Badanie platformy edukacyjnej Preply przeprowadzono na mieszkańców 19 największych miast w Polsce. Pytano ich jak często, w jakich sytuacjach i w jakim towarzystwie używają słów powszechnie uznawanych za nieparlamentarne.
Wyniki, nie da się ukryć, wstrząsnęły miastem "z morza i z marzeń". Okazało się, że przy średniej krajowej 19 przekleństw dziennie, gdynianie znacznie podnoszą poprzeczkę używając wulgaryzmów aż 31 razy w ciągu dnia. Tuż za Gdynią lokuje się Bydgoszcz (29 przekleństw), a niedaleki Gdańsk zajmuje godne, dziesiąte miejsce w Polsce z obywatelami klnącymi zaledwie 14 razy każdego dnia.
To jakieś pomówienie?
Gdynianie, jak to gdynianie, natychmiast podzielili się na tych, którzy podważają wartość raportu, jak i na tych, którzy uważają, że jego wyniki wyraźnie zaniżono.
Dr Andrzej Kolejewski, urodzony jeszcze przed wojną w Gdyni, znany gdyński chirurg, były dyrektor tutejszego pogotowia stwierdza kategorycznie: - To jakieś pomówienie. Moim zdaniem trzeba by było dowiedzieć się, jak były prowadzone te badania. Z wieloletniego doświadczenia, a pracowałem jako biegły sądowy, jako lekarz, pomagałem gdyńskim bezdomnym, mogę powiedzieć jedno - nigdy w mojej obecności nie używano przekleństw. Z jednym wyjątkiem - poletka politycznego. Zdarzało mi się usłyszeć mocniejsze słowo podczas dyskusji, czasem też przy słuchaniu tego, co mówią politycy. Padają wówczas kalumnie, widać brak chęci pojednania. To jest niezdrowe. Skończy się to tak, że naród dostanie głębokiej depresji i nikomu nie będzie zawierzał.
Pan Michał (nie chce, by podawać jego nazwisko) uważa, że trudno odnosić się do raportu inaczej niż z humorem. - To nie są żadne wyniki - mówi. - Zarówno skala jak i metodologia nie mówią nic o temacie. Osobiście interpretuję to w taki sposób, że być może ta garstka gdynian, która była odpytywana, przeklina właśnie najmniej, ale podaje relatywnie wysokie liczby, mając wysoką świadomość czym jest przekleństwo.
To jakieś pomówienie. Moim zdaniem trzeba by było dowiedzieć się, jak były prowadzone te badania. Z wieloletniego doświadczenia, a pracowałem jako biegły sądowy, jako lekarz, pomagałem gdyńskim bezdomnym, mogę powiedzieć jedno - nigdy w mojej obecności nie używano przekleństw. Z jednym wyjątkiem - poletka politycznego.
dr Andrzej Kolejewski
Pan Michał właśnie wrócił z narciarskiego urlopu, z miejsca gdzie zorganizowano „Tydzień polski”. - Miałem tam przegląd populacji z całego kraju, znacznie większy niż autor tego „badania”- dodaje. - Z zasłyszanych w gondolach, w kolejkach i w jadłodajniach rozmów postawię tezę, że wiele osób pytanych o liczbę przekleństw, nie uwzględnia przecinków w postaci słowa „k...a” ani też uniwersalnego czasownika „j....ć” z różnymi przedrostkami typu: roz-, za-, przy-, od-, itp. Reasumując - nawet gdyby poważnie potraktować wyniki, to gdynianie najprawdopodobniej przeklinają mało i nie stracili wrażliwości na to czym jest przekleństwo.
Z kolei Katarzyna Hipsz, od urodzenia gdynianka, uważa, że w rankingu jest wiele prawdy.- Kiedy idę ulicą, cały czas słyszę przekleństwa - twierdzi. - Kiedyś, gdy ktoś powiedział "cholera", wszyscy się odwracali. Teraz brak reakcji. Pamiętam, jak przed laty siedzieliśmy z mężem w "Mindze", na zewnątrz. Obok trzech panów, wyglądali całkiem przyzwoicie, ale wyjątkowo rzucali mięsem. Widocznie nie potrafili mówić inaczej, niż z "przecinkiem". Mąż do nich podszedł, zwrócił uwagę. Przeprosili. Wychodząc, powtórzyli przeprosiny.
Jaka jest Gdynia?
Coś jednak, na kształt zuchwałości językowej, tkwi w gdynianach. Uwielbiający swoje miasto mieszkańcy Krakowa publikują posty na Facebooku w grupie "Kocham Kraków", obywatele miasta Łodzi zaglądają na grupę "Łódź jaką znam", sprawami wrocławian zajmuje się społeczność zrzeszona w grupie "Wrocław kocham", a użytkowników mediów społecznościowych stolicy Podlasia ogarnia "Spotted Białystok".
