Czy był pan zaskoczony dymisjami generałów Andrzejczaka i Piotrowskiego?
W pewnym sensie tak. Sam fakt, że dwóch najważniejszych generałów składa wypowiedzenie w jednym czasie - i to właśnie na tydzień przed wyborami i w określonej sytuacji geostrategicznej wokół Polski, musi zaskakiwać i pewnie jeszcze jakiś czas będziemy dyskutować na temat jego przyczyn.
Te odejścia w takim czasie mogą się wydawać krokiem nieodpowiedzialnym. A też i przeciwskutecznym, bo ich efektem jest m.in. awans generała Kukuły, który ma za sobą bardzo szybką ścieżkę kariery, brak doświadczenia i do tego uchodzi za bardzo podatnego na wpływy polityczne.
To prawda, ale należy na to patrzeć jako na pewien proces. Relacje generałów z ministrem obrony były nienajlepsze od dłuższego czasu. I musiało nastąpić jakieś zdarzenie, które przelało tę czarę goryczy. Ale co to było? Dlaczego akurat w tym momencie? Dlaczego nie poczekali do końca kadencji? To najlepiej może nam wyjaśnić pan minister. Jeśli tego nie zrobi lub w wyjaśnieniach będzie mijał się z prawdą, to prawdopodobnie ci generałowie zabiorą głos. Ten powód powinien zostać wyjaśniony po wyborach, żeby bezpośrednio nie kojarzyć całej sprawy z walką wyborczą. Natomiast wyjaśniony powinien być, i tego oczekiwać powinien również obywatel, który płaci podatki. Obecnie mamy w wojsku wielkie inwestycje, wiele bardzo kosztownych programów modernizacyjnych, za które będą płacić jeszcze następne pokolenia. To są, że tak powiem, inwestycje obywateli i dlatego mają oni prawo wiedzieć, co się w wojsku dzieje. Nie można wszystkiego skrywać za zasłoną ochrony tajemnicy wojskowej. Płatnik podatków ma prawo i obowiązek oczekiwać sprawnego wojska, na miarę finansów, które są na ten cel wydawane.
Czy pan ma jakieś swoje podejrzenia, domysły na temat, co spowodowało, że właśnie teraz generałowie podjęli taką decyzję?
Szczególnych informacji wewnętrznych nie posiadam, a gdybym je posiadał, to i tak bym ich nie ujawniał, gdyż to powinno być zastrzeżone dla zainteresowanych stron, a więc pana ministra i generałów.
Generał Pytel w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” mówił, że uważa za wielce prawdopodobne, że PiS w razie przegranej, może próbować użyć wojska do utrzymania władzy, i że jego zdaniem właśnie to mogło być powodem rezygnacji szefa Sztabu Generalnego i dowódcy operacyjnego sił zbrojnych. Myśli pan, że to rzeczywiście jest prawdopodobne? I czy w takim wypadku dymisje generałów nie byłyby błędem? Bo gdyby pozostali na stanowiskach, to mogliby nie dopuścić do takiego scenariusza.
Generał zawsze jest w dosyć trudnej sytuacji, bo z jednej strony ma cywilnego przełożonego, który decyduje o wielu sprawach dotyczących jego służby, a z drugiej strony ma podwładnych, którzy przyglądają mu się bardzo krytycznie, oczekując od niego racjonalnych i profesjonalnych zachowań. Żaden podwładny nie chce mieć przełożonego, który się zachowuje nieracjonalnie, partyjnie czy coś w tym rodzaju. Nie mam takich informacji, jak te, na które powoływał się we wspomnianym artykule generał Pytel, w związku z powyższym nie chcę ani zaprzeczać, ani potwierdzać. Natomiast jestem przekonany, że żołnierze niczyich rozkazów idących w tym kierunku, o którym jest tam mowa, nie chcieliby wykonywać. A gdyby wykonywali, to bardzo formalnie, bez efektu.
Wprowadzenie cywilnej kontroli nad armią to jedno z osiągnięć polskiej transformacji. Tymczasem w tym konkretnym wypadku wygląda na to, że coś tu zaszwankowało.
Cywilna kontrola nad siłami zbrojnymi jest normalnością w państwie demokratycznymi i wydaje mi się, że sto procent generałów z tym nie ma problemów. Natomiast sposób jej sprawowania może wzbudzać kontrowersje. Bo jeżeli ta cywilna kontrola ma służyć sprawom partyjnym, uprawianiu polityki wewnętrznej, wspieraniu danej osoby, czy siły politycznej, to na taką cywilną kontrolę raczej żaden żołnierz nie chciałby się zapisywać. Będąc w służbie osobiście współpracowałem z wieloma ministrami obrony narodowej, prezydentami i nigdy problemów z cywilną kontrolą nad siłami zbrojnymi nie miałem. Z tego powodu czuję się szczęściarzem. Natomiast jestem w stanie sobie wyobrazić jakie katorgi przeżywa generał, który ma takie kłopoty, który widzi, że wszystko idzie w złą stronę.
Bezpieczeństwo naszego państwa jest oparte na kilku filarach. Jednym z nich są zdolności obronne naszych sił zbrojnych. Tego typu nieplanowane, nieprzygotowane odejścia w sensie kadrowym, jakiś negatywny wpływ na te zdolności będą miały. To jest zagrożenie dla ciągłości i racjonalności działania sił zbrojnych.
Jak ta dymisja może wpłynąć na obronność Polski czy bezpieczeństwo Polski?
Bezpieczeństwo naszego państwa jest oparte na kilku filarach. Jednym z nich, ale nie jedynym, są zdolności obronne naszych sił zbrojnych. Tego typu nieplanowane, nieprzygotowane odejścia w sensie kadrowym, jakiś negatywny wpływ na te zdolności będą miały. W wojsku jest zasada, że każdy przełożony, za wiedzą swojego przełożonego, przygotowuje sobie dwóch, czasem trzech ewentualnych następców. To się odbywa na wszystkich szczeblach dowodzenia, nie tylko na tych najwyższych. Potem, jeśli – we wcześniej uzgodnionym terminie – odchodzi na wyższe stanowisko, albo do cywila, to wyższy przełożony ma do dyspozycji tych przygotowywanych kandydatów, z których wybiera jednego. To zapewnia kontynuację. W tym wypadku mieliśmy do czynienia z odejściem gwałtownym i – z tego co widzę – następca raczej nie został wybrany z grona tych dwóch-trzech osób przygotowywanych do tej roli, bo on sam przecież na swoim dotychczasowym stanowisku był tylko kilka miesięcy. To jest zagrożenie dla ciągłości i racjonalności działania sił zbrojnych. Mam nadzieję, że ci, którzy zastąpili już odchodzących generałów, dołożą wszelkich starań, aby jak najszybciej wejść – jak to się w wojsku mówi – na obroty eksploatacyjne i wypełnić tę lukę.
Mówił pan tu o jednym filarze naszego bezpieczeństwa militarnego. Innym są sojusze i nasza obecność w międzynarodowych strukturach obronnych, a konkretnie w NATO. Jak pan w tym kontekście ocenia nieobecność ministra Błaszczaka na tym ostatnim szczycie ministrów obrony w Brukseli?
Nieobecność na spotkaniach natowskich zawsze ma wymiar symboliczny, wskazujący na coś. I tutaj widać było, że dla pana ministra uczestnictwo w akcji propagandowej jest ważniejsze, niż uczestnictwo w tym szczycie. To pokazuje priorytety pana ministra. Coś podobnego oczywiście nie powinno mieć miejsca.
Napisz komentarz
Komentarze