- Nigdy tego dokumentu nie widziałem, ale z prasy wiem, że to zbiór przekłamań i pomówień. Żałuję, że Płażyńskiemu zabrakło odwagi, by porozmawiać we własnym gronie. To smutne, bo dotyczy mojego nazwiska. Ale cóż mogę powiedzieć... wszyscy się do takich zachowań posła, niestety, przyzwyczailiśmy – mówił nam Tomasz Rakowski przed kilkoma dniami.
Politycy wyższego szczebla na Pomorzu są oburzeni zachowaniem Płażyńskiego. Od dawna, jak mówią, ten polityk gra tylko na siebie.
- W polityce wszyscy muszą być ambitni, ale on nie potrafi grać w zespole, w którym nie jest liderem. Buduje sobie jakąś drużynę po to, żeby być hegemonem i samodzielnie rządzić.
Widać za ciasno mu już w parlamentarnym garniturze i myśli o europarlamencie, a może nawet o prezydenturze RP – słyszę w pisowskich kuluarach.
CZYTAJ TEŻ: Córki, żony i synowie. Nazwiska znane już mają, pracowali tylko na imię
Wyciekający raport. Płażyński atakuje Rakowskiego
Politycy PiS w Gdańsku twierdzą, że są zaskoczeni raportem Płażyńskiego. A jeszcze bardziej tym, że dziwnym trafem wypłynął do mediów. Trudno o wyciek podejrzewać Nowogrodzką – mówią. I dodają: - Szkoda, że Płażyński wcześniej nie udostępnił nam tego raportu. Tylko od razu wysłał do centrali. Może byśmy się czegoś ciekawego dowiedzieli? - komentują z lekką ironią w głosie.
Ośmiostronicowy raport, który wysłał Płażyński do prezesa Kaczyńskiego, udostępnił we fragmentach portal Interia. Poseł PiS pisze w nim głównie o Tomaszu Rakowskim. O tym, że miał być „kompletnie nieprzygotowany do kampanii wyborczej”, a w jej trakcie miał wykazywać się „skandalicznym brakiem aktywności, pomysłowości czy zdolności organizacyjnych”.
„Wynikającymi z nieudolności i lenistwa niepowodzeniami, a w efekcie najgorszym od 2002 roku wynikiem PiS w mieście, obarcza innych: Przede wszystkim władze partii i mnie” – czytamy w raporcie.
Płażyński zarzuca też Rakowskiemu „oszczerstwa, nielegalne działania i nawoływanie do bojkotu listy PiS”. Z raportu wynika także, że Rakowski w czasie 44-dniowej kampanii wyborczej pozostawał bierny łącznie przez 18 dni.
„Tomasz Rakowski nigdy mnie nie prosił o pomoc, nie chciał jej. W trakcie kampanii ani razu nie kontaktował się ze mną. Nie byłem zapraszany na eventy kandydata na prezydenta, współpracujący ze mną kandydaci nie zawsze byli nawet informowani o wydarzeniach kampanijnych Rakowskiego (który potem zarzucał im brak udziału w wydarzeniach)” – czytamy w treści raportu.
CZYTAJ TEŻ: PiS ujawniło kandydata. Tomasz Rakowski chce być prezydentem Gdańska
Kacper Płażyński na prośbę o kontakt telefoniczny i rozmowę, tradycyjnie nie odpowiedział.
Rakowski w rozmowie z naszym portalem przed kilkoma dniami mówił, że to nie pierwszy raz, kiedy partyjny kolega śle raporty i pisma na Nowogrodzką, tym razem dotyczy to jego osoby. Ale to pierwszy raz, kiedy raport stał się publiczny.
