Dlaczego, pana zdaniem, Jarosław Kaczyński wybrał Karola Nawrockiego na kandydata wspieranego przez PiS? Bo jest okazały?
(Śmiech) Jarosław Kaczyński wybrał go z kilku powodów. Po pierwsze, jeśli Karol Nawrocki nie zostanie prezydentem, to będzie go można obwinić za porażkę. Prezes powie wtedy: – To nie był nasz kandydat, tylko obywatelski i sobie nie poradził. Po drugie, jeśli Nawrocki wygra te wybory, to w przekonaniu prezesa stanie się sterowalny, ponieważ ma właściwości podobne do tych, które posiada Andrzej Duda. Ale najważniejsze dla prezesa jest to, że ten kandydat nie zbuduje żadnego ugrupowania, które byłoby w kontrze do Prawa i Sprawiedliwości. Nie wyłuska prezesowi ludzi z partii, tak jak to się przez prawie 10 lat nie udało prezydentowi Dudzie. Bo nadrzędnym celem dla Jarosława Kaczyńskiego jest to, żeby nie stracił partii. Albo, żeby mu politycy nie uciekli do innych ugrupowań. A Karol Nawrocki, na razie, jest gwarantem zasady: czy się stoi, czy się leży moja partia mi się należy. Ale to zamysł dość karkołomny. Może się bowiem po porażce wyborczej Karola Nawrockiego okazać, że część młodszych polityków PiS powie Kaczyńskiemu: – Hola Hola, panie prezesie może by pan jednak poszedł na emeryturę. A my się wszystkim zajmiemy. I jeszcze jeden atut ma Karol Nawrocki dla prezesa – można go lepić na każdą modłę i „sprzedać” jak maść na odciski lub lek na zgagę.
Konwencja obywatelska w Krakowie pana oczarowała, czy rozczarowała?
To była słaba prezentacja samego kandydata. Czuło się nie tylko to, że jest politycznym nowicjuszem, ale też, że decyzja o jego wyborze zapadła w ostatniej chwili. Być może sprowokowała ją konwencja Platformy Obywatelskiej, na której ogłoszono, że to Rafał Trzaskowski będzie ich kandydatem na prezydenta. To trochę jak z tymi karpiami przed Wigilią. W puli mamy trzy sztuki, ale zapada decyzja, że tego odławiamy i dzisiaj jemy. To wystawienie kandydata zwanego przez PiS obywatelskim, z każdej strony przypominało o tym pośpiechu.
Jak wypadł na tej konwencji Karol Nawrocki?
Po pierwsze kandydat miał „nienaczytany” tekst, jak mówi się w żargonie występujących publicznie czy wśród aktorów. Nie twierdzę, że wszyscy muszą mówić z głowy. Ale już własny życiorys można było opowiedzieć swoimi słowami, a nie z kartki. Tylko kiedy mówił o rodzinie, o dzieciach, to brzmiało naturalne. Cała reszta tekstu wskazywała na to, że nie on go pisał. Mógł go lekko zredagować oczywiście, ale czasu na własną twórczość było bardzo mało. To były główne czynniki, które spowodowały, że jego wystąpienie nie było porywające, tylko przeciętne.
A pierwsze wrażenie w przypadku mało znanego kandydata liczy się bardzo...
Konwencja miała lepsze strony jak układ krzeseł i scenografia, która przypominała trochę ring bokserski, nawiązujący do sportu, którym się prezes IPN zajmował. Muzyka z filmu „Rocky” to też był jakiś pomysł. Ale kandydatowi show ukradł sam prezes i to on wszedł triumfalnie na salę niczym Rocky Balboa, a wszyscy działacze PiS, jak fani sportu, próbowali go dotknąć, uścisnąć. Wystąpienie profesora Andrzeja Nowaka też bardziej przykuwało uwagę, niż to, co potem mówił Nawrocki. Zarówno prezes jak i profesor mieli być tylko supportem dla kandydata na prezydenta. A potem miała wejść prawdziwa gwiazda: doktor, czy raczej „doktór” – jak powtarzał prezes – Karol Nawrocki i jeszcze bardziej rozpalić te emocje. Ale się nie udało. Wystąpienie Karola Nawrockiego nie było beznadziejne. Ale pamiętam Andrzej Dudę podczas takiej konwencji sprzed prawie dziesięciu lat i tamto wystąpienie było zdecydowanie lepsze.
Andrzej Duda miał już trochę przetarty, polityczny szlak. Kandydował m.in do europarlamentu. Karol Nawrocki to do tej pory człowiek z gabinetu.
