Tragedia w Główczycach
Kwiecień 2022 r. Główczyce, duża wieś położona około 30 kilometrów od Słupska. Godzina 15.30.
Rodziców nie ma w domu, czteroletnia Wanesa i roczny Franio zostali z dziadkami. Dzieci bawią się same w jednym pokoju, w drugim dziadkowie otworzyli okno balkonowe i zajęli się porządkami. I wtedy starsza dziewczynka prawdopodobnie znajduje pozostawioną przez dorosłych zapalniczkę. Jest ciekawa, co to jest. Sprawdza, czy działa. Działa. Błyskawicznie ogniem zajmują się meble.
Dziadkowie słyszą krzyk dzieci. Wbiegają do środka. Pokój płonie. Jak relacjonowali dziennikarzom wstrząśnięci strażacy, siła ognia była tak duża, że popękały szyby w oknach, a plastikowe ramy zaczęły się topić.
Potem sąsiedzi mówili, że na wieść o tragedii serca rozpadły im się na tysiąc kawałków.
Dzieci jadą najpierw do szpitala w Słupsku. Wanesa ma oparzoną buzię i rączki, ale to stan Frania, u którego stwierdzono poparzenia II i III stopnia połowy ciała budzi największy niepokój lekarzy. Chłopiec trafia na SOR, gdzie zostaje zaintubowany. Lekarze wzywają śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Franek wraz z siostrą lecą do szpitala im. Kopernika w Gdańsku. Potem okazało się, że u dziewczynki oparzenia okazały się mniej groźne, niż wcześniej zakładano. Ale to, co spotkało Franka, stało się dla medyków ogromnym wyzwaniem.
- Ciężko było - mówi dziś pani Malwina, mama poparzonych dzieci.- Przez pierwsze 48 godzin ważyły się losy Frania. Na oddziale Anestezjologii i Intensywnej Terapii Dzieci o życie synka walczył dr Leszek Lewandowski i cały personel medyczny. Później usłyszałam, że Franio miał szczęście - nie zostały poparzone drogi oddechowe.
Kolejny miesiąc Franek utrzymywany był w śpiączce. W lewej dłoni i w stopie stracił większość paluszków. Blizny po oparzeniu zdeformowały twarz i dłonie. Najważniejsze jednak -przeżył.
- Na oddziale Chirurgii i Urologii Dzieci Szpitala im. Mikołaja Kopernika w Gdańsku Franio trafił pod opiekę cudownego lekarza, dr. Dariusza Wyrzykowskiego - opowiada pani Malwina. - To złoty lekarz, z powołaniem, cudowny człowiek. Kiedy coś mnie niepokoi, wysyłam mu zdjęcie,a on, gdy tylko może, zaraz odpisuje.
Dr Dariusz Wyrzykowski zaczynał pracę w klinice chirurgii dziecięcej w latach 90. XX w., gdy rządził nią prof. Czesław Stoba. To wtedy postanowił, że będzie specjalizował się w leczeniu oparzeń u dzieci.
Blizny
Lekarze mówią, że ponad połowa ofiar oparzeń, to kilkulatki. Żywe, biegające, trudne do upilnowania. Tak jak czterolatka z wielkopolskiego Pępowa, która przed tygodniem wpadła do stojącego na podłodze w restauracji ojca kotła z gorącą zupą. Ściągają na siebie obrusy wraz ze szklanką gorącej herbaty, wylewają garnki z wrzątkiem.
Po wielomiesięcznym leczeniu Franek wrócił do Główczyc. Dom, w którym mieszkają rodzice Frania z czworgiem dzieci oraz dziadkowie pod dwóch latach wygląda tak, jak kiedyś. Mieszkanie zostało wyremontowane, odświeżone. Pomogli dobrzy ludzie - sąsiedzi, rodzina, pracownicy opieki społecznej, gminy.
U siostry Franka dziś prawie nie ma po śladu po oparzeniach. Tylko blizny trzyletniego dziś chłopca stanowią największe wyzwanie.
Zdjęcie Frania przed pożarem. Jasnowłosy, uśmiechnięty chłopczyk siedzi na koniku na biegunach. Zdjęcie po pożarze - zdeformowana lewa część twarzy, pozostałości po oparzeniach na lewej ręce i nóżkach.
