Kiedy dwie autorki kryminałów zjeżdżają do kopalni, to muszą na powierzchnię wyjechać z trupem. Czy tak? W jaki sposób narodził się pomysł na "Wyrobisko"?
Małgorzata Oliwia Sobczak. Rok temu po Targach Książki w Krakowie wybrałyśmy się na wycieczkę do kopalni soli w Wieliczce. Zeszłyśmy pod ziemię i wraz z przewodnikiem przemierzałyśmy kilometry ciemnych tuneli. I oczywiście od razu wyobraźnia zaczęła pracować, tym bardziej, że okazało się, że przy wejściu nie ma żadnych zabezpieczeń, nikt nikogo nie sprawdza, i tak naprawdę można do kopalni wnieść wszystko, co tylko się chce.
Co było tym pierwszym impulsem do snucia powieści?
Moment, gdy z ciemności wyłoniła się rzeźba mężczyzny obracającego kołowrotem. Spojrzałam do środka studni i jak na prawdziwą kryminalistkę przystało powiedziałam do Ewy: „Świetnie wyglądałby w tym miejscu trup”. A Ewa od razu podłapała. No i tak chodząc po tych ciemnych tunelach i komorach, zaczęłyśmy przerzucać się fabularnymi pomysłami. W międzyczasie przewodnik opowiadał legendy związane z kopalnią, dzielił się ciekawostkami, które tylko nas napędzały. Pamiętam, jak przystanęliśmy przy solnym jeziorze w komorze Erazma Borącza i szepnęłam do Ewy: „Uuu, tu ktoś mógłby kogoś popchnąć i nigdy nie odnaleziono by ciała”, na co Ewa zaczęła się śmiać i powtórzyła za przewodnikiem, że ta woda jest tak zasolona, że wszystko natychmiast wypychane jest na jej powierzchnię. „A, no to w takim razie ciało by tu dryfowało” – postanowiłyśmy. Punktem kulminacyjnym tej wycieczki był wyjazd na górę windą. Ciasną, drewnianą, bez światła. Gdy ruszyła, cała zaczęła się chybotać i trzeszczeć, światło raz po raz wpadało przez szczeliny desek do środka, a moja niecierpiąca zamkniętych przestrzeni siostra, która nam w tej wycieczce towarzyszyła, zaczęła krzyczeć w głos. A oczywiście Sobczak i Przydryga były podekscytowane. Bo uwielbiają adrenalinę, a przede wszystkim dlatego, że wyjeżdżały na powierzchnię z gotowym scenariuszem na książkę.
Dlaczego kopalnia? Bo pod ziemią wszystko wydaje się inne?
M.O.S. Podziemna przestrzeń niewątpliwie charakteryzuje się tym specyficznym, dusznym klimatem, który jest kluczowym elementem każdego dobrego thrillera. Klaustrofobiczne korytarze, zawalone pustki, ciasne zakamarki, sakralne komnaty, wyrastające raz po raz rzeźby mitycznych postaci i stworów. A do tego niosące się echo każdego postawionego kroku. Od początku poczułyśmy, że to doskonała sceneria dla mrocznej i mocnej opowieści, w której z czasem wszyscy zaczynają mieć wątpliwości, co jest prawdziwe, a co stanowi jedynie produkt wyobraźni i narastających lęków. Tym bardziej, że sami górnicy pracujący w wielickiej kopalni nierzadko wspominają o przemykających tam cieniach i migocących światełkach, które uosabiają z pokutującymi w tym miejscu duszami licznych zmarłych. Kultura duchowa związana z Wieliczką jest naprawdę rozwinięta, co widać nie tylko po imponującej liczbie obiektów sakralnych, ale i po wielu legendach, jakimi obrosły wielickie korytarze, a które my skrupulatnie wykorzystałyśmy do zbudowania nastroju napięcia i grozy.
Czytając "Wyrobisko" ani przez moment nie czułam fastrygi. Miałam wrażenie, że to pisała jedna osoba. Idealny z was duet. Jednorazowy?
M.O.S. Raczej tak. Pisanie to bardzo osobisty proces, w którym zamykamy nasze wewnętrzne emocje i rozwijamy bardzo indywidualne wizje. I z zasady najlepiej robi się to w samotności, gdy nikt nie patrzy, gdy nikt nic nie narzuca, gdy można oddać się temu w całości bez żadnych ograniczeń. Ale oczywiście tak jest tylko z zasady, bo gdy z zaskoczenia przychodzi historia kategorycznie chcąca się opowiedzieć, a do tego spotyka się właściwą osobę, z którą można połączyć siły twórcze, następuje niezwykłe sprzężenie. Nie wiem, czy można to odtworzyć. Myślę, że było w tym coś prawdziwie mistycznego i niepowtarzalnego.
