków ulicy, nie wspominając już o krzyku wszędobylskich ptaków. Pozostali muzycy towarzyszyli Monice Kaźmierczak podczas nagrania, ale swoje instrumenty dograli już osobno, w studio.
Członkowie Carillon Electric Orchestra zapewniają, że zrobią wszystko, by ich muzyka mogła w tym roku zabrzmieć na żywo nad ulicami Gdańska, a dzięki carillonowi mobilnemu być może w innych miastach też.
Carillon Electric Orchestra – „Matter of Reverberations”, Alpaka Records, 2021
Napisz komentarz
Komentarze