Jeszcze w ubiegłym roku pojawiło się kilka pomysłów uczczenia setnej rocznicy powstania tego klubu, bastionu polskości w Wolnym Mieście Gdańsku. Niedawno dwóch radnych miasta Gdańska wpadło na pomysł, by jeden z gdańskich tramwajów nazwać i pomalować w barwy Gedanii. To miałoby uczcić jubileusz 100-lecia gdańskiego klubu. Z taką inicjatywą wyszli Piotr Gierszewski z Prawa i Sprawiedliwości i Andrzej Kowalczys z Koalicji Obywatelskiej. To cenne, choćby z punktu widzenia relacji obu tych ugrupowań politycznych i dowód na to, że sport może łączyć. W Gdańsku zasłużeni dla miasta ludzie są upamiętniani na tramwajach. Odstępstwo od tej zasady zrobiono w przypadku Lechii, najpopularniejszego klubu Gdańska. Być może ten precedens w jakimś stopniu ułatwił wspólną decyzję gdańskich radnych.
Problem w tym, że miasto na razie nie ma wystarczającej liczby taboru, więc na realizację ewentualnej tramwajowej wizji uczczenia Gedanii trzeba będzie poczekać. Z pomysłem wmurowania tablicy upamiętniającej miejsce i czas powstania klubu na domu św. Józefa przy dzisiejszej ul. Garnacarskiej wystąpiła w grudniu ubiegłego roku redakcja „Zawsze Pomorze”. Pojawił się też pomysł, by w Gdańsku jedną z ulic nazwać „Pokoleń Gedanii Gdańsk”, ale zbyt mocno przypomina on fakt nadania podobnej nazwy ulicy związanej ze stadionem, na którym swoje mecze rozgrywa dziś Lechia. Gedania zasługuje na coś szczególnego i z tego faktu trzeba sobie zdać sprawę.
To klub, który zrzeszał głównie polskich robotników, pracowników poczty i kolei. Nie byli ludźmi zamożnymi, ale bardzo świadomymi swojej sytuacji w Wolnym Mieście Gdańsku. Polacy stanowili w nim według najbardziej korzystnych szacunków ok. 8-10 procent. Miasto było zdominowane przez Niemców, którzy z czasem zaczęli dość jednoznacznie dawać do zrozumienia, co sadzą o obecności Polaków w Gdańsku. Gedania, mimo szykan, była przez lata największym klubem sportowym w Wolnym Mieście Gdańsku, organizacją dającą poczucie przynależności do Polski, taką biało-czerwoną wyspą na niemieckim morzu. To nie zmieniało faktu, że klub był otwarty dla członków innych narodowości. Pracowali i trenowali w nim Niemcy jak np. znakomity trener boksu Martin Arlt, czy świetny napastnik żydowskiego pochodzenia Leon „Lipek” Keller. Zasady, obyczaje, poczucie wspólnoty i rosnące zagrożenie ze strony hitlerowskich Niemiec bardzo mocno konsolidowały przynależność do Gedanii.
Coraz większa aktywność bojówek hitlerowskich w Gdańsku w latach 30. skierowana wobec gdańskich Polaków, a co za tym idzie wielu gedanistów, „owocowała” w pozasportową działalność członków zwłaszcza takich „wydziałów” jak strzelecki, motocyklowy czy boksu. Z resztą w każdej sekcji, zwanej przed wojną wydziałem, nie brakowało patriotów, którzy zginęli za Polskę podczas II wojny światowej. W znakomitej książce Janusza Trupindy „ KS Gedania – klub gdańskich Polaków (1922-1953) jest 115 nazwisk gedanistów, którzy wojny nie przeżyli. Po wojnie Gedania była na celowniku władz PRL, bo te wiedziały, że w 1945 roku reaktywowali ją autochtoni, uważani przez komunistów za...obywatel drugiej albo trzeciej kategorii. Dramat gedanistów polegał na tym, że walcząc o polskość przed wojną, po niej byli przez nowe władze traktowani...jak Niemcy. Wszystko dlatego, że byli obywatelami Wolnego Miasta Gdańska.
- O gedanistach można powiedzieć, że wpadli w czarną dziurę historii – mówi prof. Janusz Trupinda. Jak się popatrzy na opracowania dotyczące polskiego sportu np. z czasów wojny, to gedanistów w nich nie ma. Z drugiej strony piłkarze Gedanii, którzy bardzo mocno dawali się we znaki ligowym drużynom z Wolnego Miasta Gdańska i Prus Wschodnich, są w odnotowywani w zestawieniach niemieckich, ale próżno szukać jakiegoś szerszego omówienia. Po wojnie nowa władza ludowa tolerowała Gedanię przez rok, a później przyszedł czas na innych, bardziej słusznych. To był klimat, który gedaniści znali sprzed wojny, czyli podejrzliwość i ciągłe pytanie: "Czy w Gdańsku mogło być coś polskiego?" - mówił prof. Janusz Trupinda na łamach „Dziennika Bałtyckiego” w kwietniu ubiegłego roku.