Dlatego jeżeli pisze się takiemu kandydatowi wystąpienie, to warto go dobrze znać. A nie tylko powtarzać znane już tezy PiS, słowa wyjęte żywcem z ust Kaczyńskiego. Nawet działacze partyjni było rozczarowani. Czytałem ich wypowiedzi, z których wynikało, że Nawrocki to nawet nie jest Duda. A to wcale nie oznacza komplementu.
To, że jest chłopakiem z podwórka, człowiekiem z ludu, który sam się musiał wszystkiego dochrapać, może być atutem?
Oczywiście, tym bardziej, że on jednak nie należy do partii. Atutem jest to, że dla wielu osób jest nowością. Chcemy zaspokoić ciekawość. Ale dość szybko wychwytuje się sprzeczności w jego wypowiedziach. Podczas debaty z Przemysławem Czarnkiem mówił o obecnym rządzie, że teraz politykę historyczną tworzą ludzie, którzy nie mają genu polskości. Kilka dni później na konwencji zapewnia, że chce zakończyć wojnę polsko-polską. Jak to się ma do siebie? Kłopot polega na tym, że politycy PiS opowiadają Nawrockiemu, kim jest. To się czasami w polityce sprawdza. Nawrocki musi się teraz nauczyć swojego publicznego ja, bo prywatne ja chyba jest mu znane. Pisowcy próbują wmawiać wszystkim, że to apolityczny kandydat. Bo w badaniach im wyszło, że taka polaryzacja, którą prezentuje np. Czarnek im nie służy. Przyciągnęłaby tylko tych najbardziej przekonanych. Opinia publiczna, która już nie chce tego politycznego łomotu, będzie więc urabiana w stylu, że Nawrocki chce skończyć wojnę polsko-polską. Politycy PiS będą robić wszystko, żeby pokazać popieranego przez siebie kandydata jako gołąbka pokoju, a o przeciwnikach będą mówić, że to są sępy polityczne.
Przez sześć miesięcy można zbudować rozpoznawalność Nawrockiego.
Pytanie, czy to wystarczy, żeby on wywoływał silne emocje w drugiej turze? I czy PiS nie popełni błędu? Bo politycy tej partii tak długo będą głaskać Polki i Polaków i powtarzać, że to świetny kandydat obywatelski, dopóki nie znajdą jakiegoś kija, którym spróbują przyłożyć z drugiej ręki Rafałowi Trzaskowskiemu i Donaldowi Tuskowi.
Jak może grać PiS w kampanii?
Z jednej strony wykorzysta syndrom sierotki Marysi, tej „bitej” przez obecnych rządzących. Będzie opowiadać, jak te wredne elity się na partii prezesa mszczą. Jak niesłusznie odbierają PiS-owi subwencje. I będą mówić, że Nawrocki jest chłopakiem z ludu, a nie arystokratą. PiS chce ugrać jeszcze coś. Wmówić Polakom, że oni przez osiem lat nie rządzili. A jeśli już, to robili tylko dobre rzeczy. A wszystko co złe było za sprawą złych ludzi Tuska.
Zakłada pan teorię, że Karol Nawrocki może być wystawiony na zająca i jak sobie nie poradzi to w lutym albo w marcu zostanie przez prezesa wymieniony na zawodnika cięższej wagi?
To nie jest opcja niemożliwa. Ale PiS gra na razie w niedopowiedziane. Nazywa kandydata obywatelskim choć wszyscy wiedzą, że pieniądze na kampanię będą partyjne, że konwencja została przez PiS organizowana i wreszcie, że to politycy tej partii będą w terenie organizować spotkania wyborców z kandydatem. Badania musiały wykazać, że znaczek PiS działa na większość wyborców jak płachta na byka. Dlatego na konwencji nie było ani jednego symbolu powiązanego z partią.
Poza znanymi obywatelami z PiS, siedzącymi w pierwszych rzędach.
Dzięki temu mogliśmy obserwować różne emocje. U części, jak w przypadku Beaty Szydło, widać było niezadowolenie na twarzy. Prezes Kaczyński podszedł do sprawy sadystycznie, bo posadził obok siebie Mateusza Morawieckiego i Antoniego Macierewicza, którzy organicznie się nie znoszą. Ale tu musieli wydusić uśmiech na twarzy. I to jest wyrafinowany sadyzm polityczny.
Już wiemy, że tę kampanię będą Karolowi Nawrockiemu robić ludzie Prawa i Sprawiedliwości. Nazwisko szefa swojego sztabu wyborczego ujawnił w poniedziałek wieczorem na antenie TV Republika sam kandydat. Ogłosił, że sztabem pokieruje Paweł Szefernaker z PiS.
