Przed kilkoma dniami w szkole w Łomży uczeń najpierw strzelał z broni pneumatycznej w klasie, a następnie przez okno postrzelił 15-latka. Od razu przypominają się doniesienia o dramatach w szkołach w Stanach Zjednoczonych...
W Polsce, na szczęście, dostępność do broni nie jest taka jak w USA. Od wielu lat mówię, że gdyby broń była u nas dostępna, to prędzej czy później możemy doczekać się takiej sytuacji, jak te budzące grozę w amerykańskich szkołach.
Psychiatrzy dziecięcy twierdzą, że większość pacjentów, trafiających na oddziały szpitalne stanowią nie chorzy psychicznie, ale dzieci i młodzież zmagający się z różnego rodzaju zaburzeniami, z agresją i autoagresją. Jak z tym walczyć?
Lepiej zapobiegać, niż leczyć. Jestem przekonany, że istotna jest profilaktyka stosowana od pierwszej klasy szkoły podstawowej.
Taką profilaktyką jest „Gra w dobre zachowania” (ang. good behaviour game, GBG), którą uważam za najlepszą inwestycję, jaką możemy sobie wyobrazić.
Program ten jest realizowany od lat 80. XX wieku w Stanach Zjednoczonych i przynosi efekty. Poważne instytuty badawcze przyglądają się dalszym losom dzieci, rozpoczynających w ten sposób karierę edukacyjną. Widoczna jest znacząca różnica między dziećmi, które mają okazję skorzystać z tego programu, a tymi, które się z nim nie zetknęły.
Jak zagrać w dobre zachowania?
Nie jest to wysokonakładowa profilaktyka. Chodzi o to, by nauczyciel prowadzący zwykłe lekcje wiedział, jak wzmacniać pozytywne zachowania, stosując klarowne zasady. Błędem jest, że dzieci nie wiedzą, czego od nich chcemy.
Popełniamy błąd w komunikacji z dzieckiem?
Wyobrażamy sobie, że dzieci wiedzą, co mają robić, a one poruszają się we mgle. I potem są karane za to, że popełniają błędy. Następnie, po kilku latach, wpadają w pułapkę pod nazwą „zaburzenia zachowania”. Ryzyko, że dzieci objęte programem GBG wpadną w taką pułapkę, jest znacznie mniejsze. Nacisk kładzie się na nagradzanie, a nie karanie, co nie jest jeszcze oczywiste w polskiej szkole.
PRZECZYTAJ TEŻ: Mózg nastolatka: Przebudowa, umierające neurony i wypaleni rodzice, czyli ciężki czas dorastania
Kto wpadł na pomysł stworzenia programu?
Pewna początkująca nauczycielka, pracująca w latach osiemdziesiątych w amerykańskiej szkole. Szukała sposobów, jak zapanować nad klasą rozkapryszonych, rozbrykanych maluchów. Wymyśliła, że będzie się bawić w dobre zachowania z dziećmi. Słowo „bawić” jest tu kluczowe. Stworzyła zasady, które zapisała i powiesiła na ścianę. Dotyczyły one np. poziomu głosu - przy jakich aktywnościach uczniowie mają milczeć, mogą szeptać, mówić głosem ściszonym lub trochę głośniejszym. I mówiła maluchom: przy malowaniu tego rysunku poziom głosu wynosi „trzy”. Dzieci traktowały to jako zabawę, sprawdzając kto wytrzyma zachowanie poziomu głosu na „trójce”. I równocześnie nie były karcone. Wprowadziła podstawowe zasady zachowania, m.in. bycie dla siebie uprzejmym, wstawanie tylko wtedy, gdy pani nauczycielka pozwoli. Kolejni nauczyciele zaczęli przejmować tę metodę, potem zainteresowały się metodą lokalne uczelnie, badające, jak ona działa. I tak od małej szkółki gra trafiła do tysięcy amerykańskich szkół, a później do wielu innych krajów, także do Polski. Obecnie metoda ta jest bogato oprzyrządowana.
Gdzie leży przyczyna sukcesu?
Jak już mówiłem, stosuje się formę zabawy w atmosferze bezpieczeństwa. Dzieci muszą zacząć naukę w szkole w radosnych warunkach i polubić ją. Jeśli boją się, bo coś jest dla nich groźne lub czegoś nie rozumieją, rzutuje to na ich dalsze losy. Ponadto jest to praca zespołowa, co również nie jest często spotykane w szkołach w Polsce. Do tego dochodzi klarowność zasad, opanowanych przez nauczycieli do perfekcji oraz nagradzanie, czyli wzmacnianie pozytywne. Widzę, jak dobre efekty przynosi stosowanie tej metody chociażby w Morskiej Szkole Podstawowej im. Aleksandra Doby w Gdańsku, z którą współpracuję jako trener.
Jak dotarliście do szkół? Wspierają was samorządy?