Ale i dziś często zapomina się, że Gedania to także klub pierwszego powojennego polskiego złotego medalisty olimpijskiego, pięściarza Zygmunta Chychły, a także innych medalistów olimpijskich jak: Brunon Bendig, Jadwiga Książek-Marko, Czesława Kościańska i Małgorzata Dłużewska. To klub, który w przeszłości dawał Gdańskowi, Pomorzu i Polsce medale mistrzostw świata i Europy.
Kilka dni temu Instytut Pamięci Narodowej w Gdańsku ogłosił plany upamiętnienia wybitnych gdańskich Polaków. Nie bez przyczyny ma to nastąpić w 2022 roku, czyli roku 100-lecia Gedanii.
Historia klubu to także historia tego miasta i dawnych jego mieszkańców. Ale okazuje się, że nie tylko. Ci z państwa, którzy interesują się Gdańska oraz Gedanii historią, mogli natknąć się na przedwojenne zdjęcia piłkarzy gdańskiego klubu. Na wielu z nich zazwyczaj bramkarz trzyma w rękach pluszową małpkę, maskotkę drużyny. Wiele wskazuje na to, że przypisaną niejako do piłkarzy Gedanii, bo są też zdjęcia np. wydziału kobiet Gedanii, na których sportsmenki gdańskiego klubu trzymają w rękach pluszowego misia.
W grudniu 2020 roku wydany został zbiór opowiadań „Z miasta”, którego autorem jest Ernest Jezionek. Jedno z tych opowiadań nosi tytuł „Klemens”. Tak miał na imię bramkarz Gedanii Klemens Borus. To jedna z tych historycznych postaci, które warto pamiętać. Był nie tylko sportowcem, ale i polskim kolejarzem oraz harcerzem. Został aresztowany w 1941 roku, a w rok później zamordowany przez hitlerowców w więzieniu. Miał 29 lat.
- Chciałbym odtworzyć tę małpkę – mówi Ernest Jezionek. Jestem już po rozmowach z pracownią plastyczną Teatru Miniatura w Gdańsku oraz Muzeum Poczty Polskiej w Gdańsku, gdzie mogłaby zamieszkać wraz z innymi cennymi pamiątkami po Gedanii. Małpka miała na sobie miniaturową koszulkę Gedanii, białą z czerwonym pionowym paskiem i szorty. Skąd ten pomysł? Cała książka Jezionka jest oparta na publikacjach przedwojennej „Gazety Gdańskiej”. Tam pojawił się temat Gedanii, który dla autora był szczególnie interesujący po roku 1933. - To wtedy zaszły w Gdańsku wielkie zmiany społeczno-polityczne. Bohaterowie moich opowiadań to ludzie, o których gazeta pisała w swojej kryminalno-obyczajowej rubryce „Z miasta” w latach 1933 i 1934 – dodaje pisarz. Czytając te wiadomości, wchodziłem w klimat dawnego Gdańska, który tworzyli jej bohaterowie. Prawdziwi ludzie. Pisząc o nich starałem się na swój sposób przywracać pamięć o tych gdańszczanach. To z tej gazety dowiedziałem się, że piłkarze Gedanii zostali w 1933 roku mistrzami Wolnego Miasta Gdańska. W opowiadaniu „Klemens” chciałem, by narratorem była ta małpka. Ona opowiada historię Borusa i jego kolegów z drużyny, a właściwie dopowiada to, co nie zostało napisane w gazetach.
"Uparcie trwam i pamiętam, podczas gdy ludzie chorują na zanik pamięci. Więc zabierz mnie, proszę. Postaw na półce, a ja będę ci opowiadać, gdy kiedykolwiek spojrzysz mi w oczy." - mówi w opowiadaniu „Klemens” małpka, którą znalazł pracownik zajmujący się rozbiórką tego, co zostało po stadionie przy ul. Kościuszki...- Moim marzeniem jest, żeby małpka znów ożywiła pamięć. Oparta o zdjęcie siedziałaby na tle chłopców w białych koszulkach z amarantowymi pasami, gotowa opowiedzieć historię zespołu komukolwiek, kto spojrzałby jej w oczy – mówi autor.
Ernest Jezionek mówi, że miłość do Gdańska odkrył jako nastoletni chłopak. - Zobaczyłem od strony Motławy wschodnią ścianę kościoła św. Jana z częścią napisu „Anno Domini…” i tak Gdańsk został we mnie chyba na zawsze – dodaje.
Pisząc książkę starał się chodzić szlakami swoich bohaterów. To dzięki nim poznał to miasto lepiej. Jego zdaniem Gedania zasłużyła na więcej niż dostała od miasta do tej pory, bo klub i ludzie z nim związani to zbyt ważna część Gdańska, by o nich nie pamiętać.
Napisz komentarz
Komentarze