I tylko gdynianie mają grupę o nazwie "Gdynia jest zajebista".
Powstała około 10 lat temu grupa zrzesza ok. 84,4 tysiąca osób. Jak mówi jeden z jej administratorów, Janusz Borzym, dziś zapewne polityka Facebooka nie dopuściłaby do umieszczenia drugiego członu tej nazwy. Ale wtedy się udało...
Skąd nazwa? - Jest trzech administratorów grupy i każdy z nich dołożył swoją cegiełkę - wspomina Janusz Borzym. - Chcieliśmy założyć forum niezależne od Urzędu Miasta, komercji, polityki, na którym będą mogli się wypowiedzieć mieszkańcy. Zastanawialiśmy się w większym gronie jak nazwać grupę. I właściwie każdy z nas, rozmawiając o mieście, w którym żyjemy, używał słowa "zajebiste". To poniekąd kontrowersyjne słowo miało na celu przyciągnąć większą ilość potencjalnych forumowiczów. Klamka zapadła jednak jakiś czas później.
Biesiadując większą grupą w lokalu nad brzegiem morza w Gdyni byli świadkami głośnej rozmowy telefonicznej nieznanego im wczasowicza, który siedział dwa stoliki dalej.
- Gdzie jestem? No w Gdyni jestem" - mówił turysta. Po drugiej stronie słuchawki padło jakieś pytanie, zapewne dotyczące wyboru miejsca pobytu. - Dlaczego? - powtórzył pytanie wczasowicz. I odpowiedział od razu: - Bo Gdynia jest zajebista!
Chcieliśmy założyć forum niezależne od Urzędu Miasta, komercji, polityki, na którym będą mogli się wypowiedzieć mieszkańcy. Zastanawialiśmy się w większym gronie jak nazwać grupę. I właściwie każdy z nas, rozmawiając o mieście, w którym żyjemy, używał słowa "zajebiste". To poniekąd kontrowersyjne słowo miało na celu przyciągnąć większą ilość potencjalnych forumowiczów. Klamka zapadła jednak jakiś czas później.
Janusz Borzym / administrator grupy "Gdynia jest zajebista"
I tak już zostało.
Słowo "zajebisty", uważane przez językoznawców za wulgarne, pojawiło się w języku polskim w latach 90. XX. Jednak zdaniem administratora gdyńskiej grupy, które potwierdzają także niektóre słowniki, w ostatnim czasie przestało być wulgaryzmem. Używane jest przez coraz większą liczbę Polaków. - Także Paweł Adamowicz mówił, że Gdańsk jest najbardziej zajebistym miejscem na świecie - mówi Borzym.
Grupa "Gdynia jest Zajebista" wiązana jest przez niektórych z Samorządnością Wojciecha Szczurka. - To nie jest zgodne z prawdą - prostuje administrator. - Nasza grupa nadal pokazuje dobitnie nastroje mieszkańców Gdyni. Mimo coraz większego spolaryzowania społeczeństwa, wciąż widoczny jest fenomen gdyńskiego patriotyzmu.
Wentyl dla emocji?
- Klnę jak szewc - przyznaje dr Wojciech Ogrodnik, gdynianin, socjolog, przewodniczący Rady Dzielnicy Wzgórze Św. Maksymiliana. I ze śmiechem przypomina, że zdaniem niektórych naukowców przeklinanie może być oznaką inteligencji.
Kolejne badania naukowe dowodzą, że rzucenie "mocniejszym" słowem może pomóc w radzeniu sobie nie tylko ze stresem, ale także z bólem fizycznym. Przeklinamy też, by podkreślić emocje, stosunek do czegoś. Z badań CBOS sprzed 10 lat wynika, że zaledwie co piąty Polak nie używa wulgaryzmów. Pozostali robią to mniej lub bardziej chętnie.
Przy założeniu, że z jednej strony badania Preply są wiarygodne, a z drugiej używanie wulgaryzmów jest wyrzuceniem emocji, może to - zdaniem Wojciecha Ogrodnika - oznaczać , że gdynianie mają bardzo silne emocje i są bardzo "naładowani". - Być może związane jest to z odczuwaniem sytuacji w mieście - zastanawia się gdyński aktywista - Gdynianie słyszą o aferze ul. Przemyskiej, lotnisku, ograniczeniach komunikacji, odwoływaniu radnych,sprzedanej deweloperowi za marne pieniądze szkolnej działce w Orłowie. Emocja, wściekłość narasta, kumuluje. Używanie wulgarnego języka jest elementem oczyszczającym.