Od początku dofinansowuje nas miasto Gdańsk. Przed trzema laty zaczęliśmy w 111 klasach. Praca trenera oraz materiały dla nauczycieli są opłacane przez miasto. Potem doszło kolejnych 80, a następnie 40 klas. Gdynia, niestety, cały czas walczy ze sobą, za to w Sopocie udało nam się zrealizować program we wszystkich szkołach podstawowych. Dużo miast, m.in Iława, Ostróda i Toruń, interesuje się „Grą w dobre zachowania”. Jako koordynator mogę mówić tylko o Polsce północnej, wiem jednak, że metoda ta zdobywa uznanie także na południu kraju.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Dzieci wymagają wsparcia psychologicznego, ale dostęp do fachowej pomocy jest utrudniony
Ile lat dzieci uczestniczą w grze?
Od pierwszej do końca trzeciej klasy szkoły podstawowej. Wystarczy grę tylko wprowadzić, a potem takie, a nie inne zachowanie staje się rutyną, nawykiem. Nie trzeba później dzieciom fundować ekstra zajęć. Chodzi tylko o to, by początki nauki szkolnej uformowały funkcjonowanie dziecka, także wobec dorosłych. By miały one dobre doświadczenia z dorosłymi, którzy nagradzają, a nie karzą.
To wystarczy?
Łatwiej jest później uczniowi wychodzącemu z edukacji wczesnoszkolnej do czwartej klasy, jeśli wcześniej miał dobre doświadczenia w szkole. Nauczyciel zauważał jego drobne sukcesy, a nawet jeśli ktoś popełnił błąd, nie spotykała go kara. Tylko informacja zwrotna. Pytanie: „czy wiesz, dlaczego dostałeś minus” i odpowiedź: „bo złamałem zasadę drugą, trzecią lub czwartą” sprawia, że dziecko wie, dlaczego jego zespół zajmuje dalszą pozycję przy wykonywaniu jakiegoś zadania. Bo nie postępował zgodnie z zasadami, nie był uprzejmy lub mimo wcześniejszej umowy wstał, nie sygnalizując tego wcześniej nauczycielce. Jest to czytelna, jasna sytuacja. Jeśli gram w chińczyka czy labirynt z wnuczką, muszę przecież nauczyć ją wcześniej zasad. Dopiero kiedy będzie wiedzieć, co zrobić, by osiągnąć sukces w grze, możemy usiąść do wspólnej zabawy. I to przekłada się na życie. Wiele dzieci nie rozumie zasad obowiązujących w szkole, w rodzinie, społeczeństwie. A potem płacą wysoką cenę za złamanie zasady, której nie rozumieją.
Jak to przekłada się na psychikę dziecka?
Wprowadzenie zasad jest podstawą zdrowia psychicznego. Można sięgnąć do wielu publikacji na ten temat, chociażby „Pułapki nie wybaczonej krzywdy” Jerzego Mellibrudy, pokazujących w jaki sposób dochodzi do zaburzeń w sferze emocjonalnej. Mozolny proces rozumienia świata jest niszczony, gdy pojawiają się doświadczenia zaburzające to, co o nim myśleliśmy. J
eśli nauczymy małe dziecko jak się po świecie poruszać, jak postępować, by dostawać nagrody, a nie kary, kiedy zrozumie, że otaczają je życzliwi ludzie, wówczas istnieje większa szansa, że przy spotkaniu kogoś lub czegoś, co może to podważyć, będzie ono na tyle pewne, że z traumami sobie lepiej poradzi. Uważam, że to tak działa.
Wspomniał pan o naukowych badaniach dalszych losów dzieci, które bawiły się w dobre zachowania. Czy w Polsce też sprawdzano skutki tej metody?
Badania były prowadzone w licznych uczelniach na świecie, w Polsce prowadzi je warszawska Akademia Pedagogiki Specjalnej. Krajowe wyniki poznamy za kilka lat, bo są to badania wieloletnie. Powstałe już raporty naukowe z zagranicznych uczelni należy traktować bardzo poważnie. Rzetelnie przetestowano, wracając do przeszłości, późniejsze losy dzieci uczestniczących w programie. Zbadano, do jakich szkół poszły, jak zdawały egzaminy, co dzieje się z ich zdrowiem somatycznym, psychicznym. Okazało się, że dzieci te później rzadziej korzystały z pomocy specjalistów, nie musiały chodzić do psychiatrów, rzadziej sięgały po środki odurzające, świetnie współpracowały w zespołach, grupach, organizacjach, więc ich dalsza kariera, a więc i życie, układało się lepiej. Rzadziej pojawiały się u nich zachowania agresywne.
SPRAWDŹ TAKŻE: Bolesne dzieciństwo. Dlaczego bijemy i pozwalamy na bicie naszych dzieci?
Czy to możliwe, by taka zabawa w kilku pierwszych latach nauki mogła znacząco poprawić wszystkim życie?
Nie bądźmy naiwni, nie wszystkim, bo nie jest to gwarancja. Na pewno jednak można mówić o statystycznych, uchwytnych różnicach między grupą kontrolną, a grupą uczestniczącą w "Grze w dobre zachowania". Cały czas toczą się dyskusje specjalistów, czy lepiej uczyć dzieci, by się same broniły, czy też otaczać je opieką. My wyposażamy dzieci w zdrowe umiejętności i jest to inwestycja w dobre funkcjonowanie dziecka. Potem może ono wypłynąć na ocean i jest większa szansa, że kiedy spotka je burza, lepiej sobie z nią poradzi.
Napisz komentarz
Komentarze