- Boli go?
- Raczej nie, nie skarży się - mówi matka. - Franio jest ciekawy świata, wszystko go interesuje, jest radosny i pogodny.
Doktor Dariusz Wyrzykowski przyznaje, że trzylatek jest bardzo dzielnym pacjentem.
- Mimo widocznych blizn, deformacji, nie widać, że one go ograniczają - twierdzi lekarz. - Zachowuje się tak, jakby tego nie miał. I choć ma bardzo skrócone palce przy lewej ręce, nadal jej używa. To jest urok pracy z dziećmi, które zachowują się inaczej, niż nastolatkowie i dorośli.
Anna Skrzypczak z Fundacji Votum, pomagającej w zbieraniu pieniędzy na leczenie Franka dodaje, że maluch pozostał towarzyskim, pogodnym i bardzo wesołym chłopcem. Niezależnie od tego, co zadziało się w jego życiu, nie widać w nim lęku przed lekarzami, zabiegami.
Mimo, że rekonwalescencja przebiega w ekspresowym tempie, chłopiec ma jednak problemy z przełykaniem, a ze względu na to, że oparzenia w buzi są bardzo obszerne, także z mową. Wprawdzie mówi w sposób zrozumiały dla rodziców, ale już w kontaktach z otoczeniem jest to duże ograniczenie.
Rodzice robią wszystko, co możliwe, by pomóc synkowi.
- Jeździmy do logopedy, na rehabilitację, psychoterapię - wylicza pani Malwina. - Złożyłam wniosek do poradni psychologiczno-pedagogicznej o wczesne wspomaganie rozwoju. Z Franiem pracuje psycholog i fizjoterapeuta.
Ale blizny zostają.
Mistrz z Bostonu
Prof. Matthias Donelan ze Shriners Children’s Hospital w Bostonie w USA to wybitny specjalista z ponad 40 – letnim doświadczeniem w dziedzinie chirurgii plastycznej związanej z rekonstrukcją oparzeń. Jest współautorem poczytnych podręczników chirurgii plastycznej, w których zamieścił rozdziały na temat rekonstrukcji oparzonych dłoni i kończyn górnych, rekonstrukcji głowy i szyi, zniekształceń oparzeniowych twarzy oraz - ogólnie - z zasad rekonstrukcji oparzeń. Opisał wiele innowacyjnych technik chirurgicznych, które usprawniły opiekę nad pacjentami z oparzeniami.
- W USA istnieje podział na lekarzy leczących ostrą chorobę oparzeniową i chirurgów rekonstrukcyjnych. Matthias Donelan jest chirurgiem rekonstrukcyjnym - tłumaczy dr Dariusz Wyrzykowski. - Pacjenci po oparzeniach często kończą ostrą fazę leczenia z bliznami przykurczającymi , deformacyjnymi. Naszym zadaniem jest próba doprowadzenia do najlepszego efektu i do maksymalnego powrotu pacjenta do normalnego funkcjonowania.
Jedną z koncepcji leczenia poparzonych dzieci jest całkowite pozbycie się blizn. Prof. Donelan jest temu przeciwny.Twierdzi, że blizny są materiałem rekonstrukcyjnym i należy wydobyć z nich maksymalnie dużo. W tym pomagają lasery.- Przed erą laserów w medycynie było to prawie, a nawet całkowicie niemożliwe - przyznaje dr Wyrzykowski. -. Dzięki laserom udaje się zlikwidować nawet duże deformacje.
I to dr Wyrzykowski wpadł na pomysł, by zainteresować światowej sławy specjalistę z Bostonu dramatem małego chłopca z Główczyc.
Jak dotarł do profesora?
- Znamy się z prof. Donelanem od około 20 lat - opowiada gdański chirurg. - Spotkaliśmy się na jednej z konferencji naukowych, poświęconych leczeniu oparzeń u dzieci. A on to robi przez całe życie. Jest to związane z naszym uczestnictwem w pracach Europejskiego Klubu ds. Oparzeń Dziecięcych.