Kultura duchowa związana z Wieliczką jest naprawdę rozwinięta, co widać nie tylko po imponującej liczbie obiektów sakralnych, ale i po wielu legendach, jakimi obrosły wielickie korytarze, a które my skrupulatnie wykorzystałyśmy do zbudowania nastroju napięcia i grozy.
Małgorzata Oliwia Sobczak
Jak się pisze w duecie? Kto kim rządzi i kto jest od czego? Kto jest od zwrotów akcji, a kto od emocji?
Ewa Przydryga. Dla pisarza, który jest przyzwyczajony do autonomii i podążania jedynie za własnymi myślami, praca w duecie jest na pewno nowym wyzwaniem. Próba przejmowania władzy na jakimkolwiek etapie wspólnej pracy byłaby jednak posunięciem zgubnym. Zamiast łączenia sił, a przecież o to właśnie chodzi, mogłoby to doprowadzić do niepotrzebnych sporów. W naszym przypadku praca nad wspólną książką była otwierającym się polem do współpracy, dostrzeganiem wzajemnego punktu widzenia i dopasowywaniem dwóch wizji, czasem skrajnie od siebie różnych. Kolaboracja to także wydobywanie tego, co jest w każdej z nas naszą najmocniejszą stroną. Siłą Małgosi jest umiejętność prowadzenia scen mocno naznaczonych akcją i zmianami napięcia, a także pogłębiony techniczny research. Moją siłą natomiast jest skrupulatna wiwisekcja natury ludzkiej i plastyczność w prowadzeniu działań bohaterów. Zdecydowałyśmy się więc na podział dwóch płaszczyzn czasowych w taki sposób, by uwypuklić nasze mocne strony. Małgosia odpowiadała za akcję w kopalni, a ja za flashbacki, które powoli ujawniały drugie oblicze bohaterów. Pozwoliło mi to wyposażyć każdego z nich w motyw dla popełnienia zbrodni, którą skrupulatnie utkała Małgosia.
W naszym przypadku praca nad wspólną książką była otwierającym się polem do współpracy, dostrzeganiem wzajemnego punktu widzenia i dopasowywaniem dwóch wizji, czasem skrajnie od siebie różnych. Kolaboracja to także wydobywanie tego, co jest w każdej z nas naszą najmocniejszą stroną.
Ewa Przydryga
„Wyrobisko" to przede wszystkim thriller psychologiczny. Są tu zwroty akcji ale też ciekawe historie bohaterów zamkniętych pod ziemią bohaterów.
E.P. I tu właśnie wkracza ta pewna dwoistość, która powstała z połączenia tego, co dla nas charakterystyczne i nam bliskie. Pod ziemią akcja toczy się błyskawicznie. Na przestrzeni zaledwie kilku godzin grupa ośmiorga ludzi musi stoczyć walkę na śmierć i życie z zabójcą, ze swoimi słabościami, ale przede wszystkim z niebezpiecznym klaustrofobicznym podziemnym światem składającym się z miriady komór. Światem, w którym w każdej chwili może dojść do kolejnego tąpnięcia. Pojawiają się wtedy dyktowane impulsem decyzje, wkracza apatia albo, wręcz przeciwnie, wola walki. A z drugiej strony mamy toczącą się dwutorowo akcję, która odsłania te wszystkie skrzętnie ukrywane przez naszych bohaterów oblicza. Z biegiem czasu okazuje się, że mają ich wiele. Zanurzamy się w ich myślach, a także przeszłości, która w dużej mierze warunkowała ich osobowości i wpływała na życiowe wybory. Na przykład dowiadujemy się, że za bezwzględnym rekinem biznesu stoi przestraszony chłopiec, który musiał dźwignąć ciężar straty ojca i za wszelką cenę nie chciał stać się taki jak on. Za innym, uzależnionym członkiem ekipy filmowej, stoi nastolatek, któremu przed oczami wciąż odtwarza się strata bliskiej osoby, wyryty w jego myślach obraz z przeszłości. Podobnie jak bohaterów „Wyrobiska” wielu z nas kształtują ludzie, sytuacje i traumy, ze szponów których trudno jest się nam uwolnić.