Tak czy inaczej informacja o zwycięstwie Gdyni w rankigu najbardziej przeklinających miast, przyniosła już pierwsze artystyczne efekty. - W poniedziałek moi koledzy opublikowali z związku z tym czterominutową piosenkę "Ku..a, jak tu pi..i", poświęconą sytuacji gdyńskiej - mówi Jakub Noga.poeta, muzyk, artysta. - Jest to bardzo niszowy projekt.
Jakub Noga sam przeklina, i to niemało. Nie ma jednak pojęcia, dlaczego dlaczego akurat Gdynia miałaby stanąć na podium krajowego zwycięzcy w tej dziedzinie. - Nie wiem, jak te badania zostały przeprowadzone - zastrzega. - Nie jest ważna ilość przekleństw, ale to, co między nimi. Może jest tak dlatego, że inteligentni ludzie przeklinają? Może jesteśmy bardziej otwarci, ekspresyjni?
Jakub przypomina, że przekleństwa pojawiają się często w języku muzyków i poetów. Od czasów Rafała Wojaczka, który zresztą naprawdę tak dużo nie przeklinał w swojej poezji, język staje się bardziej otwarty, niż zamknięty. I jeszcze jedno - ostatnio w środowisku artystycznym można zaobserwować falę migracji do Gdyni. Co ciekawe, dość często obejmuje ona producentów i muzyków nurtu rapu i hiphopu, czyli nurtów muzycznych nie unikających wulgaryzmów w tekstach utworów.
- Chyba lepiej usłyszeć dobrą, swojską k...ę, niż zawoalowane słowa ludzi, którzy używają nowomowy - twierdzi artysta. - Poza tym nie jesteśmy miastem, które musiało się w ciągu ostatnich dwudziestu lat konstytuować na nowo. Brak tu wielkich korporacji, nie musimy udawać, mamy bardzo dużo starych znajomości. Wystarczy wyjść na ulicę. W mieście "zbudowanym" z przyjezdnych, takim jak Warszawa, ludzie cały czas muszą grać przed innymi. Posługują się językiem poprawnym, urzędowym, nawet wtedy, gdy idą na kawę, z tak naprawdę obcymi ludźmi. Dopasowują się do narzuconych szablonów języka. Może my, w Gdyni, mamy mniej do stracenia i nie musimy tyle udawać? A poza tym nie ma co ukrywać - u nas naprawdę pi..dzi.
Może to morze?
"Tu przeklinamy najwięcej w całym kraju
Może to morze, morza nie mają, nie znają
K....a, jak tu pi.dzi, to u nas częsta fraza
Choćmy gdziekolwiek, bo ja nie chcę się powtarzać"
("Ku..a, jak tu pi.dzi" zespół Doły z Wapnem)
Utwór "Ku..a, jak tu pi.dzi" nagrał Maciej Szkudlarek, gdyński muzyk (zespoły: Doły z Wapnem, Why Bother? Lastryko) wspólnie z Bartoszem Borowskim (Boro), także muzykiem zespołu Why Bother? oraz Kamilem Mroczkiem (Amado Carrillo Fuentesem). Najbardziej do zacytowania w gazecie nadaje się refren piosenki, zapis pozostałej części mógłby przypominać wymieszanie polskiego słownika z alfabetem Morse'a.
- Od czasu do czasu coś wypuszczamy z siebie - mówi Maciej Szkudlarek . - Jest to treściowo mroczne, nieodpowiedzialne...Tytuł i refren "Ku..a, jak tu pi.dzi" był inspirowany informacją o ankiecie, z której wynikało, że Gdynia jest miastem, w którym się najczęściej przeklina. W internetowej dyskusji pod postem na ten temat zobaczyłem komentarz znajomego, który napisał, że wystarczy powiedzieć "ku..a, jak tu pi.dzi" i mamy od razu dwa przekleństwa. A w Gdyni nie da się tego silnego wiatru uniknąć.
Czy Gdynia jest rzeczywiście miastem przeklinających ludzi?
- Mam mało dystansu do tej sprawy - odpowiada muzyk. - Po pierwsze jestem z Gdyni, po drugie przeklinam. Czy więcej lub mniej, niż ludzie poza Gdynią - nie wiem. Informacja o wynikach ankiety nie zdziwiła mnie, ale nie umiem się do niej odnieść. Jako rodowity gdynianin jestem w stanie poczuć dumę z czegokolwiek, co jest związane z moim miastem.
I na koniec - oficjalnego komentarza władz miasta w sprawie rankingu nie będzie. Gdyńscy samorządowcy, jak przekazał nam wiceprezydent Gdyni Michał Guć, nie zamierzają odnosić się do tego typu "newsów".
Napisz komentarz
Komentarze