- Nigdy tego dokumentu nie widziałem, ale z prasy wiem, że to zbiór przekłamań i pomówień. Żałuję, że zabrakło Płażyńskiemu odwagi, by porozmawiać we własnym gronie. To smutne, bo dotyczy mojego nazwiska. Ale cóż mogę powiedzieć... wszyscy się do takich zachowań posła, niestety, przyzwyczailiśmy. Nie mówiłbym jednak o porażce PiS w Gdańsku. Jesienią ubiegłego roku uzyskaliśmy w naszym mieście w wyborach do parlamentu dokładnie 20,01 proc., a dzisiaj ja otrzymałem 20,33 proc., czyli wynik utrzymaliśmy. Oczywiście poparcie może i powinno być wyższe, ale powinniśmy wspólnie usiąść i zastanowić nad taktyką. Tak, żeby nam z wyborów na wybory rosło poparcie, a nie spadało. To zadanie dla polityków PiS nie tylko w Gdańsku, ale też w innych dużych ośrodkach. I żałuję, że w tym kierunku nie idzie dyskusja, tylko mamy lokalną wojenkę ku uciesze przeciwników PiS, która źle działa na naszych członków, sympatyków i wyborców – tłumaczył Rakowski.
Kiedy przed dwoma dniami wysłaliśmy mu kolejne pytania w tej sprawie, odparł jedynie, że teraz już nie będzie tego konfliktu komentować. Jest bowiem zakaz.
Sól w oku pomorskiego PiS
Pomorscy posłowie pytani o raport, bezpiecznie odpowiadają, że nie widzieli go, więc nie chcą o nim dyskutować.
Ale już nieoficjalnie rozwiązują się im języki. Z ich wypowiedzi wynika, że młody polityk jest solą w oku pomorskiego PiS.
- Płażyński wyraźnie gra na siebie. W polityce wszyscy muszą być ambitni, ale on nie potrafi grać w zespole, w którym nie jest liderem. Buduje sobie drużynę, w której chce być hegemonem i samodzielnie nią rządzić – mówi prominentny poseł Prawa i Sprawiedliwości na Pomorzu.
I dodaje: - Kacprowi zależy na starcie do Parlamentu Europejskiego. Stworzył w wyborach samorządowych „drużynę” po to, żeby używać w mieście nazwiska Płażyński, choć sam nie startował na prezydenta miasta. To było działanie marketingowe, kosztem PiS.
Inny poseł tak komentuje: - Liczyłem na to, że Kacper jako ten młody polityk z dużym nazwiskiem, będzie, owszem, budował siebie, ale też nas. On jednak swoimi rozbuchanymi ambicjami rozbija lokalny PiS. Co z tego, że ma dobre wyniki w wyborach do parlamentu, skoro odkąd on jest w polityce, PiS na Pomorzu stracił dwa mandaty?
- Nikt nie lubi kłótni. Sam fakt istnienia drużyny w tych wyborach był bardzo osłabiający. Nawet dla motywacji ludzi. Wiadomo też, że zawsze po przegranych wyborach motywacja siada. I trzeba większej mobilizacji, żeby porwać działaczy do pracy. A tu mamy dolewanie oliwy do ognia i kłótnię w rodzinie - słyszę.
Niektórzy twierdzą, że Kacper Płażyński mierzy bardzo wysoko w polityce. I dodają złośliwie, że jego żona już zachowuje się jak pierwsza dama RP. Chociaż na razie została radną sejmiku województwa pomorskiego, startując z pierwszego miejsca na liście.
W ostatniej kampanii samorządowej Płażyński promował tylko swoją drużynę do rady miasta (6 kandydatów) oraz żonę do sejmiku. Przy okazji także siebie. W mediach społecznościowych zamieścił filmik, w którym pokazuje się na tle Gdańska. Ani słowa w nim o pisowskim kandydacie na prezydenta Gdańska Tomaszu Rakowskim. Niezorientowany widz mógł odnieść nawet mylne wrażenie, że oto swoją drużynę promuje rzeczywisty kandydat na prezydenta Gdańska. I w niektórych mediach Płażyński w czasie kampanii uchodził za niego.
Burza w szklance wody?
Przed kilkoma dniami Kacper Płażyński udzielił wywiadu prawicowemu tygodnikowi „Sieci”. Wraca w nim do tematu gdańskiej wojenki, którą nazywa raczej burzą w szklance wody. Jego zdaniem, nic specjalnego się nie dzieje. To tylko dyskusja o efektach wyborczych. A że w jego opinii listy wyborcze nie były ułożone najlepiej, bo kandydat na prezydenta Tomasz Rakowski próbował „wycinać” ludzi mających duże doświadczenie, to on musiał zareagować - czytamy.
W wywiadzie mówił też, że PiS w Gdańsku mógł zdobyć więcej głosów. I że jego drużyna zdobyła prawie 40 procent całego wyniku listy PiS do Rady miasta Gdańska (z jego drużyny weszło troje radnych: Barbara Imianowska, Andrzej Skiba i Przemysław Majewski – dop. aut.). Przekonywał, że to głównie ludzi z jego drużyny widać było na ulicach Gdańska.
CZYTAJ TEŻ: Nitek-Płażyńska kandydatką PiS na prezydenta Gdańska?
Na pytanie dlaczego on sam nie był kandydatem na prezydenta Gdańska w ostatniej kampanii, Płażyński odparł:
„Przypomnę, że ubiegałem się o stanowisko prezydenta Gdańska w 2018 r., otrzymując ponad 35 proc. głosów. Teraz, świeżo po wyborach parlamentarnych, uznałem, że nie będę w stanie przygotować tak dobrej propozycji dla mieszkańców jak wtedy. Poza tym skoro wtedy nie wygrałem, może lepiej, by ktoś inny teraz dostał szansę. Ale nie zamykam tych drzwi, kto wie, co będzie za pięć lat. Na pewno już dziś trzeba przygotowywać ekipę, która rzuci wyzwanie tej republice deweloperów, którą mamy w Gdańsku”.
W listopadzie ubiegłego roku w wywiadzie dla WP, na pytanie czy będzie kandydować na prezydenta RP, tak odpowiadał: - W polityce ważne jest, żeby twardo trzymać się ziemi, a nie odlatywać "kilkanaście centymetrów ponad chodnikami", cytując Paktofonikę. Przecinając spekulacje: nie będę kandydował w wyborach prezydenckich w 2025 roku. Nie było i nie ma takiego tematu. Jestem politykiem zbyt młodym i zbyt mało doświadczonym”.
Krytyka przekazu kampanijnego PiS
Jak na młodego i zbyt mało doświadczonego polityka, Płażyński w wywiadzie dla „Sieci” nie zatrzymuje się tylko na Gdańsku. Zapytany, dlaczego Prawo i Sprawiedliwość straciło władzę w 2023 r., wskazuje, że partia źle sformułowała przekaz kampanijny, pozawalając sobie na krytykę swojej partii.
„Tusk odmieniany przez wszystkie przypadki, także w mediach publicznych. To był kolosalny błąd, bo Polska się zmieniła przez te lata, jako społeczeństwo jesteśmy w zupełnie innym miejscu, mamy wyższy poziom życia i jeszcze wyższe aspiracje. Te brakujące procenty były właśnie w ambitnej, skierowanej do przodu propozycji na kolejną kadencję, której niestety nie przedstawiliśmy. Błędem było też skupianie się na polityce godnościowej bez wskazania, że jest ona środkiem do stania się liderem regionu i kontynentu, dalszych sukcesów gospodarczych, społecznych i politycznych. W relacjach z Unią Europejską też za dużo było mówienia „nie” dla jakichkolwiek zmian bez podkreślania, że mamy własny, pozytywny pomysł na Unię. I jeszcze sprawy może małe, ale bardzo ważne dla wyborców, jak przejrzystość działań, kadrowych nominacji, wynagrodzeń. Za późno reagowano na niektóre oczywiste przykłady nepotyzmu i braku kompetencji” - komentował.
Kacper Płażyński sporo mówi w ostatnich tygodniach o polityce zagranicznej i Unii Europejskiej.
Być może plotki o jego apetycie na PE nie są zbyt mocno przesadzone. Ale jak słychać w kuluarach tej partii na Pomorzu – liderem pomorskiej listy do PE ma być dotychczasowa europosłanka Anna Fotyga. I Płażyński był brany pod uwagę jako drugi na liście. Ale podobno został skreślony, ze względu na jego popularność i wysokie wyniki wyborcze, które mogłyby wyeliminować z tego wyścigu zaprzyjaźnioną od lat z prezesem Jarosławem Kaczyńskim Fotygę
Ale jak będzie? Wkrótce się dowiemy.
Napisz komentarz
Komentarze