Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

„Samochody nie myślą. Tylko ludzie”. Izabela Czułowska wie, co mówi. Posiada wszystkie kategorie prawa jazdy

Izabela Czułowska mieszka w Rytlu w gminie Czersk. Jest księgową, ale też posiada uprawnienia do prowadzenia pojazdów wszystkich kategorii. Jakby tego było mało, jest też instruktorką nauki jazdy, a niedawno zdała egzamin teoretyczny na... egzaminatora. Teraz czeka na część praktyczną i marzy o zdobyciu uprawnień instruktorskich w Niemczech.
Izabela Czułowska

Autor: Olek Knitter | Zawsze Pomorze

Przepraszam za małe spóźnienie. Ale „L” jechała przede mną... Ale spokojnie, nie trąbiłem, nie pospieszałem... Często kierowcy się tak zachowują w stosunku do was?

Bardzo często. W Chojnicach kierowcy jeszcze nie są pod tym względem zdyscyplinowani. Najczęściej denerwują się, gdy samochód zgaśnie kursantowi przy ruszaniu. Ale to przecież każdemu, kto uczył się jeździć, się zdarzało. Mi też. Czy to coś strasznego? Kierowcy, którzy „trąbią” na L-ki muszą mieć świadomość, że popełniają dwa wykroczenia. Pierwszy, to bezpodstawne i nieuzasadnione użycie sygnału dźwiękowego, a drugie, to nie zachowanie szczególnej ostrożności wobec pojazdu szkoleniowego. A to, że „L” jadą wolno, to również z tego powodu, że jadą... przepisowo. I wtedy to denerwowanie się kierowców jest najbardziej irytujące. Są np. w Chojnicach czy w innych miastach strefy ograniczenia prędkości i wówczas kursant stosuje się do przepisów. Czy ty, jako kierowca, jeździsz w takich strefach wolniej?

Grozi mi mandat, jak powiem, że nie zawsze?

No nie, ale oboje zdajemy sobie sprawę, że ci, którzy mają już prawo jazdy, niekoniecznie się stosują do wszystkich reguł. A kursanci tak, bo się uczą i przed nimi jest egzamin. Zanim znów zatrąbimy warto czasami wziąć to pod uwagę,. Wiem, że wszyscy zawsze się spieszą, bo dziecko trzeba odebrać, bo chce się szybko być z pracy w domu. Ale to nie jest usprawiedliwienie, aby trąbić, a co gorsza, jeszcze w takich strefach wyprzedzać, bo i tacy kierowcy się zdarzają.

PRZECZYTAJ TEŻ: NIK: Rośnie odsetek ujawnianych pijanych kierowców. Jak sytuacja wygląda na Pomorzu?

Czym jeździć na co dzień do pracy? Może to wydać się dla kogoś dziwnym pytaniem, bo pomyśli, czemu o to pytam, gdyż jesteś księgową...

Jeżdżę do pracy malutkim peugeotem.

Pytam, bo mogłabyś też pojechać autobusem, traktorem, ciężarówką, motorem... Tak się składa, że przez długi czas miałaś, jak większość z nas, kategorię „B”. A teraz w twoim „prawku” nie ma żadnej wolnej rubryki. Zdałaś egzaminy na wszystkie kategorie! Jak do tego doszło?

To może od początku. Na kategorię „B” zdałam, może się wydawać, że późno, bo w wieku 33 lat. No i przez wiele lat mi to wystarczyło. W 2016 roku wróciłam do Polski. I zaczęłam pracę jako księgowa u Irka Koryckiego, znanego chyba wszystkim miłośnikom motoryzacji, nie tylko w Chojnicach. I pomyślałam, że zostanę również instruktorem nauki jazdy. Wiele osób mnie przestrzegało, że to trudne itp. Rok później miałam już uprawnienia. W międzyczasie Irek pokazał mi raz swoje prawo jazdy, gdyż też posiada wszystkie uprawnienia. Spojrzałam i z zazdrością powiedziałam mu wtedy, że też kiedyś będę takie miała. I dziękuję Irkowi Koryckiemu, bo bardzo mnie wspomagał w dążeniu do tego celu. Dziękuję też wszystkim, którzy mnie wspierali na mojej drodze, głównie moim siostrom oraz Ośrodkowi Szkolenia Kierowców Poldek z Gdańska.