Matthias Donelan jest osobą bardzo otwartą, nie tworzącą barier. Już wcześniej, na zaproszenie polskich chirurgów dziecięcych trzy razy odwiedzał Gdańsk. - Bardzo chętnie przyjeżdża na konferencje, daje wykłady, staramy się korzystać z jego wiedzy i doświadczenia - mówi dr Wyrzykowski.
Kiedy profesor Donelan usłyszał o Franiu, postanowił po raz kolejny przyjechać do Polski. Co istotne, profesor całkowicie zrzekł się honorarium za swoją pracę. Wizyta profesora stała się okazją do zorganizowania kameralnych warsztatów leczenia blizn i deformacji poparzeniowych u dzieci oraz wykonania pięciu zabiegów planowanych na czwartek i piątek 21 i 22 marca. Wszyscy pacjenci są po rozległych urazach oparzeniowych, zdeformowani bliznami przerostowymi. I bardzo można im poprawić komfort życia.
Jednym z operowanych dzieci jest Franio.
W środę prof. Matthias Donelan spotkał się w szpitalu im. Kopernika z dziennikarzami. W spotkaniu uczestniczył także inny specjalista z Niemiec, dr Carsten Krohn, chirurg zajmujący się oparzeniami z kliniki chirurgii dziecięcej w Monachium. Prof. Donelan, pytany o to, jak się czuje z tym, że nie bierze pieniędzy za zabiegi w Polsce, odparł krótko: - Wspaniale. Dziękuję dr. Wyrzykowskiemu, że mogłem przyjechać do Gdańska i podzielić się moją wiedzą i doświadczeniem.
Amerykański chirurg tłumaczył, że każda operacja to szansa na poprawę stanu dziecka. A każdy pacjent jest wyzwaniem. Dlatego lekarze za każdym razem muszą zastanowić się, co jest właściwe dla dziecka i rodziny. Pytany o Franka powiedział, że ma do czynienia ze specjalną sytuacją. - Mamy okazję sprawić, że pacjent będzie czuć się lepiej.
W czwartek Franek trafił na stół operacyjny.
Nie, to jeszcze nie koniec
- Franek ma dopiero 3 latka, rośnie - mówi Anna Skrzypczak z fundacji Votum. - Zabiegi będą potrzebne na każdym etapie wzrostu. W tym przeszczepy, leczenie laserami.
Dr Dariusz Wyrzykowski potwierdza, że przez następne kilkanaście lat Franka czekają kolejne operacje.
- Tak jest z większością naszych rozległe oparzonych pacjentów, których - na całe szczęście - nie mamy aż tak dużo - mówi lekarz. - Już teraz wiemy, że tak rozległe oparzony pacjent, jak Franek, będzie przez nas leczony do 18 roku życia. A potem przejdzie do grona dorosłych pacjentów.
To czas wyzwania dla Franka i jego rodziny. - Jest ciężko - przyznaje pani Malwina. - Jako mama czworga dzieci, w tym Frania z orzeczeniem o niepełnosprawności, wymagającego opieki 24 godziny na dobę, nie mogę iść do pracy. Zresztą jeździmy po logopedach, na rehabilitację. Opatrunki trzeba kupić... Na dom zarabia tata Frania, który pracuje przy układaniu kostki brukowej przy domkach jednorodzinnych.
Niewykluczone, że kolejne zabiegi będą przeprowadzane już w USA. Dlatego Franek musi pozostać pod opieką fundacji Votum, która właśnie uruchomiła kampanię zbiórkową na platformie siepomaga.pl.
- Jego potrzeby będą zmieniać się wraz z kolejnymi zabiegami i wzrostem - wyjaśnia Anna Skrzypczak. - Wiele zostanie objęte refundacją w ramach NFZ, ale fundusz nie wszystko pokrywa.
Co dalej? Czy rozwój medycyny sprawi, że chłopiec z Główczyc będzie mógł całkowicie zapomnieć o tamtym dramacie?
Lekarze tłumaczą - nikt nie może być pewien, że ostatecznie Franek będzie zadowolony ze swojego wyglądu. Czy zaakceptuje go? - Tego nie wiemy - rozkłada ręce dr Wyrzykowski. - Wielu nastolatków rezygnuje z kolejnych zabiegów. Mówią: dosyć. Już się nacierpiałem. I akceptują swój wygląd takim, jaki jest.
Napisz komentarz
Komentarze