I wszystko jasne.
To był też członek sztabu wyborczego Andrzeja Dudy, który przyłożył się mocno do zwycięstwa obecnego prezydenta. Polityk dla PiS wielce zasłużony, specjalista od mediów społecznościowych.
Już wiadomo, gdzie będzie największe pole bitwy tej kampanii...
Ten polityk na czele komitetu wyborczego kandydata podobno obywatelskiego to jawny, szyderczy śmiech PiS w oczy Polakom. Ale oni się nie przejmują. Są teflonowi i potrafią nagiąć się w każdą stronę.
Aktyw partyjny PiS będzie go wspierać? Zwłaszcza, że jest kilku ważnych polityków w tej partii rozczarowanych tym, że nie oni zostali wybrani.
Prezes tak powymieniał lokalnych baronów pisowskich, żeby się nie opierali i wspierali z wszystkich sił. Oczywiście z niewolnika nie ma pracownika.
Ale niedawno czytałem, że 64 polityków byłej Zjednoczonej Prawicy ma postawione albo za chwilę będzie mieć zarzuty prokuratorskie. W związku z tym oni muszą widzieć w Karolu Nawrockim przyszłego wybawcę, który ich ułaskawi, nie dopuści do tego, żeby stała się im krzywda. Pałac prezydencki może być dla nich taką Redutą Ordona.
Na razie spora część działaczy, którzy brali udział w niedzielnej konwencji, wyszła z brakiem przekonania, czy ten kandydat podoła. Ale PiS mimo kłopotów z subwencją, nie jest ubogim krewnym. Nadal ma struktury i pieniądze, które jeszcze od obywateli zbiera. Konsultuje też ludzi ze sztabu Donalda Trumpa, jak wygrać te wybory. Bo pewnie myślą, że skoro Trumpowi się udało, to im też może się udać.
A prawybory w Koalicji Obywatelskiej? Pewnie nie zaskoczyła pana wygrana Rafała Trzaskowskiego?
Zaskoczyła mnie ogromna różnica w poparciu. 75 procent głosów oddanych na Trzaskowskiego robi wrażenie. To polityczna masakra kontrkandydata. Ale Koalicja Obywatelska bardzo na tych prawyborach zyskała, nie tylko przez ogromne zainteresowanie nią w mediach, także społecznościowych. Odsłony tekstów na ten temat szły w miliony. Koalicja może teraz grać kartą, że u nas prawybory się odbyły i nasz kandydat ma bardzo silne wsparcie działaczy. Do tego zachowanie się Radosława Sikorskiego, które było po ogłoszeniu wyników bardzo rycerskie. Choć obserwowaliśmy, że to była między nimi prawdziwa walka, a nie teatr. Ale tymi prawyborami Donald Tusk pokazał, że polityka może być inna.
Można powiedzieć że Sikorski przegrał, ale wygrał…
Musiał porażkę mocno przeżyć, ale zrobił to z klasą. To jego pytanie do Trzaskowskiego: – Słuchaj, ale podpiszesz mi tych 50 nominacji ambasadorskich, co? Czy stwierdzenie: – Akceptuję wynik prawyborów. Wzywam wszystkich, którzy na mnie głosowali do bezwarunkowego poparcia kandydata na prezydenta RP Rafała Trzaskowskiego. Rafale, walcz, walcz, walcz i wygraj! Robi wrażenie. I pokazuje, że to wybitny gracz. Karol Nawrocki będzie musiał zmierzyć się z kandydatem bardziej otrzaskanym. Rafał Trzaskowski startował już w kampanii na prezydenta Polski. I walczył ostro, choć walka dla niego była nierówna. Media publiczne zawładnięte wówczas przez PiS, jechały po nim równo. I mało kto by ten hejt i ciśnienie wytrzymał. Chociaż błędem było nie pojechanie przez niego na debatę do Końskich.
Myśli pan, że już przyswoił sobie tę lekcję, że wyborów nie wygrywa się w Wilanowie tylko w Końskich właśnie?
Na pewno. Ale kandydat, jaki by nie był cudowny i wspaniały, musi opierać się na swoim zapleczu. Pytanie – co kalkuluje jego zaplecze? Czy panuje opinia, że zwycięstwo mamy w kieszeni? To byłby błąd. Podobnie jak myślenie, że w kampanii będzie łatwo. Właściwe byłoby myślenie, że aby wygrać, trzeba gryźć trawę. Jest wybór, krew, pot i łzy, albo samozadowolenie, minimalizm i zdziwienie. Co wybiorą, czas pokaże.
Napisz komentarz
Komentarze