I to zrobiłaś. Dziś masz wszystkie kategorie. Która była dla ciebie największym wyzwaniem?

Może nie uwierzysz, ale kategoria „A”, czyli na motocykl. Zdałam ją jako ostatnią. To była moja pięta Achillesowa. Zdecydowanie wolę jeździć dużymi samochodami. Wszystkie kategorie, łącznie z ciężarówką i autobusem, zdałam za pierwszym razem. Tak samo teorię. Tylko nie na motocykl, z którym musiałam się troszkę pomęczyć. Ale zdałam.

Dziś nie dziwią nas kobiety w „tirach”, autobusach i innych wielkogabarytowych pojazdach, choć kilka czy kilkanaście lat temu, był to dość rzadki widok. Ale jednak kobieta mająca wszystkie kategorie, to jeszcze malutki ewenement. Nie chcę, aby to źle zabrzmiało, ale takie kobiety w Chojnicach i okolicach pewnie można policzyć na palcach jednej ręki.

Raz zatrzymał mnie policjant i patrząc w systemie sam przyznał, że to rzadki widok. Ale taka jest jeszcze mentalność. Do niedawna jeszcze dla niektórych dziwne było, że kobieta jest instruktorką nauki jazdy. Ale to się zmienia.

PRZECZYTAJ TEŻ: Ministerstwo Sprawiedliwości chce konfiskować auta pijanym kierowcom

Jesteś zaprzeczeniem dość popularnego powiedzenia, zwłaszcza nerwusów, że „baba za kółkiem” oznacza kłopoty.

Wszystkim, którzy tak myślą o kobietach życzę, by jeździli np. tak jak ja. Nie dlatego, że mam o sobie wysokie mniemanie, bo gdy większość Polaków uważa się za bardzo dobrych kierowców, ja uważam siebie za dobrego kierowcę. Ale chciałabym, aby było bezpieczniej na drogach, dlatego m.in. postanowiłam uczyć innych.

Ale nie tylko uczysz. Od niedawna, jakby ci było tego wszystkiego mało, zdałaś też egzamin na egzaminatora. To podobno jest dopiero Mount Everest. Czy to wisienka na torcie dla ciebie?

No przyznam, że to był naprawdę trudny egzamin i gdybym wiedziała, że aż tak, to nie wiem, czy bym na niego poszła. Ale na serio, to lubię takie wyzwania. Zdawalność jest w tym przypadku dość niska. Trzeba znać i rozumieć ustawy, rozporządzenia. Pytania są wielokrotnego wyboru. Zdobyłam jednak 37 na 40 punktów, więc chyba nie najgorzej. Jestem więc z siebie dumna. Teraz czekam na egzamin praktyczny. Polega on na tym, że występuje się w dwóch rolach – raz kursanta, raz egzaminatora. I jest się ocenianym.

Na naszych drogach jest niebezpiecznie? Na Pomorzu, w Polsce?

Tak, tak uważam.

To wina kierowców czy złej jakości dróg? A może drzew, które stoją za blisko?

Nie zrzucajmy wszystkiego na wąskie czy złe drogi i nie żartujmy, że to nagle drzewa wyskakują kierowcom na drogę. Jasne, że czasy się zmieniły, jest o wiele więcej samochodów, które mogą jeździć szybciej niż kiedyś. Jednak Polacy za kółkiem mają ułańską fantazję. Ale tylko u siebie w kraju. Jadąc w Niemczech, już potrafią przestrzegać ograniczeń prędkości.

To może dobrze, że są coraz wyższe mandaty. Może to nieco przyhamuje zapały tych „ułanów” za kółkiem.

