Na stadionie rugby w Gdyni w sobotę, 13 listopada reprezentacja Polski pokonała Niemców 21:16. To bardzo cenne zwycięstwo, bo nasi rugbiści nie byli faworytem tej konfrontacji, a bardzo chcą wygrać rozgrywki Rugby Europe Trophy. To trzeci poziom europejskich zmagań, którego zwycięzca awansuje do Rugby Europe Championship, czyli klasy wyższej. Jest na to duża szansa, bo w kuluarach mówi się, że rozgrywki REC zostaną powiększone do ośmiu drużyn. W tej chwili jest tam sześć reprezentacji: Gruzja, Rosja, Rumunia, Hiszpania, Portugalia i Holandia. W grupie „polskiej”, oprócz biało-czerwonych, grają także: Niemcy, Belgowie, Szwajcarzy, Ukraińcy i Litwini.
Polacy w październiku 2021 r. pokonali we Lwowie Ukrainę 27:24, ale wszyscy znający się choć trochę na rugby wiedzieli, że starcie z Niemcami w Gdyni będzie większym wyzwaniem. Rywal zza zachodniej granicy to drużyna doświadczona także w bojach na wyższym poziomie europejskich rozgrywek. Z trybun stadionu w Gdyni było widać, że będzie ciężko. Wielu zawodników niemieckiej drużyny to – jak mawiał były zawodnik i trener polskiej kadry narodowej Marek Płonka – „olbrzymie chłopiska”. Starcie z nimi niczym miłym się nie kończyło. A było tych starć wyjątkowo dużo.
Polacy zmienili taktykę gry w drugiej połowie, ale nadal musieli płacić duża cenę za zdobywanie terenu i zmuszanie do błędów Niemców. Zagrali niewiarygodnie zdeterminowani i znakomicie bronili. Nasi wyszarpali to zwycięstwo, ku olbrzymiej radości prawie trzech tysięcy widzów na stadionie w Gdyni i przed telewizorami. Mecz transmitowała TVP Sport.
Dziennikarze, którzy po meczu czekali na naszych zawodników, mogli zobaczyć, jaką cenę zapłacili polscy rugbiści za wygraną. Chwilę po spotkaniu było podejrzenie, że kapitan reprezentacji Piotr Zeszutek ma złamane żebro, ale ostatecznie diagnoza lekarska okazała się łaskawa dla niego, kolegów z drużyny i kibiców. Szczególnie w kontekście meczu ze Szwajcarią 20 listopada w Warszawie. Z trudem wychodził z szatni Wojciech Piotrowicz, zdobywca wszystkich punktów dla Polski.
– Czułem, że to będzie mecz „na styku”, że będę musiał być maksymalnie skoncentrowany, by trafiać z kopów piłką między słupy – mówił portalowi „Zawsze Pomorze” łącznik ataku kadry i sopockiego Ogniwa. – Wiedziałem, że koledzy na mnie liczą. Widziałem, jaki włożyli ogrom pracy, by zmusić Niemców do błędów. Ile sił ich to kosztowało – dodał.
Wojciech Piotrowicz bardzo chwalił sobie pracę z Moniką Najdą, trenerka przygotowania mentalnego w sporcie.
– Bardzo dużo mi pomaga i to, że radzę sobie ze stresem, to jej zasługa – dodał polski rugbista, który cieszył się z tego, że – choć poobijany – jest po tym meczu zdrowy.
Jednym z tych, którzy na boisku zostawili najwięcej sił, był Jan Cal, zawodnik III linii młyna, który na co dzień gra w Skrze Warszawa.
– Niemcy postawili bardzo ciężkie warunki, grali bardzo szybko. Szykując się do tego meczu, mieliśmy bardzo dobre warunki, po meczu bardzo dobrą regenerację. Cieszymy się, że pod tym względem, pod względem żywienia i fizjoterapii, idziemy we właściwym kierunku. Pamiętamy, jak to wyglądało wiele lat temu. Po to jestem w kadrze, żeby wygrywać, nie ma innej opcji. Zdaję sobie sprawę, że dla mnie to już końcówka kariery – powiedział Jan Cal.
W meczu z Niemcami w reprezentacji Polski grało 10 rugbistów z pomorskich klubów. Byli to: Thomas Fidler, Radosław Bysewski, Sylwester Gąska, Edward Krawiecki, Piotr Zeszutek, Mateusz Plichta, Wojciech Piotrowicz, Michał Haznar (wszyscy Ogniwo Sopot) oraz Grzegorz Buczek (Lechia Gdańsk) i Szymon Sirocki (Arka Gdynia).
Polska - Niemcy 21:16 (3:13)
Punkty dla Polski: Wojciech Piotrowicz 21. Punkty dla Niemców: Eduardo Stella 11, Hassan Ryan 5.
Polska: Thomas Fidler (5. Marcin Siemaszko), Grzegorz Buczek, Radosław Bysewski (64. Sylwester Gąska), Edward Krawiecki, Mateusz Bartoszek, Jan Cal, Dawid Rubasniak, Piotr Zeszutek, Dawid Plichta (59. Mateusz Plichta), Wojciech Piotrowicz, Stasio Maltby, Michał Haznar, Siokivaha Taufui Halaifonua (56. Patryk Reksulak), Ross Cooke (32. Szymon Sirocki), Krystian Pogorzelski.
Napisz komentarz
Komentarze