M.O.S. Kluczową kwestią, którą trzeba było skonsultować, była kwestia wybuchu, do który tak naprawdę otwiera naszą wielicką opowieść. Natomiast okazało się, że podczas eksploatacji soli uwalnia się metan, czyli gaz lżejszy od powietrza, gromadzący się przy stropach wyrobisk. Metan zaś po połączeniu z powietrzem tworzy mieszankę wybuchową. Tym samym wystarczyłaby mała iskra, aby wywołać podziemny pożar i podziemną eksplozję, którą można byłoby porównać do wybuchu bomby kasetonowej. Fala gorącego powietrza w takim wypadku przekroczyłaby dwa tysiące stopni Celsjusza, a fala uderzeniowa, jaka rozeszłaby się po korytarzach, zmiotłaby naszych bohaterów z powierzchni. Na szczęście w sukurs przyszedł nam pan Mariusz Gregorczyk, wydawca środków strzałowych, który poradził nam, jak wysadzić kopalnię, bez wysadzania wszystkiego w powietrze (śmiech).
Co panie najbardziej pociąga w pisaniu kryminałów?
M.O.S. Konstrukcja. Bo w tego typu opowieściach jakieś dramatyczne wydarzenie w postaci śmierci, zabójstwa, czy tajemniczego zniknięcia, zawsze staje się punktem wyjścia dla snucia dużo głębszej i refleksyjnej historii. Oczywiście ważne jest ustalenie, kto stoi za złem. Ale równie ważne jest pokazanie, co zostaje, gdy odchodzi ktoś bliski. Jak wygląda świat po stracie. Jakie uczucia duszą bohaterów – zarówno tych, którzy stoją za zbrodnią, tych, którzy są o nią podejrzewani, jak i tych, którzy jej doświadczyli. To daje ogromną pulę możliwości autorowi. Autorowi, który ma pobudzać w czytelnikach zarówno adrenalinę, jak i trwogę oraz wszechogarniające współczucie.
E.P. Mnie w pisaniu thrillerów psychologicznych, bo w tym literackim gatunku się poruszam, najbardziej fascynuje możliwość zanurzania się w myślach moich bohaterów i siedzących w ich duszach mrokach, które kryją przed światem. Każda kolejna książka to także próba zmierzenia się z zupełnie nowym zagadnieniem, wokół którego zbudowana jest fabuła. I tak w przypadku mojej poprzedniej książki była to wiedza na temat technologii typu smart house, a także architektury wpisującej się w nurt brutalizmu. Teraz są to kolejne obszary związane z psychologią i psychiatrią. Każda kolejna próba wejścia pod skórę bohaterów, łączenia niteczek składających się z zebranych po drodze wskazówek, plot twistów, czy zupełnie różnych głosów, których udzielają mi bohaterowie, jest fascynującą podróżą w nieznane. Doceniam także możliwość rozwoju, który jednak najczęściej odbywa się poza świadomością, a który kształtują rozmowy, spotkania, z czytelnikami i innymi autorami, i dojrzałość twórcza, które przybiera na mocy wraz z biegiem czasu.
Nad czym teraz panie pracujecie? Czy będą to kryminały osadzone na Pomorzu?
E.P. Prace nad moją kolejną są już na dość mocno zaawansowanym etapie. I tym razem poruszam się na dwóch płaszczyznach czasowych - przeszłość będzie naznaczona śmiercią, która niesłusznie przypisana została nieszczęśliwemu wypadkowi. Stanie się ona punktem wyjścia do zabójstwa, do którego dojdzie kilka lat później. W pewnym momencie oba te plany czasowe zaczną się zazębiać… Tym razem na miejsce zdarzeń wybrałam malownicze Puszczykowo, bliskie mojemu sercu miasteczko położone w wielkopolskim lesie.
M.O.S. Zdecydowanie wracam na Pomorze, które nieodmiennie mnie fascynuje i inspiruje. To będzie mój siódmy kryminał rozgrywający się w Trójmieście, a nadal mam poczucie, że nie wyeksploatowałam tej przestrzeni nawet w połowie. Ale jak widać, każde miejsce ma swój urok. Zarówno te piękne i pełne oddechu, jak i te mroczne i wabiące w swe czeluście. Najważniejsza jest umiejętność, by wydobyć z wybranej przestrzeni ten swoisty charakter, czyniący ją pełnoprawnym bohaterem powieści.
Napisz komentarz
Komentarze