Nie do końca. Wysokość mandatów i punkty karne w moim odczuciu są niewspółmierne do wykroczeń. Nie czarujmy się, wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i za kółkiem popełniamy również błędy. Wygląda mi to jednak jak wyciąganie pieniędzy od kierowców. Oczywiście, ustawodawca będzie to argumentował poprawą bezpieczeństwa. Jednak w większości kierowcom w Polsce brakuje cierpliwości i kultury. I nad tym musimy pracować. Osobny temat to piesi czy rowerzyści. Często oni też nie zachowują się zgodnie z przepisami, zasadami, a słyszymy tylko o karach dla kierowców. Czy piesi otrzymują mandaty za przechodzenie przez przejście z telefonem przy uchu?

Czujemy się dobrymi lub bardzo dobrymi kierowcami, ale z teorią jest u nas na bakier. Wielu rzeczy nie pamiętamy, uczyliśmy się testów na teorię, tylko aby zdać. Dziś znamy znaki, podstawowe przepisy, ale gdyby się wgłębić...

Kiedyś w bazie było 300 pytań, dziś około 2000. Fajnie by było, aby raz na kilka lat każdy z nas poszedł dobrowolnie na dodatkowe zajęcia czegoś się nauczyć, przypomnieć sobie, gdyż nie wszyscy śledzą zmiany w przepisach, rozporządzeniach i nowelizacje, o wielu rzeczach mogą nie wiedzieć. Fajną akcję robi np. PORD w Gdańsku. Polecam każdemu kierowcy. Tak samo, jak dodatkowe zajęcia w Ośrodku Doskonalenia Techniki Jazdy w Pszczółkach. Szczególnie teraz, przed zimą, bo można przekonać się tam, jak to jest znaleźć się w poślizgu, i nauczyć się z tego wychodzić. Instruktorzy uczą techniki jazdy, pokonywania zakrętów. Warto!

Po co, przecież większość ma takie „bryki”, z takimi systemami, że one same za nich to ogarną!

Ale samochody nie myślą. To ludzie mają mózgi. A taka dodatkowa lekcja może kiedyś uratować nam zdrowie czy życie, bo będziemy wiedzieli, jak zachować się w trudnym momencie na drodze.

Przyznam, że jako chojniczanin nie byłem zwolennikiem wprowadzenia w Chojnicach egzaminów na prawo jazdy. Po pierwsze, wychodziłem, i chyba nadal wychodzę, z założenia, że pewności siebie nabierze się dopiero, jeżdżąc np. po Bydgoszczy, no bo Trójmiasto jest jednak, moim zdaniem, „łatwiejsze” dla „świeżaka za kółkiem”. A po drugie, większa liczba uczących się jazdy kursantów w mieście, które nie ma dwóch pasów ruchu, spowoduje większe korki.

Uwierz mi, że czasami łatwiej zdać prawo jazdy w Gdańsku niż w Chojnicach. A Bydgoszcz... No tak, każdy na początku swojej przygody za kółkiem bał się jechać do tego miasta. Ja też. Zdawałam w Pile, gdzie nie było tramwajów... Ale jeśli kierowca będzie spokojny i będzie chciał, to poradzi sobie potem w każdym mieście. OK, na początku pojedzie w nowym miejscu wolniej, bo nawet my, mimo doświadczenia, w nowym mieście, którego nie znamy, jedziemy jednak bardziej uważnie i wolniej. Wszystkim, którzy twierdzą, że są lepszymi kierowcami niż ci, którzy zdali egzamin w Chojnicach, proponuję jazdę sprawdzającą umiejętności po tym mieście. Bardzo szybko zmienią zdanie.

PRZECZYTAJ TEŻ: Kosztowna stłuczka w Strzelnie. 6 tys. złotych mandatu dla 34-letniego kierowcy

To jakie jest kolejne twoje wyzwanie? Papiery na prowadzenie pociągu czy już od razu samolot?

Pociąg? Nie wiem. Samolot? Nie, bo boję się latać. Ale chciałabym zostać instruktorką jazdy w Niemczech.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama